No może nie Jezus... ale najważniejszy z galilejskich uczniów św. Piotr. Tyle że on prawdopodobnie był analfabetą, prowadzenie konta byłoby więc trudne. Co innego vlog na YouTube. Pisać chwytliwe posty lub tweety mógłby na pewno św. Paweł nazywany Apostołem Narodów albo Jan Ewangelista.
Krzysztof Czeczot opowiada o niezwykłej „Biblii Audio”. W 113-godzinnej dźwiękowej adaptacji brało udział ponad 300 aktorów i muzyków, ale też bezdomni, uzależnieni, a nawet niesłyszący. Prymas Polski i naczelny rabin Polski wspólnie przeczytali fragment Pisma Świętego. 10-tysięcznym tłum wykrzyczał starotestamentową kwestię „Niech żyje król”. Nagrywano też w Izraelu, wykorzystując odgłosy ulic, targów, zwierząt.
Czy poszłyby za nimi setki tysięcy followersów, tak jak dzieje się to dziś, w erze mediów społecznościowych? Możliwości Facebooka i YouTube sprawiły, że jak grzyby po deszczu wyrastają ewangelizatorzy nowego typu — duchowni, zakonnicy i świeccy, głoszący on-line świadectwa religijne.
Skala ich popularności nie śniła się ani zastępom rodzin Radia Maryja, ani apologetom antyklerykalizmu. Ci ostatni, wieszczący szybką sekularyzację Polski, mogą być szczególnie zaskoczeni tą nową odsłoną młodego rodzimego katolicyzmu. A wszystko dzieje się oddolnie, bez nakazu instytucji kościelnych i wypracowanych przez nie strategii.
Największa ambona świata
Choć internet i prezentowane w nim treści mogą się kojarzyć z nie do końca poważnymi materiałami wideo, w których pies pająk straszy ludzi albo Polonus drażni amerykańskie „forfitery”, to właśnie miejsce wybrał na głoszenie Ewangelii najbardziej rozpoznawalny polski zakonnik, dominikanin Adam Szustak.
Były opiekun krakowskiego akademickiego duszpasterstwa Beczka nie udziela wypowiedzi dla mediów. Jego historię można poznać wyłącznie dzięki jednemu z internetowych kanałów o zaskakującej nazwie „Langusta na Palmie”.
Tytułowa „langusta” znajdująca się w logo marki kanału to fragment mozaiki w jednej z najstarszych chrześcijańskich katedr we włoskiej Akwilei. Jak napisał o. Szustak, symbolizuje morskie zwierzę, które zamiast życia w zimnych i ciemnych odmętach, wspina się na palmę. Tacy mają być odbiorcy słowa głoszonego przez youtubera w koloratce: „kiedy zaczną ufać Bogu i za Nim podążać, staną się jak ta langusta na palmie — wyniesieni ku górze, ku słońcu, ku ciepłu, ku szczęściu, osadzeni w miejscu, do którego nigdy by sami nie dotarli”.
Praca, jaką w tym celu wykonuje, jest imponująca i urzeka benedyktyńską cierpliwością. 1829 materiałów opublikowanych przez cztery lata istnienia kanału to prawdziwy rekord youtube’owej Polski.
I przynosi rezultaty. O. Adam na Facebooku ma blisko 190 tysięcy fanów, ponad 300 tysięcy subskrybentów śledzi jego filmiki na YouTube. To daje w sumie aż 131 mln (!) wyświetleń treści wideo.
Oferta programowa o. Adama to nie tylko kazania i konferencje dla młodzieży, studentów, małżeństw, tylko kobiet lub tylko mężczyzn. To również cykle „Straszne rekolekcje” z analizą Apokalipsy i listów św. Jana, codzienne poranne vlogi „SzustaRano” lub wieczorne „Dobranocki”, a do tego klasyczne „CNN”, czyli po prostu słowo na niedzielę.
Wszystko podane w przystępnej formie, często z wykorzystaniem kodów popkultury, odniesień do filmów, seriali czy trendów internetowych.
Wideoblogi publikowane zawsze o świcie zaczynają się od legendarnego fragmentu z filmu „Good Morning, Vietnam”, w którym grający rolę radiowego spikera Robin Williams budził na falach eteru amerykańskich żołnierzy. Tym hasłem o. Adam rozpoczyna dzień, a z nim — średnio — kilkadziesiąt tysięcy widzów.
