Cywilizacja

Marks nie był bolszewikiem

Prawica tropi zło marksizmu zupełnie nie tam, gdzie stanowi on prawdziwe zagrożenie. Wypadałoby więc, aby zrewidowała swój pogląd na filozofa z Trewiru i nie kompromitowała się nieaktualnym od blisko 30 lat antykomunizmem.

Dziedzictwo autora „Kapitału” będzie tematem programów: „Tanie Dranie” (TVP 1, w nocy z piątku 11 maja na sobotę 12 maja, godz.1.15), „Sądy, przesądy – Rozróby u Kuby” (TVP 3, niedziela 13 maja, godz. 13) oraz „Dziennik filozofa” (TVP Kultura, od poniedziałku 14 maja do piątku 18 maja, po godz.22).

Pierwszy taki proces: czy Rosja osądzi stalinowskich zbrodniarzy?

– Mossad jeszcze na początku lat 60. rozprawił się z Adolfem Eichmannem i innymi zwyrodnialcami. Ja to samo chcę zrobić z NKWD-owskimi katami. I dopnę swego – zapowiada młody Rosjanin.

zobacz więcej
Gniewne reakcje szeroko pojętej polskiej prawicy na europejskie obchody dwustulecia urodzin Karola Marksa obnażyły jej intelektualną bezradność.

5 maja 2018 roku można było odnieść wrażenie, że nadwiślańscy krytycy niemieckiego filozofa wciąż oceniają go z pozycji ludzi, których głównym wrogiem pozostaje komunizm – tak jakby Związek Sowiecki nadal ciemiężył Polaków, a zimna wojna trwała w najlepsze.

W efekcie w mediach i na portalach społecznościowych powtarzała się opinia, że Marks to taki sam zbrodniarz jak Adolf Hitler – odpowiada za gułagi w równym stopniu, co dyktator III Rzeszy za Auschwitz. Z tego powodu musiało się oczywiście też dostać szefowi Komisji Europejskiej, Jeanowi-Claude'owi Junckerowi.

Wziął on udział w jubileuszowych uroczystościach w Trewirze, gdzie odsłonięto pomnik autora „Kapitału”. W ten sposób w Polsce politycy i publicyści z prawej strony barykady otrzymali kolejny argument na rzecz tezy, że Unia Europejska to nowy ZSRS.

Problem polega na tym, że Marks był znacznie bardziej złożoną postacią niż próbują go przedstawić zarówno jego przeciwnicy, jak i zwolennicy.

Inspiracja dla Piłsudskiego

Z pewnością ci pierwsi mają rację zarzucając mu, że opowiadał się za rewolucyjnym terrorem.

W „Manifeście Komunistycznym” wyraził to wprost: „cele ich [komunistów] mogą być osiągnięte jedynie przez obalenie przemocą całego dotychczasowego ustroju społecznego. Niechaj drżą panujące klasy przed rewolucją komunistyczną. Proletariusze nie mają w niej nic do stracenia prócz swych kajdan. Do zdobycia mają cały świat”.

Ale uciekanie się do brutalnych metod siłowych cechowało wtedy bardzo różne środowiska polityczne. Przecież Józef Piłsudski w walce o niepodległość Polski nie stronił od przemocy.

Był inicjatorem powołania słynącej z zamachów na carskich urzędników Organizacji Bojowej PPS.

Skądinąd w opublikowanym w roku 1903 tekście pod wymownym tytułem „Jak stałem się socjalistą?” przyszły marszałek Polski wyznał, że myśl Marksa miała na niego inspirujący wpływ. Tyle że – co ciekawe – widział on w niej owoc cywilizacji europejskiej, obcy ideom XIX-wiecznych rosyjskich radykałów.

Piłsudski wyjaśniał to następująco: „Petersburski, a raczej rosyjski ówczesny socjalizm nie był wcale tym, co obecnie ludzie nazywają tym imieniem. Była to dosyć dziwaczna mieszanina krytyki socjalistycznej burżuazyjnego ustroju z anarchistycznym ideałem samorządowych komun oraz z reakcyjną do pewnego stopnia wiarą w naród rosyjski, w którym jakoby w przeciwieństwie do burżuazyjnego Zachodu kwitły pierwiastki komunistyczne w całej okazałości” – pisał.

