Są takie miejsca w górach, gdzie ludzie skaczą w przepaść
piątek,
6 lipca 2018
– Szukam ludzi od 25 lat i z przerażeniem widzę, że liczba samobójstw wzrosła w tym czasie aż dwukrotnie. Dawniej to byli ludzie w średnim wieku, którzy przechodzili kryzys, a teraz szukamy starszych osób, mających 70-80 lat, albo nastolatków, którzy nie chcą już dalej żyć – mówi Rafał Chrustek, instruktor Grupy Podhalańskiej GOPR. Opracował autorskie techniki poszukiwań zaginionych, z których korzystają ratownicy w całej Polsce.
TYGODNIK.TVP.PL: Pamięta pan swoją pierwszą akcję poszukiwawczą?
RAFAŁ CHRUSTEK: W Grupie Podhalańskiej GOPR jestem od 1993 roku. W porównaniu do dzisiejszych rozwiązań, ówczesne akcje poszukiwawcze były gorzej zaplanowane. Jedną z metod była tyraliera, co polegało na tym, że zaginionego szukało naraz kilkunaście osób ustawionych w szeregu.
Pierwszą z akcji, jaką pamiętam, było poszukiwanie grzybiarza w masywie Lubomira nad wsią Węglówka. Trwało cztery do pięciu dni. Sprawdzaliśmy teren, zbocza, ale bez efektu. Grzybiarz znalazł się po tygodniu, w bardzo głębokim lesie, acz niedaleko miejsca, w którym go szukaliśmy. Niestety już nie żył. Umarł nagle, najprawdopodobniej był to zawał serca.
Tamta taktyka okazała się mało skuteczna i wymagała ogromnego wysiłku od wielu ludzi, przez co trudno było przeprowadzić akcję w sposób poprawny i skuteczny. To był dla mnie impuls, aby stworzyć metody, które pozwolą na prowadzenie działań ratowniczych w bardziej skoordynowany sposób, żeby było wiadomo, co kto ma zrobić. Wiele godzin poszukiwań możemy wtedy skrócić nawet do kilkunastu minut.
Jedną z pierwszych metod, którą pan opracował, jest tzw. szybka trójka. Trzy osoby wystarczą, aby poszukiwania zaginionego zakończyć sukcesem?
Każdy ruch wykonywany podczas poszukiwań ma być przemyślany i ostatecznie prowadzić do odnalezienia osoby. Chodzi o to, aby nie biegać niepotrzebnie po lesie, bo to są duże obszary i najczęściej trudne tereny górskie. Metoda szybkiej trójki jest taką mini tyralierą, jeszcze do niedawna stosowaną tylko przez nas, a obecnie korzysta z niej cała Polska. Trzy osoby, w tym jeden nawigator, przeczesują teren bardzo szczegółowo, z wykorzystaniem nawigacji satelitarnej. Czyli poszukiwania są prowadzone precyzyjnie. Ratownicy dokładnie wiedzą, gdzie mają pójść, co mają sprawdzić i jak to zrobić. Są w stanie przejść teren na tyle gęstym zygzakiem, żeby zajrzeć w każde miejsce i sprawdzić go w krótkim czasie.
Jednak ten sposób nie wystarczył, tworzył pan kolejne, na przykład metodę do przeszukiwania dróg czy bardziej złożoną – Systematycznego Przeszukania Dróg (SPD) przy użyciu quada.
Podczas poszukiwań używamy kilku metod naraz, w zależności od potrzeb. Metoda do przeszukiwania dróg, czyli tzw. metoda liścia, jest wykorzystywana w terenie górskim. Poszukiwania obejmują wszystkie trasy, którymi osoba zaginiona mogła odchodzić od punktu, w którym ostatnio była widziana. Czyli rozsyłamy ludzi po drogach odchodzących od tego miejsca w taki sposób, aby chociaż jeden z patroli trafił na tą właściwą drogę, którą zaginiony poszedł.
Metoda SPD organizuje z kolei pracę zespołu na quadzie, aby jednocześnie skupiał się i na jeździe, i wyostrzał zmysły w poszukiwaniach. Tutaj też dużą rolę spełnia nawigacja, która pokazuje, gdzie jest obszar działania. Z założenia poza ten obszar nie wyjeżdżamy. Zespół porusza się po wyznaczonym terenie od skrzyżowania do skrzyżowania, zapisując pewne dane i ustalenia w odbiorniku, a dzięki nim kierowca na bieżąco wie, których dróg jeszcze nie przeszukał. To pozwala dokładnie przeczesać drogi.
Ale tam, gdzie jest najtrudniej, wykorzystujemy do poszukiwań psy. Na przykład w terenie, gdzie jest bardzo gęsta roślinność czy zwalone drzewa. Wpuszczamy tam psa i dzięki temu oszczędzamy czas ludzi, którzy są zamiast tego angażowanie do innych metod poszukiwawczych. Pies może przeszukać taki obszar na przykład w godzinę, a ludzie mogą potrzebować na to nawet dwóch dni.