Nowenna z YouTube'a
Fenomen o. Adama — bez cienia obrazoburczej ironii — może być porównywany z popularnością pierwszych apostołów.
Dominikanin już dawno przestał odpisywać na maile, gdyż zasypywany był tysiącami wiadomości; spotkania z wiernymi planuje z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, a polscy fani z chęcią ugoszczą go w dowolnym miejscu świata. Stąd kolejne odcinki vloga o. Adam nagrywa u polskich katolików w Kanadzie, Dubaju czy Australii.
Uruchamia też specjalne cykle np. „Wilki Dwa”, podczas których wielkopostne rekolekcje głosił razem z nawróconym muzykiem Robertem Friedrichem „Litzą”. Wspólnie z folowersami odmawiał w czasie adwentu różaniec i przez 54 dni Nowennę Pompejańską, w czasie której codziennie wieczorem gromadził przed ekranami kilkadziesiąt tysięcy przedstawicieli społeczności youtubowej.
Gdy w czasie obchodów 800-lecia zakonu dominikańskiego na warszawskim Służewie zakonnicy, stojąc na podwyższeniu w tłumie wiernych, głosili „kazanie na 25 gardeł”, to właśnie o. Szustaka powitały największe owacje i to do niego ustawiała się kolejka po selfie.
Dlaczego akurat ten, a nie inny duchowny zyskał tak oszałamiającą sławę? Czy dlatego, że otwarcie mówi o swoich kryzysach wiary czy grzechach nieczystości, którymi był zniewolony w seminarium? A może dlatego, że jak niewielu potrafi tłumaczyć Słowo Boże językiem przystępnym dla każdego odbiorcy?
— Ojciec ma ogromną wiedzę, charyzmę i dystans do siebie. Podziwiam jego pokorę i wytrwałość, bo tworzenie tak wielu treści każdego dnia to ogromna praca — mówi Jola Szymańska, dziennikarka polskiej edycji międzynarodowego portalu Aleteia.pl i youtuberka. — Jego filmy poruszają ludzi, bo nareszcie rozmawia z nami kapłan, który zamiast pouczać, dzieli się swoim doświadczeniem Boga. I nie robi ze swojego życia hagiograficznego obrazka — dodaje.
W najpopularniejszym filmiku, który przyciągnął widzów prowokacyjnym tytułem, zakonnik „zrzuca habit”... Bo udawał się do pralni.
Potrafi mówić o chrześcijaństwie z perspektywy grzesznika, a zdaniem wszystkich moich rozmówców — o tej perspektywie powinien pamiętać każdy wierzący.
Poza tym jego materiały cechuje bardzo dobra jakość techniczna. Relacje z podróży do sanktuariów czy Ziemi Świętej zostały zrealizowane lepiej i ciekawiej niż niejedna audycja telewizyjna.
Co łaska, czyli... równo 47 800 zł miesięcznie
„Przejmujemy YouTube’a!” — to tytuł materiału, w którym dominikanin ogłosił w ubiegłym roku nowy projekt. Było to jednocześnie zaproszenie do publicznej zbiórki, którą rozpoczął na crowdfundingowej platformie Patronite.
Crowdfundingowej, czyli polegającej na internetowych dotacjach od indywidualnych darczyńców przekazujących co miesiąc choćby drobne kwoty wybranym przez siebie twórcom. Reguła dominikańskiego zakonu nie pozwala na gromadzenie dóbr materialnych, ale bez środków finansowych trudno organizować produkcję materiałów. Tymczasem youtubowy kanał „Paśnik”, po samej zapowiedzi powstania, zgromadził rekordową kwotę dotacji 47 800 zł miesięcznie.
Tomasz P. Terlikowski rozważa, czy nauczanie obecnego papieża może prowadzić do uznania, iż w pewnych okolicznościach Bóg oczekuje od nas aborcji, eutanazji lub zdrady małżeńskiej.
Obecnie kształt przyjmuje dominikańska telewizja youtubowa, w której nauki głosi zakonny dream team – oprócz o. Adama Szustaka pojawią się vlogi innych znanych kaznodziejów: o. Wojciecha Jędrzejewskiego z komentarzem do czytań mszalnych „Chlebak”, cykl rekolekcji „Na miarę” o. Tomasza Nowaka, a także wideoblogi Jacka Szymczaka i Norberta Kuczko. Wszystkie nagrane, zrealizowane i przygotowane w jakości, której nie powstydziłaby się żadna nowoczesna platforma wideo.