„Dla Europy socjalizm ten był nadkrytycznym, dla Rosji zaś pobłażliwym i w owym czasie przetwarzał się w najzwyczajniejszy radykalizm inteligencki, w którym ów mesjanizm rosyjski służył jako parawanik dla zakrycia braku pracy nad podniesieniem świadomości rosyjskiego ludu pracującego” – podkreślał.
Delegaci PPS na kongres II Międzynarodówki. Londyn 1896. Siedzą od lewej: Ignacy Mościcki, Bolesław Jędrzejowski, Józef Piłsudski,Aleksander Dębski. Stoją: Bolesław Miklaszewski, Witold Jodko-Narkiewicz Fot. Wikimedia
Lumpenproletariat nową siłą

Te uwagi Piłsudskiego z czasów, gdy był on socjalistą, korespondują z kolei z wizją konserwatysty Carla Schmitta, którą przedstawił on w eseju „Rzymski katolicyzm i polityczna forma” z roku 1923. Niemiecki prawnik dostrzegł w obrębie XIX-wiecznych ruchów lewicowych zderzenie europejskiej cywilizacji z rosyjskim barbarzyństwem.

Schmitt zwrócił uwagę na wrogość, jaką wobec Marksa i Fryderyka Engelsa żywił rosyjski anarchista Michaił Bakunin: „Irytował go ich intelektualizm. Mieli, uważał, zbyt wiele »idei«, zbyt wiele »mózgu«. Cervelle [po francusku mózg] – to słowo tylko z trudem przechodziło Bakuninowi przez zaciśnięte zęby. Węszył w nim, i nie bez racji, zalążek autorytetu, dyscypliny i hierarchii. (…) Kierując się nieomylnym instynktem barbarzyńcy, sięgnął po z pozoru mało ważne, w rzeczywistości zaś decydujące pojęcie »lumpenproletariatu«” – pisał.

„Bakunin (…) widząc w lumpenproletariacie sprawcę nadchodzących zmian, posłużył się słowem canaille [po francusku hołota, tłuszcza] na określenie tej nowej siły rewolucyjnej. Z oratorskim talentem mówił, że rozkwitu proletariatu upatruje właśnie w wielkiej masie, w milionach nieucywilizowanych ludzi, wydziedziczonych, cierpiących biedę, analfabetów, których panowie Engels i Marks chcieliby podporządkować ojcowskiej władzy silnego rządu” – wyjaśniał.

Zgoda na rewolucyjną przemoc

Czy to oznacza, że Marks nigdy nie poparłby bolszewików, ponieważ przeraziłby go stojący za nimi barbarzyński, wschodni żywioł, a więc coś, co powinno było budzić trwogę w oświeceniowym intelektualiście chcącym nieść ludowi kaganek oświaty?

Różnie można na ten temat spekulować. Z jednej strony – aprobata Marksa dla rewolucyjnej przemocy wskazuje na to, że widmo rozlewu krwi go nie przerażało. Z drugiej – głosił on w wielu kwestiach inną koncepcję socjalizmu niż ta, którą wdrażali Włodzimierz Lenin i Józef Stalin.

W tej sprawie sporo wyjaśnia spór z początku XX wieku w łonie rosyjskiej socjaldemokracji między bolszewikami a mienszewikami.

Mienszewicy byli wierni tezie Marksa o tym, że rewolucja proletariacka ma sens wyłącznie w warunkach rozwiniętego kapitalizmu – tam, gdzie liczna jest klasa robotnicza. Dlatego nie chcieli robić takiego przewrotu w Rosji – kraju, który dopiero wydobywał się z feudalizmu.

