Przy tej ostatniej okazji Jego Cesarska Wysokość Aleksander III raczył osobiście wysłuchać na baczność zakazanej do tej pory we Wszechrosji „Marsylianki”, co rozsądnie liberalne środowiska dworskie przyjęły z niekłamanym wzruszeniem.
Nic już nie stało na przeszkodzie kordialnej entencie: zawarty w 1894 roku sojusz zawarty był formalnie przeciw niemieckiemu ekspansjonizmowi, rychło jednak okazało się, że idzie za nim fala francuskich inwestycji w rosyjski przemysł i koleje, od Transsyberyjskiej, po linię orenbursko-taszkiencką, która stanowić miała przyczółek w przyszłym uderzeniu Petersburga na pozostający pod angielską kontrolą Afganistan a w przyszłości kto wie – Indie…
Mikołaj II uroczyście wmurował kamień węgielny pod najpiękniejszy paryski most Aleksandra III, Diagilew wystawiał w Paryżu „Ballets Russes”, polskie niedobitki Wielkiej Emigracji i powstańców styczniowych musiały się czym prędzej wynosić do Szwajcarii, bo francuskie powietrze okazało się im nie służyć. Ach, ta belle epoque!
Brytyjczycy z Sowietami
Sojusz francusko-rosyjski miał w sobie jednak, przyznajmy, XIX-wieczną urodę i lekkość. O ileż trudniej było o te cnoty w 47 lat później, w mroku wczesnej jesieni za kręgiem podbiegunowym, w smrodzie ropy naftowej i huku przelatujących nisko Hurricane’ów. A jednak to tam właśnie, na polowych lotniskach pod Archangielskiem, hartowało się brytyjsko-sowieckie braterstwo broni.
Operacja „Force Benedict”, bo taki kryptonim nosiła do lat 60., została zapoczątkowa przez przez brytyjskiego ambasadora w Moskwie, Stafforda Crippsa, w tydzień po rozpoczęciu przez Hitlera uderzenia na ZSRS. Już w początku lipca podczas wizyty sowieckiej admiralicji w Londynie doprecyzowano projekt wsparcia przez Brytyjczyków lotnictwa Armii Czerwonej na północnej flance cofającego się frontu, a przy okazji – przekazania Sowietom kilkuset najnowszych myśliwców i przeszkolenia ich, w warunkach bojowych, w zakresie obsługi i taktyki.
Nowo sformowana jednostka RAF (w sumie 39 samolotów oraz 550 pilotów i mechaników) pod dowództwem pułkownika o dźwięcznym nazwisku Neville Ramsbottom, przez port Scapa Flow i Morze Północne dotarła w jednym z pierwszych konwojów do Archangielska 31 sierpnia 1941 roku. Misja była tak tajna, że pilotom wydano pustynne stroje maskujące i siatki na śpiwory, mające ich zabezpieczać przeciw moskitom: dopiero na lotnisku polowym w Vaendze (Siewieromorsku) wyfasowali stosowniejsze w tym klimacie tiełogriejki (kufajki) i walonki.
Forsowne szkolenia oraz wymiana doświadczeń w mesie przy wódce, whisky i ginie (kronikarz operacji, Mark Sheppard, notuje, że piwa nie zabrano z Anglii ze względu na niekorzystną relację objętości do mocy) rozpoczęła się natychmiast. Pierwsze loty bojowe – o, urodo symbolicznych dat! – podjęto 17 września, niemal natychmiast nawiązując kontakt bojowy z Luftwaffe oraz Suomen Ilmavoimat, czyli lotnictwem fińskim.