Cywilizacja

Rok Trumpa. Permanentna niepewność

Choć w kampanii Trumpa nielegalny imigrant był zazwyczaj morderczym Meksykaninem, to ponad połowa nielegalnych mieszkańców USA nie przechodzi przez zieloną granicę, ale zostaje tu po wygaśnięciu wizy turystycznej. Jak wielu Polaków, na przykład.

Dla wolności podeptała ławkę

Irena Lasota była jedną z twarzy Marca ’68. Ale nie chcieli jej zaprosić na obchody 50 rocznicy wydarzeń. Przez Adama Michnika?

zobacz więcej
Najpierw mało kto wierzył, że Donald Trump rzeczywiście wysunie swoją kandydaturę na prezydenta. Potem śmiano się na myśl, że mógłby zwyciężyć w prawyborach partii republikańskiej. Następnie stanął twarzą w twarz z Hillary Clinton, a jego popularność w tak zwanym narodzie rosła wprost proporcjonalnie jego do kolejnych deklaracji, które co bardziej oświeceni uważali za bełkot. I zapanowało zdumienie po obu stronach barykady.

Z prezydentem czy przeciw niemu

W rok po wyborach, gdy prezydent Trump odniósł swoje pierwszy większy sukces w Kongresie, przeprowadzając zmiany kodeksu podatkowego mogło się wydawać, że zaczyna panować nad sytuacją. Niedługo potem, dokładnie w rocznicę swego zaprzysiężenia, nie udało mu się jednak przeprowadzić budżetu na najbliższy rok – i rząd federalny zawiesił urzędowanie na jedną dobę. Po tej jednej dobie republikanie i demokraci dogadali się w Kongresie w sprawie prowizorycznego budżetu na kolejne trzy tygodnie i Ameryka znów pogrążona jest w niepewności.

Należy zresztą oddzielić w tym rocznym podsumowaniu obywateli Stanów Zjednoczonych od ich reprezentantów, czyli Kongresu: Izby Reprezentantów i Senatu. W Kongresie najważniejsze są liczby, czyli proporcja republikanów i demokratów. Niezależnych zazwyczaj nie ma, a jeśli są, to nie odgrywają większej roli. Izba Reprezentantów liczy 435 członków wybieranych co dwa lata w jednomandatowych okręgach wyborczych. Senat ma stu członków: po dwóch z każdego stanu sprawujących funkcje przez sześcioletnie kadencje, a jedna trzecia z nich jest wybierana co dwa lata.
Prezydent Donald Trump (u dołu z lewej) wraz ze współpracownikami podczas wywiadu radiowego na temat reformy podatkowej. 17 października 2017 r., Waszyngton, Eisenhower Executive Office Building. Fot. REUTERS/Kevin Lamarque
Rok 2018 jest rokiem wyborczym i już dziś, dziesięć miesięcy przed listopadowymi wyborami, i kilka miesięcy przed prawyborami kandydaci, zwłaszcza oczywiście republikańscy, muszą się decydować, czy stawiać na Trumpa, czy iść przeciw Trumpowi. Jak dotąd w kilku wyborach uzupełniających antytrumpowcy rozgromili trumpowców, ale nie ma gwarancji, że ten trend będzie trwał.

Chwalić się każdą liczbą

Ani Republikanie, ani Demokraci nie chcą być postrzegani jako ci, którzy odebrali swoim wyborcom część opieki zdrowotnej, czy podnieśli podatki. Kongres nie poparł prezydenckiego projektu ustawy o ubezpieczeniach zdrowotnych, ale Trump, wszystko co w tej dziedzinie mógł, pozmieniał za pomocą dekretów (w ten sam sposób lubił rządzić także Obama).

Kongresmeni natomiast zgodnie z wolą Trumpa przyjęli reformę podatkową. Eksperci twierdzą, że skutki obu tych kroków nie dają się łatwo przewidzieć i wyborcy mogą je odczuć dopiero za rok lub dwa lata. Znacznie bardziej lubię ekspertów, którzy mówią „nie wiem”, niż takich, którzy wyrażają opinię na każdy temat, ale maja rację przeciętnie w 50% przypadków.

Gospodarka amerykańska ma się całkiem nieźle, bezrobocie jest na stałym poziomie około 4% , inflacja również waha się około 2%. Dochód narodowy przyrósł o 2,3%, co wygląda zupełnie dobrze. Trump wprawdzie obiecywał natychmiastowy wzrost do 4% , ale nie ma to znaczenia, ponieważ normalni ludzie nie w tych kategoriach patrzą na swoje portfele. Mimo, że wyniki ekonomiczne za 2017 rok są przede wszystkim wynikiem polityki poprzednich kilku lat, Trump lubi chwalić się każdą liczbą, uznając to za sukces swojej polityki gospodarczej.
W październiku 2017 r. w okolicach San Diego zaprezentowano 8 wzorów muru, który miałby stanąć na granicy USA z Meksykiem. Fot. REUTERS/Mike Blake
Ogólnonarodowa dyskusja i ostre polityczne spory nie dotyczą jednak zasad funkcjonowania gospodarki, a sprawy, przez którą utknęło głosowanie w sprawie budżetu i jeśli tu nie będzie ugody, to dojdzie do kolejnego zamrożenia działalności państwa na początku lutego.