Bolszewicy natomiast nic z sobie z tych ograniczeń nie robili. Dążyli do obalenia caratu i ustanowienia państwa komunistycznego. A jako ważnych sojuszników postanowili pozyskać liczną w Rosji warstwę chłopską – wbrew poglądowi Marksa o jej „reakcyjności” (w odróżnieniu od – jego zdaniem – „postępowości” robotników).
Więźniowie gułagu przy budowie Kanału Białomorsko-Bałtyckiego. Fot. Wikimedia
Rzecz w tym, że marksizm jako teoria krytyki kapitalizmu odnosi się do pewnej konkretnej rzeczywistości, jaką stanowi nowoczesna cywilizacja europejska, a carska Rosja do niej nie należała. Cywilizację tę cechują: sekularyzacja przestrzeni publicznej, rozpad tradycyjnych wspólnot, wykorzenienie i emancypacja jednostki, mobilny styl życia. Ale wszystko to obecne jest w określonych ramach – żeby nie rozsadzić instytucji społeczeństwa mieszczańskiego.

Temu właśnie służy kształtująca od czasów antycznych cywilizację europejską rzymska forma. To ona poprzez prawo, kulturę i do pewnego momentu religię w kryzysowych momentach utrzymywała w ryzach wszelkie rewolucyjne żywioły.

Dlatego w Europie nie było podatnego gruntu dla bolszewizmu. Bo przecież nawet rewolucja francuska nie przyniosła ostatecznie takiego spustoszenia, jak rewolucja bolszewicka.

Tymczasem w Rosji czy Chinach rzymskiej formy zawsze brakowało. Tam mamy panowanie czegoś, co współczesny lewicowy myśliciel włoski Giorgio Agamben określa – choć czyni to w innych kontekstach – mianem „nagiego życia” (la nuda vita).

Takie kategorie, jak „prawa człowieka” są dla Rosjan bądź Chińczyków – dla tych pierwszych w mniejszym stopniu niż dla tych drugich – dziwaczną abstrakcją, serwowaną im – jeśli cenzura na to pozwala – wyłącznie przez wyobcowanych z tamtejszych społeczeństw, prozachodnich inteligentów.

Okrucieństwo „nagiego życia” daje o sobie znać w różnych sytuacjach. To rzecz jasna koszmar gułagów i laogai. Ale przecież również mamy z tym zjawiskiem do czynienia w przypadku urągających ludzkiej godności warunków pracy bez praw socjalnych w nieokiełznanym przez rzymską formę rosyjskim i chińskim dzikim kapitalizmie.

We wschodnim kolektywie, w anonimowej masie osoba nie jest ważna. Jakże więc osobliwym jawi się fakt, że odsłonięty tydzień temu w Trewirze pomnik Marksa jest „darem od narodu Chin” dla Niemców.

„Marksizm umiera na Wschodzie”

Krążąca opinia, że Lenin czy Mao Zedong byli heretykami marksizmu jest zatem jak najbardziej słuszna. Tyle że to jeszcze nie oznacza rehabilitacji myśli niemieckiego filozofa.

„Marksizm umiera na Wschodzie, ponieważ jest realizowany na Zachodzie” – tak zatytułował swój tekst z 1989 roku Augusto Del Noce. Ten nieżyjący już włoski konserwatywny myśliciel twierdził, że idee Marksa w krajach zachodnich mogły zostać wdrożone dzięki kapitalizmowi.

Jeśli bowiem przywołamy cechy nowożytnej cywilizacji europejskiej, o których mowa jest wyżej, to się okaże, że są one świadectwem afirmowanego przez lewicę postępu.

„I pamiętajcie: my nie jesteśmy wegetarianie”

Niektórzy przedwojenni weganie do tego, aby stać się mięsożercami, potrzebowali sporej porcji czasu i represji. Inni skwapliwie budowali z Sowietami ich drapieżny świat.

zobacz więcej
Wiele wyjaśnia w tej sprawie fragment „Manifestu komunistycznego”: „Przez eksploatację rynku światowego burżuazja nadała produkcji i spożyciu wszystkich krajów charakter kosmopolityczny. Ku wielkiemu żalowi reakcjonistów usunęła spod nóg przemysłu podstawę narodową. Odwieczne narodowe gałęzie przemysłu uległy zniszczeniu i ulegają mu codziennie w dalszym ciągu. Zostają one wyparte przez nowe gałęzie przemysłu, których wprowadzenie staje się kwestią życia dla wszystkich narodów cywilizowanych, przez gałęzie przemysłu, które przerabiają już nie miejscowe, lecz sprowadzane z najodleglejszych stref surowce i których fabrykaty spożywane są nie tylko w danym kraju, lecz także we wszystkich częściach świata” – czytamy.