W poszukiwaniach pomaga wam również oprogramowanie GIS, czyli System Informacji Geograficznej. Pozwala na analizę terenu, do czego wykorzystywane są m.in. zdjęcia lotnicze, mapy fotograficzne czy dane statystyczne. Analizujecie też zachowania osób zaginionych.
System do analizy zachowań to rzecz specjalistyczna, której – poza nami – nie ma chyba nikt w Polsce. Mamy w komputerze tabelę, w którą trzeba wpisać dane, np. punkty ostatniego widzenia poszukiwanego, miejsce do którego zmierzał, jeżeli to wiemy, i tym podobne. Na podstawie kategorii zaginięć, czyli podobnych spraw, system wskazuje nam obszary, w których może się znajdować zaginiony ze względu na jego zachowanie czy różne cechy osobowe.
Szansa na przeżycie turysty jest większa niż grzybiarza. Turysta, udając się w góry, jest zazwyczaj dobrze przygotowany. Ma plecak , latarkę, żywność. A grzybiarz idzie do lasu tylko z koszykiem, jak do marketu.
Turyści generalnie trzymają się dróg. Ponad 70 procent z nich w ogóle nie schodzi z wyznaczonej trasy, więc przeszukanie dróg jest dla nas priorytetem. Popełniają natomiast błędy nawigacyjne w miejscach rozwidleń dróg, gdy muszą zdecydować, czy skręcić w prawo, czy w lewo. Świadomie wybierają dany kierunek, bo uważają, że to może być krótsza trasa, lub przeoczają ważny punkt i zamiast skręcić, idą dalej prosto. Analiza punktów decyzyjnych w analizie terenu, w którym człowiek mógł zaginąć, jest niezwykle istotna. To ważny element poszukiwań.
Na szczęście turysta, udając się w góry, jest zazwyczaj dobrze przygotowany. Ma plecak , latarkę, żywność. Dlatego jego szansa na przetrwanie w terenie jest większa, niż na przykład grzybiarza, który idzie do lasu tylko z koszykiem, jak do marketu.
Co zatem bierzecie pod uwagę, gdy poszukujecie grzybiarzy?
U zbieraczy najważniejsze są pożytki, więc najpierw musimy ustalić, po co dana osoba poszła do lasu: na grzyby, borówki, huby, a może po żurawinę? Potem określamy miejsca występowania owych pożytków.
Co ciekawe, najwięcej zbieraczy nie odnajdujemy w lesie, tylko na drogach. Zajęci zbieraniem, bardzo często tracą po prostu orientację w terenie. A kiedy sobie uświadomią, że nie wiedzą gdzie są, to szukają najbliższej drogi i już z niej nie schodzą. W lesie natomiast znajdujemy tych, którzy doznali jakiegoś urazu.
Są też tacy, którzy wyznaczają sobie jakiś kierunek i cały czas się go uparcie trzymają – przechodzą przez drogi, parkingi i w pewnym momencie odnajdują się w środku lasu. Tych najtrudniej jest znaleźć. Podobnie jak osoby, które utrzymują się ze zbieractwa i po owe dobra udają się na obszary chronione. Odnalezienie człowieka, który się ukrywał, bo ma na sobie brzemię kradzieży w parku czy rezerwacie, jest trudne. Wtedy pomaga nam rozmowa z jego rodziną, ustalenie, co i gdzie mógł robić.
Niektórzy znikają nagle z domu, bo są w depresji i zamierzają popełnić samobójstwo.
Takie poszukiwania należą do najtrudniejszych, bo zwykle są związane z dużym obciążeniem psychicznym , rodzinnym czy sąsiedzkim. A depresja jest ukrywana, to niestety wciąż rzecz wstydliwa w Polsce. Przy zgłaszaniu zaginięcia musimy ustalić, czy możemy mieć do czynienia z próbą samobójczą. Trzeba zbadać powody zachowań takiego człowieka, środowisko, w którym żyje, czy miał wsparcie, czy też nie.
Są takie miejsca w górach, gdzie ludzie skaczą w przepaść. Dochodziło do tego koło szczytu Sokolicy w Pieninach. Przyjeżdżają z całej Polski, aby w tym miejscu popełnić samobójstwo.
Zdarza się, że odnajdujemy te osoby w ostatniej chwili, tuż przed próbą targnięciem się na swoje życie. Ale nie zawsze jesteśmy w stanie zdążyć.
Większość przypadków to są niestety udane samobójstwa. Jedni odnajdywani są blisko domu, bo – jak się okazuje – nie szukają konkretnych miejsc, tylko robią to przy pierwszym lepszym drzewie. Czy też na strychu domu, w piwnicy lub komórce. Inni zaś wyjeżdżają w tym celu bardzo daleko od swoich rodzinnych stron. Są takie miejsca w górach, gdzie ludzie skaczą w przepaść, dochodziło do tego na przykład niedaleko szczytu Sokolicy w Pieninach. Przyjeżdżają osoby z całej Polski, aby w tym miejscu popełnić samobójstwo.