Cyfrowy kontynent papieża Franciszka
Popularność kanału dominikańskiego była impulsem, który uświadomił innym ewangelizatorom, że aktywność w social media umożliwia kontakt z potencjalnymi wiernymi, którzy nie zawsze zaglądają do kościołów. Zaczęły powstawać nowe internetowe inicjatywy, które pełnią funkcję telewizji katolickich.
Maskacjusz TV to kanał na YubeTube założony przez łódzkiego dziennikarza Łukasza Głowackiego, który zaczynał od nagrywania — w dość amatorski sposób — rekolekcji i kazań głoszonych w diecezji. Dziś internetowa telewizja jest już prawdziwą multimedialną biblioteką rozmaitych materiałów rekolekcyjnych, kazań i komentarzy do Ewangelii.
Każda obraza, zranienie lub gwałt zadany bliźniemu jest zniewagą Boga Stworzyciela i Ojca.
Maskacjusz TV zdążył odnotować blisko 35 milionów wyświetleń. To, że akurat metropolitą łódzkim został w ubiegłym roku biskup Grzegorz Ryś, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji, można traktować jako ciekawe... zrządzenie Opatrzności.
Homilie i komentarze tego duchownego od lat cieszą się dużym zainteresowaniem internautów, choć nie prowadzi on własnego kanału w social media, a jedynie stronę internetową, na której można odsłuchać kazania nawet z roku 2006.
Czy diecezja łódzka stała się poligonem doświadczalnym dla działań Kościoła w nowych mediach? — Pojawienie się abpa Rysia nadało nowy impuls temu, co się u nas dzieje — mówi Łukasz Głowacki. — Pamiętajmy, że diecezja łódzka to teren misyjny! Na niedzielną Mszę przychodzi statystycznie tylko 20 proc. ochrzczonych. W mieście są parafie, w których ten odsetek wynosi zaledwie 8 proc. Obecność nauczania metropolity w internecie jest zatem koniecznością — dodaje.
Inne, oprócz Maskacjusza kanały, takie jak choćby „Mocni w Duchu — Jezuici TV”, nadają coraz częściej i więcej transmisji internetowych na YouTube. Dzięki temu praktycznie każdy polski katolik może oglądać msze czy rekolekcje, niezależnie od tego, w jakim zakątku świata się znajduje.
— Kościół nie musi wymyślać formy, żeby dotrzeć do ludzi. Wystarczy w sposób jasny i czytelny wyrażać treści, którymi żyje od 2 tysięcy lat. Ci, którzy potrafią to zrobić, docierają do odbiorców — przekonuje Łukasz Głowacki.
Ewangelizacja w social mediach jest coraz częściej wykorzystywana także przez Watykan. Nie bez powodu działania w mediach internetowych nazywane są misją na „cyfrowym kontynencie”, a papież Franciszek od roku 2012 prowadzi konta twitterowe @Pontifex, mające w różnych językach łącznie ponad 20 milionów followersów.
MARCIN ZIELIŃSKI – CHARYZMATYK UZDRAWIAJĄCY MOCĄ BOGA
Można więc założyć, że do walki o wiernych online coraz mocniej będą się też włączali polscy duchowni. Już na platformach wideo często udostępniane są kazania z nabożeństw. Dużą popularnością cieszą się kazania ks. Piotra Pawlukiewicza, który choć nie prowadzi własnego kanału, głosi je w sieci niemal od początków istnienia polskiego internetu.
Święty Paweł z Messengerem
— Pan Bóg idzie z duchem czasu. Gdy więc próbujemy głosić Ewangelię w średniowieczny sposób, to nie ma prawa działać — przekonuje 26-letni Marcin Zieliński.
Absolwent warszawskiej AWF, niegdyś obiecujący piłkarz IV-ligowej Unii Skierniewice, był najmłodszym zawodnikiem w drużynie seniorów z szansami na transfer do wyższej ligi, ale odkrył powołanie (i talent) do głoszenia Słowa Bożego. Piłkarskie buty zawiesił na kołku. Dziś jest charyzmatykiem, czyli osobą ewangelizującą chrześcijan w założonej przez siebie wspólnocie Uwielbienia „Głos Pana”.
Marcin przekonuje, że życie religijne wielu katolików a prawdziwe „życie w wierze” to dwie zupełnie inne rzeczywistości. Publikowanie materiałów wideo najpierw na Facebooku, a później YouTube uczyniło z niego jednego z najbardziej rozpoznawanych, lubianych i oglądanych ewangelizatorów polskiego online. Jest wręcz symbolem aktywności młodych osób świeckich.