I dalej: „I podobnie jak w produkcji materialnej, dzieje się w produkcji duchowej. Wytwory duchowe poszczególnych narodów stają się ogólnym dorobkiem. Jednostronność i ograniczoność narodowa staje się rzeczą coraz bardziej niemożliwą, i z wielu literatur narodowych i miejscowych powstaje jedna literatura światowa”.

Natomiast w „Kapitale” autor konstatował: „Obalone zostały [w kapitalizmie] wszelkie szranki ustalone przez przyrodę i obyczaj, wiek i płeć, dzień i noc”. Nie potrzeba więc socjalizmu – nasuwa się czytelnikowi wniosek – żeby zostały uruchomione procesy, które w konsekwencji doprowadzą do zniesienia podziałów klasowych, narodowościowych, wiekowych, płciowych.
Strona tytułowa pierwszego wydania Manifestu komunistycznego – Londyn 1848. Fot. Wikimedia
Wyższość europejskiej cywilizacji

Na Zachodzie w drugiej połowie XX stulecia wystarczył rozwój kapitalizmu skutkujący z jednej strony upowszechnieniem dobrobytu, z drugiej natomiast – rewolucją kulturową.

Ta zaś pozostaje w symbiozie z rynkiem (jak „wolna miłość” z branżą usług erotycznych), który potrzebuje po prostu konsumentów. A w ich roli sprawdzają się najlepiej ludzie dążący do maksymalizacji przyjemności, „wolni” od Boga, rodziny, ojczyzny – tych „przesądów” starego świata. I można przypuszczać, że taki akurat scenariusz by się Marksowi spodobał, bowiem wielki biznes dostrzegł swój interes w podniesieniu poziomu życia niższych warstw społecznych.

A co by się niemieckiemu filozofowi nie spodobało? Multikulturalizm, ponieważ Marks był przeświadczony o wyższości nowoczesnej cywilizacji europejskiej nad innymi cywilizacjami. Nie byłby on dziś skory do równoprawnego traktowania oświecenia i islamu. Byłby prawdopodobnie orędownikiem takiego modelu państwa, w którym muzułmanie musieliby się podporządkować standardom laickiego szkolnictwa.

Nic dziwnego, że tacy dawni komuniści jak Jacek Kuroń i Karol Modzelewski rozczarowali się sowiecką herezją marksizmu i uwierzyli w to, że „skok do królestwa wolności” (określenie Engelsa) dokonuje się w warunkach zachodniej liberalnej demokracji. Już w okresie międzywojennym włoski myśliciel, działacz komunistyczny, Antonio Gramsci twierdził, że rewolucja proletariacka powinna objąć sferę kultury, przeorać świadomość społeczną („nadbudowę”, a nie tylko „bazę”).

To on przetarł szlak nowej lewicy, która zabłysnęła na arenie dziejów w maju 1968 roku i zastąpiła – w ramach mądrości etapu – stary proletariat nowym: bohemą artystyczną, ruchami LGBTQ oraz innymi grupami stawiającymi sobie za cel reedukację mieszczańskiego społeczeństwa.

Wszak klasa robotnicza na froncie wojny kultur zawiodła – okazała się warstwą konserwatywną. We Francji przerzuciła swoje głosy z komunistów na Front Narodowy, w Polsce wybrała orędzie św. Jana Pawła II zamiast ateizmu.
Portret Josepha de Maistre’a pędzla Karla Vogla von Vogelsteina. Fot. Wikimedia
I dlatego być może zło marksizmu tkwi nie tyle w zbrodniach Lenina i Stalina, ile w deprawowaniu mas za pośrednictwem popkultury. Ta zaś zawdzięcza swoje istnienie kapitalizmowi, a nie socjalizmowi, bowiem kieruje nią rachunek zysków i strat.