Mur i „Marzyciele”

Chodzi o mur, imigrantów i „Marzycieli” („Dreamers”). We wszystkich tych kwestiach emocje przeważają nad znajomością tematu. Kandydat Trump obiecywał, ku radości tłumów, że na całej granicy z Meksykiem zbuduje mur – a więc musiałby on mieć ponad 3 tysiące kilometrów. Mówił też, że Meksyk za to zapłaci. Dziś wiadomo już, że Meksyk nie zapłaci, dlatego w projekcie budżetu złożonym przez prezydenta jest zapisana suma na pierwsze prace przy budowie muru. Tak naprawdę nikt jednak nie wie, ile taki mur mógłby kosztować. Trump mówił o 12 miliardach dolarów, a niezależne wyceny wahają się od 21 do 60 miliardów. Na najbliższy rok Trump wpisał do projektu budżetu 1,6 miliarda dolarów, Kongres przyznał mniej niż jedną piątą tej sumy, i to nie na budowę, a na utrzymanie stojących już murów, o których istnieniu prawie nikt nie wie.

Rynek amerykański potrzebuje rąk do pracy, ale w Stanach przebywa około 12 milionów nielegalnych imigrantów, co jest coraz silniejszym argumentem za zmianą przepisów. Problem polega jednak na tym, że, choć w kampanii Trumpa nielegalny imigrant był zazwyczaj morderczym Meksykaninem, to ponad połowa nielegalnych mieszkańców USA nie przechodzi przez zieloną granicę, ale zostaje tu po wygaśnięciu wizy turystycznej. Jak wielu Polaków, na przykład.
Loteria wizowa miała zapewnić pełną różnorodność rasowo-narodowościową w Stanach Zjednoczonych. Na zdjęciu: bus reklamujący akcję w Lagos, stolicy Nigerii, rok 2012. Fot. REUTERS/Akintunde Akinleye
Kongres najprawdopodobniej zniesie tak zwaną loterię wizową. Przypomnijmy: od 1990 roku za jej pomocą przyznawano 50 tys. wiz pobytowych rocznie obywatelom krajów, z których było proporcjonalnie za mało przybyszów do USA – chodziło o to, aby zapewnić pełną różnorodność rasowo-narodowościową. Pomysł był z gruntu idiotyczny, bardzo kosztowny i całkowicie zbędny w kraju, który tak czy owak jest tyglem narodowościowym.

Trumpowi ogromnie zależy na murze, a Demokratom na zalegalizowaniu pobytu w USA „Marzycieli”, czyli tych, którzy przyjechali do Stanów jako dzieci, zadomowili się tu i zapuścili korzenie. Administracja Obamy zalegalizowała pobyt około 800 tysięcy z nich, ale jest ich jeszcze prawie 4 miliony i Trump groził, że wszyscy będą deportowani, nawet jeśli są członkami rodzin obywateli amerykańskich.

Strach przed tweetem

Właśnie w tych kwestiach będą toczyć się negocjacje dotyczące budżetu. Sprawy niby są poważne, ale na budżet USA mają wpływ naprawdę niewielki, wiadomo więc, że bardziej chodzi o zasady i prestiżowe zwycięstwo. Oczywiście można się spodziewać, że rząd amerykański, który wydaje corocznie miliony dolarów na uczenie autochtonów i aborygenów na całym świecie „conflicts resolution”, czyli sztuki rozwiązywania konfliktów, jakoś sobie poradzi.

Jeśli już o tym mowa, to polityka światowa administracji Trumpa nie wygląda najlepiej.

Obecny prezydent bardzo lubi uprawiać politykę zagraniczną, ale wydaje się mieć o niej tak niedostateczne wyobrażenie, że nawet jego sekretarz stanu Rex Tillerson nazwał go „moronem”, czyli po polsku – idiotą. Sam Departament Stanu chyli się ku upadkowi, ponad połowa stanowisk wymagających zatwierdzenia przez Senat jest nieobsadzonych, a wysocy urzędnicy obawiają się podejmowania decyzji wiedząc, że jeden tweet z Białego Domu może zniweczyć ich dyplomatyczne zabiegi.
W Waszyngtonie mówiono, ze sekretarz Stanu Rex Tillerson miał nazwać prezydenta "moronem" czyli idiotą. W odpowiedzi na tę plotkę Donald Trump zaproponował współpracownikowi, aby zmierzył się z nim w teście na inteligencję. Fot. REUTERS/Kevin Lamarque
Trump zapowiedział, że drastycznie obetnie tak zwaną pomoc zagraniczną, co z jednej strony ma sens, jeśli się wie, ile dolarów na tę pomoc tonie w biurokratycznych organizacjach amerykańskich i międzynarodowych, ale z drugiej strony jest groźne i może zaostrzyć konflikty międzynarodowe.

Rok zagranicznej polityki Trumpa podsumuję innym razem, na razie przypominam tym, którzy zwracają uwagę na słabnięcie demokracji w USA, że Trump nigdy nie obiecywał Amerykanom więcej demokracji, a tylko, że „ przywróci Ameryce wielkość” („will make America great again”) Wielkość jest jeszcze trudniejsza do zmierzenia niż demokracja.

– Irena Dorota Lasota z Waszyngtonu
03.09.2017
Zdjęcie główne: Prezydent Donald Trump przed Białym Domem, grudzień 2017 r. Fot. REUTERS/Jim Bourg
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.