Urodzeni po roku 1985, a zatem niepamiętający pustych sklepowych półek, czy tylko dwóch programów w telewizji. Nie oznacza to, że nie mają swoich nostalgii. Pamiętają świat bez internetu, gdyż ich dzieciństwo przebiegało jeszcze przed jego upowszechnieniem w Polsce. Nie znają świata bez dostępu do wszelkich dóbr konsumpcyjnych, ich rodzice najczęściej są pokoleniem, które było pierwszym beneficjentem zmian demokratycznych i wolnorynkowych.
O pokoleniu Millenialsów krążyło kilka stereotypów. Gdy wchodziło na rynek pracy socjologowie twierdzili, że znokautuje starszych od siebie pracowników ze względu na kompetencje cyfrowe, czy zdolność do tzw. multitaskingu, czyli umiejętności realizowania wielu zadań jednocześnie. Okazało się, że starsi od nich przedstawiciele pokolenia X to ludzie bardziej zdeterminowani, zaprawieni w bojach na rynku pracy, czy wręcz genetycznie bardziej przystosowani do rywalizacji.
— Generację Millenialsów nazywa się często generacją Piotrusia Pana, rozpieszczoną, narcystyczną, niezdolną do jakiejkolwiek odpowiedzialności — dodaje Patrycja Prochera. Okazuje się, że jest inaczej. To pokolenie, które owszem, dorastało w innych warunkach i dojrzewało później. Spójrzmy jednak na to inaczej: to pierwsze pokolenie, które wymusza pewne uelastycznienie postawy pracodawców. Millenialsi mają swoje żądania, zachowują balans między życiem zawodowym i pracą i na pewno mniej będzie wśród nich... pracoholików w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ludzi spędzających po kilkanaście godzin w pracy. Choć może być to zaangażowanie w pracę innego typu, polegające na byciu cały czas on—line.
FILM: „Sala samobójców” (reż. Jan Komasa, 2010)
Generacja ludzi, których dojrzewanie przypadło na technologiczną rewolucję internetu i mediów społecznościowych, ale niekoniecznie z tym bagażem potrafi sobie poradzić. Podobnie ich rodzice, którzy omamieni karierą zawodową, możliwościami, jakich nie było przed rokiem 1989, tracą kontakt ze swoimi dziećmi, których świat przenosi się do sieci.