Według statystyk, rocznie popełnia samobójstwo 800 tysięcy ludzi na świecie. To kilka razy więcej, niż ginie w konfliktach zbrojnych.
Szukam ludzi od 25 lat i z przerażeniem patrzę na to, co się dzieje – liczba samobójstw wzrosła w tym czasie w zastraszający sposób. Dawniej to byli ludzie w średnim wieku, którzy przechodzili kryzys, a teraz szukamy starszych osób, mających 70-80 lat, albo nastolatków, którzy nie chcą już dalej żyć.
Według statystyk, rocznie popełnia samobójstwo 800 tysięcy ludzi na świecie. To więcej, niż ginie w konfliktach zbrojnych i w wyniku klęsk żywiołowych – według Światowej Organizacji Zdrowia taką śmierć ponosi co roku około 200 tys. osób, a 500 tys. to ofiary zabójstw. Robimy wszystko, aby przyspieszyć poszukiwania osób chcących odebrać sobie życie, to jednak są bardzo nieprzewidywalne sprawy.
Szybka akcja ratownicza jest ważna zwłaszcza zimą, żeby nie doszło do nadmiernego wychłodzenia organizmu poszukiwanego i w efekecie – utraty zdrowia lub nawet śmierci.
Takie przypadki też się niestety zdarzają. Kiedyś na dość dużym obszarze w rejonie Lubomierza szukaliśmy pani z demencją. To była mieszkanka Domu Pomocy Społecznej. Miała około 76 lat. Była wczesna wiosna, gdzieniegdzie leżał jeszcze śnieg. A pani wyszła z placówki w kapciach. Zgłoszenie dostaliśmy wieczorem, szukaliśmy jej przez całą noc. W końcu do niej dotarliśmy, niestety już nie żyła. Leżała w zagłębieniu potoku, poza jakimkolwiek drogami, dwa kilometry od doliny, w której jej poszukiwaliśmy. Umarła w nocy prawdopodobnie z powodu wychłodzenia organizmu.
Każdy ma swoje Himalaje do pokonania. Katarzyna jeździ na wózku inwalidzkim, a zdobywa najwyższe szczyty w Tatrach, Gorcach, Beskidach… I chce jechać w Apeniny.
zobacz więcej
W tej akcji wykorzystaliśmy metodę tropienia. Chodzi o to, żeby rozpoznawać zmiany, które wprowadza człowiek, poruszając się po danym terenie. Na jedną milę wprowadza bowiem aż dwa tysiące zmian. Nie chodzi tylko o ślady stóp, człowiek zostawia po sobie też inne rzeczy, na przykład zapachy połamanych roślin, bo uszkodzone wydzielają intensywną woń. W zimie jest o tyle łatwiej, że możemy wyeliminować całe połacie terenu, na których nie ma śladów wejścia.
W przypadku tej 76-letniej pani udało się nam namierzyć ślady na błocie odbite w miejscu, gdzie ostatni raz widział ją świadek. Był to charakterystyczny ślad kapci i chodu. Takie osoby poruszają się nieporadnie, powoli, małymi kroczkami, bo demencja ogranicza nie tylko możliwości poznawcze, ale też ruchowe. Chorzy mają tzw. widzenie tunelowe, czyli widzą tylko to, co jest przed nimi.
To bardzo przygnębiające sprawy. Kiedyś inna pani z demencją, również mieszkanka DPS-u, wyszła niepodziewanie z placówki i przeszła aż 12 kilometrów. W końcu zatrzymał ją znak drogowy, próbowała iść do przodu ale odbijała się od tego znaku. I już nie ruszyła dalej.
Od początku istnienia naszej grupy do tej pory nie odnaleźliśmy jedynie dwóch osób. Nawet ich ciał. Jeden przypadek jest sprzed sześciu lat, a drugi z tego roku. Jakiś czas temu, po 11 latach od poszukiwań, odnalazły się szczątki osoby zaginionej w Gorcach.
Jaka jest skuteczność waszych poszukiwań? Czy po jakim czasie dajecie sobie spokój?
Grupa Podhalańska GOPR średnio na rok podejmuje około 700 interwencji w górach, w tym kilkadziesiąt wypraw poszukiwawczych. Prędzej czy później wszyscy zaginieni się odnajdują. Najintensywniejsze działania w komputerze i w terenie trwają przez przez pierwsze dwa, trzy dni, bo wtedy jest największa szansa na uratowanie człowieka.
Akcja może jednak trwać nawet do miesiąca, oczywiście z przerwami. Po tym czasie dajemy sobie spokój, bo nie da się zajrzeć pod każdy kamień. Wtedy mamy pewność, że szukamy już tylko ciała.