Aż się prosi zacytować w tym miejscu słowa z Ewangelii według św. Mateusza (10,28): „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”.

Wypadałoby zatem, żeby w Polsce prawica zrewidowała swój pogląd na filozofa z Trewiru i nie kompromitowała się nieaktualnym od blisko 30 lat antykomunizmem. Zwłaszcza że zrównując Marksa z Hitlerem powiela postawę lewicy i liberałów, którym zdarza się na gruncie „kultury antyfaszystowskiej” stawiać znak równości między endecją a NSDAP.

Kto odpowiada za zbrodnie?

Pozostaje wszak jeszcze kwestia oceny uczestnictwa szefa Komisji Europejskiej w uroczystościach rocznicowych 5 maja. Juncker w Trewirze powiedział między innymi: „Marks nie ponosi odpowiedzialności za wszelkie zbrodnie, za które odpowiedzieć powinni jego rzekomi dziedzice”.

I można się byłoby z tym nawet zgodzić, jeśli mielibyśmy wyłącznie na myśli wschodni totalitaryzm. Kwestią pozostaje natomiast to, czy polityka luksemburskiego stać byłoby na takie samo potraktowanie jakiegoś budzącego kontrowersje myśliciela hołubionego przez prawicę.

Weźmy na przykład Josepha de Maistre’a. Ten żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku filozof z Sabaudii stał jedną z emblematycznych postaci francuskiej kontrrewolucji. Przewrót z 1789 roku postrzegał on jako bunt bezbożnych sił, które postanowiły zburzyć plan Stwórcy. Był zażartym wrogiem protestantyzmu, humanizmu, oświecenia, postulował oparcie władzy duchowej na autorytecie papieża, a politycznej – na autorytecie nie krępowanego rządami konstytucyjnymi monarchy.

W oczach XX-wiecznego brytyjskiego myśliciela liberalnego Isaiaha Berlina, de Maistre okazał się jednak prekursorem tego, co się działo w III Rzeszy. Po raz kolejny dała więc o sobie znać „kultura antyfaszystowska”. Jednym z jej standardów jest porównywanie do nazizmu każdego zjawiska, które narusza świętości liberalnej demokracji i „społeczeństwa otwartego”.

Ktoś, kto czytał paszkwilancki esej Berlina „Joseph de Maistre i korzenie faszyzmu” z roku 1960, gotów byłby pomyśleć, że Sabaudczyk w swoim fanatyzmie religijnym polował na wyznawców judaizmu.
Tymczasem w rzeczywistości fascynował się on tradycyjną społecznością żydowską jako wspólnotą wierną Bogu, a nie ludzkiemu rozumowi, który – gdy był absolutyzowany – w dramatycznych chwilach europejskiej historii nieraz zawiódł.

26 lutego 2021 roku minie dwusetna rocznica śmierci de Maistre'a. Jeśli Marks zasłużył na uhonorowanie, to on tym bardziej. Bądź co bądź przenikliwie zdiagnozował przyczyny koszmarów, które dręczyły ludzi w XX stuleciu.

Wszystko się zaczyna od wyrugowania Boga ze świadomości społecznej. Potem człowiek sam zaczyna decydować o tym, co dobre i złe. Kończy się to wszystko eugeniką, Holokaustem, klinikami aborcyjnymi itd.

Ciekawe, czy w rodzinnych stronach de Maistre’a zostanie odsłonięty jego pomnik. A jeśli tak, to czy wydarzenie to zaszczyci swoją obecnością obecny przewodniczący Komisji Europejskiej lub jego następca. Okazja z pewnością się nadarzy.

– Filip Memches
Zdjęcie główne: Marks, Engels, Lenin, Stalin na sowieckim plakacie z 1933 roku. Fot. Wikimedia
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.