Dziś jego kalendarz jest napięty bardziej niż grafik niejednego trenera rozwoju osobistego. Warsztaty posługi uzdrowienia w Toruniu, za chwilę Warszawie, Gliwicach, Łodzi, trzytygodniowy wyjazd do Polonii obu wybrzeży USA. Do tego cykl „Kwadransik ze Słowem” z analizą ksiąg Starego Testamentu, artykuły w magazynach katolickich. Ewangelizacja to zajęcie na pełny etat?
— Nie głoszę Słowa Bożego, żeby mieć z tego kokosy. Utrzymuję się z artykułów, książek, darów od goszczących mnie wspólnot, choć nigdy nie proszę o pieniądze. Pracowałem i jeszcze trochę pracuję w firmie odszkodowawczej, ale ewangelizacja wymaga ode mnie poświęcenia całego mojego czasu — mówi Marcin Zieliński.
Działania charyzmatyczne Marcina są — według niego — jednym z wielu znaków „duchowego przebudzenia” polskiego społeczeństwa. Ale potrzebuje ono nowego sposobu komunikacji.
— Treść Ewangelii nie zmieniła się od 2 tysięcy lat, ale forma przekazu zdecydowanie powinna. Skoro św. Paweł, zamknięty w więzieniu, pisał do wspólnot listy, z których czerpiemy w Kościele, to dziś pewnie komunikowałby się przez Messengera i miał profil na Facebooku — mówi Marcin, tłumacząc, że działalność charyzmatyczna stała się jego głównym życiowym zajęciem. Stąd na prowadzenie kont internetowych i nagrywanie materiałów ma coraz mniej czasu. Poszukuje więc kogoś, kto mógłby wesprzeć go w realizacji nagrań i zarządzaniu profilami.
Hipster katolicy, łączcie się!
Grono youtuberów katolickich charakteryzuje przewaga mężczyzn. Ale skoro obie płcie są tak samo licznie reprezentowane na takich wydarzeniach jak Światowe Dni Młodzieży, to dlaczego kobiety głoszące Ewangelię w internecie są gatunkiem rzadko spotykanym? Czyżby były mniej odporne na krytykę?
— Czasem widzę pod swoimi filmami seksistowskie uwagi. Na szczęście jest ich stosunkowo mało. Po ludzku irytuje mnie fakt, że faceci są traktowani poważniej, niezależnie od wieku, ale staram się na tym nie skupiać. Nie słucham tych, którzy czują się mądrzy tylko dlatego, że są mężczyznami — mówi Jola Szymańska, znana wcześniej jako prowadząca blog „Hipster katoliczka”, teraz prowadząca kanały na YouTube, Facebooku, Instagramie i Twitterze.
KATOLICYZM W NOWOCZESNYM WYDANIU
— To powszechne zjawisko, które Susan Sontag świetnie opisała w książce „Mężczyźni objaśniają mi świat”. Czytam ją czasem, kiedy ciężko mi pogodzić się z tym, co mają w głowach ludzie piszący kolejne: „kim ty jesteś dziewczynko” — dodaje.
Chrześcijaństwo nie jest głównym tematem jej filmów. Mówi w nich o codzienności, małżeństwie, pracy.
— Nie czuję się upoważniona do publicznego analizowania Pisma Świętego. Nie mam takiej wiedzy ani potrzeby. Tworzę treści rozrywkowe, czasem refleksyjne. Wolę pomagać ludziom w komunikacji i w zauważaniu dobra w drugim człowieku, niż mówić komukolwiek, jak „powinien” żyć. Ludzie lubią myśleć i są mądrzy. Dlatego lubię z nimi rozmawiać, choćby przez YouTube — tłumaczy.
Na pytanie, co by było, gdyby św. Paweł miał Facebooka, Jola odpowiada: „Kłopoty”. I dodaje: „Z tego, co wiem, jego poglądy nie były ani politycznie poprawne, ani wygodne dla odbiorców. Ale wierzę, że nie prowokowałby internetowych wojen”.
Czas fałszywych proroków
Ale internetowe wojny wybuchają także w środowiskach katolików. Choćby o pontyfikat Franciszka (jest nawet polskojęzyczny kanał na YouTube z filmami udowodniającymi, że Jorge Bergoglio jest wysłannikiem szatana).
