Ujawniony po 1989, kilkakrotnie wydawany dokument nie pozostawia złudzeń: prócz tradycyjnej walki z „ofensywą wojującego klerykalizmu”, a zwłaszcza Wielkiej Nowenny, która jest „obłędnym programem wtrącania Polski w mroki obskurantyzmu”, prócz tradycyjnych, sprawdzonych posunięć w rodzaju odmowy meldunku dla zakonników, „dekrucyfikacji”, sabotażu pielgrzymek i zamykania przed duszpasterzami szpitali – dalsze wsparcie dla PAX, rygorystyczna cenzura, a przede wszystkim – ograniczenie nauki religii (nieopatrznie przywróconej w szkołach po 1956) i „uregulowanie stosunków własnościowych na Ziemiach Odzyskanych”.
Od marca 1960 było już wiadomo, że Komitet Wojewódzki i Miejski w Zielonej Górze skupia swe apetyty na Domu Katolickim. Mnożyły się przeczące sobie nawzajem wnioski: miał on (dwa piętra, kilkanaście wysokich pokojów) „rozwiązać problem kryzysu mieszkaniowego w Zielonej Górze”, ale też stać się siedzibą miejscowej amatorskiej orkiestry dętej. Zarazem jego przejęcie przez państwo (i trębaczy) miało przynieść ulgę okolicznym mieszkańcom, udręczonym ponoć zgiełkiem..
Ksiądz Michalski procesował się w kolejnych instancjach, parafianie słali kolejne petycje do przewodniczącego Rady Państwa (znamienne, że zebrano pod nią 1020 podpisów – znacznie mniej niż uczestników starć. Złożenie podpisu wymagało wówczas naprawdę dużej odwagi). Na próżno: ostateczną decyzję o konfiskacie podjęto 20 maja. Jej termin wyznaczono na sobotę 28 maja; ostatecznie, uznając, że „sobota nie sprzyja tego rodzaju czynności”, przesunięto ją na poniedziałek.
Osiem feralnych godzin
Przygotowano się starannie: grupa operacyjna MO i SB, „plan zabezpieczenia miasta”, sześć zakonspirowanych punktów obserwacyjnych, agenci w kościołach parafialnych, zamknięcie ruchu pieszego i kołowego, mobilizacja straży pożarnej…
A 30 maja o 9.00 rano wyszło jak zawsze. Robotnicy wyznaczeni do wynoszenia mebli „nie chcą się mieszać”, kobiety klęczą, trójka z petycją spieszy do ratusza i Komitetu Miejskiego.
O 10:05 pierwszy pluton ZOMO wkracza do akcji, o 11:20 kpt. Zalewski ściąga pierwsze posiłki z Gorzowa i Świebodzina, o 11:00 na Placu Powstańców Wielkopolskich jest już 800 osób.
W Komitecie rozpoczyna się redagowanie ulotek, które zrzucać mają samoloty (!), MO odcina kordonem dworzec PKS i szpital, zastępca komendanta głównego wysyła ZOMO z Poznania.
O wpół do pierwszej na liczący już dwa i pół tysiąca osób tłum rusza szturm ZOMO, posiłkując się granatami hukowymi i gazem łzawiącym. Szyby w kościołach idą w drobny mak.