Często pojawia się też krytyka twórczości duchownych i świeckich nowych ewangelizatorów. — Najbardziej boli krytyka ze strony osób wierzących: i świeckich, i duchownych. Absolutnie nie rusza mnie natomiast krytyka ze strony mediów typu Pudelek, a zdarzało się, że o mnie napisali — mówi Marcin Zieliński.
— Jakiś czas temu jeden z księży bardzo skrytykował mnie w swoim nagraniu na YouTube, a pod tym materiałem w komentarzach rozpętała się prawdziwa burza. Z własnej inicjatywy spotkałem się z nim i okazało się, że twarzą w twarz znacznie łatwiej wyjaśnić sobie wątpliwości i trudniej formułować zarzuty. Ksiądz przyznał, że były jednak trochę przesadzone i przeprosił mnie za to wystąpienie — opowiada Marcin.
Można też odnieść wrażenie, że nowe ruchy ewangelizacyjne spotykają się ze sporym niezrozumieniem środowisk bardziej konserwatywnych, które nie do końca tolerują język, jakim posługuje się młodsza społeczność. Popularny na YouTube ksiądz, którego kazania można liczyć w milionach wyświetleń, określa tę platformę mianem „duchowego zagrożenia”, choć sam zawdzięcza jej ogromną popularność.
— Jeśli ktoś przyjął misję i cel docierania do tysięcy internautów ze Słowem Bożym i uważa to za wartość, musi się pogodzić z tym, że spadnie na niego krytyka. Im bardziej popularny kanał, tym większa skala krytyki — tłumaczy Łukasz Głowacki z Maskacjusz TV.
— Wzajemne oskarżenia o bycie fałszywym prorokiem istniały od początku chrześcijaństwa. Również od początku wytykano sobie odstępstwa od słowa Chrystusa. Mamy to w Dziejach Apostolskich, mamy to później u Ojców Kościoła, z tego wynikały burzliwe debaty teologiczne. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? — pyta retorycznie.
Efekt Jezusa
Wszystko wskazuje jednak na to, że internetowy „marketing Jezusa” przynosi efekty i pozwala społeczności budować własną, nową katolicką tożsamość. W październiku na stadionie PGE Narodowym w Warszawie na 12-godzinnych rekolekcjach będzie można spotkać wybranych youtuberów nowej ewangelizacji.
To będzie polska odpowiedź na jedno z najważniejszych wydarzeń Stolicy Apostolskiej w roku 2018, którym jest synod młodzieży.
„Stadion Młodych” to inicjatywa księdza Rafała Jarosiewicza, nazywanego „Bożym szaleńcem” albo „wędrownym misjonarzem” (nie ma swojej parafii i często pracuje „na ulicy”).
Jego aktywność w social mediach może szokować tradycjonalistów. Duchowny do swojej posługi wykorzystuje najnowsze zdobycze technologiczne (np. aplikacja SMS Z NIEBA). Nagrywa dużo filmików, spowiada w mobilnym konfesjonale, prowadzi „Biblioteki dla Zmarłych”, proponuje „koguty” z „Ewangelią na dachu samochodu” czy mini-karty „Jezus w hotelach”.
Metoda księdza Jarosiewicza na promocję październikowego wydarzenia też była unikatowa. Kapłan zorganizował m.in. typowanie znanych gości; nagrodą dla uczestników jest jego prywatny samochód oraz motor (nie wspominając o mniejszych podarkach, takich jak telefon).
Na swoim facebookowym profilu „odkrywał” kolejne nazwiska gości, wśród których znajdą się abp Ryś, rapujący ksiądz Jakub Bartczak, muzyk Darek Malejonek, Marcin Zieliński, Bartek Krakowiak.
Tygodnik TVPPolub nas
W październiku na PGE Narodowym w Warszawie z kilkudziesięcioma tysiącami gości spotka się na scenie 15 osób wybranych m.in. przez internautów, a około 50 innych w różnych miejscach (np. będą podpisywać książki, płyty, rozdawać autografy.
Prelegenci pojawią się na czterech scenach symbolizujących cztery strony świata, a główny gość (jego nazwisko ks. Jarosiewicz trzyma jeszcze w tajemnicy) na płytę stadionu wjedzie razem z eskadrą zakonnic na motocyklach.
Internetowa społeczność na Facebooku proponowała także, które zdanie z listów św. Pawła będzie wydrukowane na biletach. — Cezary Korycki
Zdjęcie główne: O. Adam Szustak. Fot. printscreen YouTube