Odporność na randki. Dlaczego Francuzi lubią całować się w policzki, a Japończycy niechętnie podają rękę?
piątek,6 lipca 2018
Udostępnij:
Jeśli wierzysz, że to Ty decydujesz, z kim i kiedy się umawiasz, zapomnij o tym. Robi to Twój psychiczny układ immunologiczny. To on odbija się na naszym życiu towarzyskim i miłosnym.
Jeśli ktoś zdolny jest umysłem ogarnąć temat teatru wojennego w Syrii, ze wszystkimi siłami weń zaangażowanymi – ich pochodzeniem, afiliacjami, skrótami, liderami i sponsorami – to taki ktoś może próbować zgłębić immunologię. Tyle tu komórek, białek, receptorów i czynników, ich wzajemnych relacji i zadań bojowych, że ludziom bez specjalnych cech pamięci lasuje się od tego mózg. Są jednak badacze – co więcej, są oni psychologami, a nie immunologami – którzy myślą, że da się to wszystko uprościć i sprowadzić do wspólnego mianownika. I widać to ponoć jak na dłoni, gdy w internecie czy kawiarni szukamy partnera na randkę.
Obronić się i przetrwać
Nasz organizm ma jeden podstawowy cel życiowy – obronić się przed atakiem niewidzialnych sił z zewnątrz i przetrwać. Wszystkie organy oraz układy są, jak by to ujęli współcześni menadżerowie – sfokusowane na tym właśnie targecie.
Przed atakiem chorobotwórczych drobnoustrojów z zewnątrz – z powietrza, wody, gleby i jedzenia – broni nas skóra i nabłonki wyściełające nasze organy, jak płuca, jelita czy cewka moczowa. Nasza krew i limfa wypełnione są białymi krwinkami, których głównym zadaniem jest walka z obcą inwazją i produkcja stosownej broni, np. przeciwciał czy czynników dopełniacza. Nasze jelita wypełnia biom – wielomiliardowa armia mikroskopijnych sprzymierzeńców, którzy przyjmą na siebie wstępny atak agresorów ukrytych w pożywieniu. Nauczą ponadto nasz pokarmowy układ odporności, kto swój, a kto wróg.
Nasz mózg, niczym marszałek, sprzęga i koordynuje te wysiłki. Dlatego, gdy jesteśmy przemęczeni czy zestresowani, mikroorganizmom częściej udaje się pokonać linie naszej obrony i zapadamy na choroby zakaźne. Choć powiedzmy sobie szczerze, układ jest tak dobrze wytrenowany, że na co dzień nie dostrzegamy udziału mózgu w działaniach defensywnych naszego organizmu w odwiecznej wojnie z niewidzialnymi intruzami.
Przedsionek piekła
Od ponad roku wiemy również, dzięki opublikowanym w prestiżowym „Nature” badaniom Vladimira Litvaka z University of Massachusetts Medical School, że cząsteczki, dzięki którym porozumiewają się między sobą superistotne elementy układu immunologicznego, tzw. limfocyty T, potrafią wprost oddziaływać na nasze zachowania społeczne. Czyli na naszą codzienność oraz na rozwój takich schorzeń neurologicznych czy zaburzeń, jakie obserwujemy w spektrum autyzmu czy schizofrenii.
UKŁAD ODPORNOŚCIOWY A RANDKI
Mózg także – dzięki przyswojeniu zasad dobrego wychowania i innych wyuczonych zachowań higienicznych – ma za zadanie chronić nas przed zakażeniami.
Gdyby ktoś w ramach wydłużonego w nieskończoność buntu dwulatka nie chciał się nauczyć mycia rąk w domu od mamy, z pewnością zostanie tego nauczony w szkole. Podobnie będzie z myciem zębów, zmianą ubrań na czyste, niejedzeniem tego, co upadło, co się znalazło lub co samo przypełzło. Zabraniają bawić się w błocie, brać do rąk śmieci, robić kupę, gdzie się chce, chodzić bez czapki, wyjść na dwór z mokrą głową, przemoczyć nogi w kałuży. Od momentu, gdy umiemy raczkować, zabraniają wszystkiego, co fajne. – Żebyś nie zachorował(a)! –
mówią nam tonem groźnej przepowiedni. – Nie ma dnia bez nauki od rana –
jak śpiewał kiedyś zespół Lady Pank.
Ablucje, tak rąk, jak i całego ciała, są również częścią rytuałów religijnych. I to też nie bez kozery – sankcjonowanie religijne higieny osobistej z pewnością wsparło jej niezwykle pozytywny wpływ na naszą przeżywalność jako gatunku. Jak nie chcesz słuchać ojca, matki i się brudzisz, to pójdziesz do piekła.
Jeśli ktoś był kiedy zamknięty na kwarantannie w krajach tropikalnych albo przeżył z całą familią i znajomymi epidemię biegunki rotawirusowej w czasie upalnych wakacji, to właściwie doświadczył przedsionka piekła.
Pierwsza linia obrony
Nie dziwi zatem, że jakaś dekadę temu specjaliści od psychologii ewolucyjnej stworzyli nową koncepcję: behawioralny układ odporności (w skrócie BIS od ang. behavioral immune system). Miałaby to być nasza pierwsza linia obrony, zanim jakikolwiek srogi bakcyl zbliży się nawet do naszego ciała na odległość rażenia. System ten miałby być uruchamiany podświadomie, przez samo zagrożenie chorobą.
Bakterie są lepkie, malutkie i niewidoczne, a wirusy są od nich jeszcze mniejsze. Sama świadomość istnienia mikroświata ma nie więcej niż 300 lat i zawdzięczamy ją Antoniemu van Leeuvenhoekowi i jego bardzo prymitywnemu mikroskopowi. Zaś o mikroprzyczynach chorób zakaźnych pouczył nas dopiero Robert Koch, dwa stulecia później. A jednak, choć zarazków nie widzimy ani my, ani nie oglądali ich swymi oczami nasi praszczurowie, zmysły są w stanie dostarczyć mózgowi strzępy informacji typu: on kaszle, ona ma dziwny zapach, on ma niepokojące zmiany na skórze… i tym podobnych. Nasz mózg przerabia to na czerwone światełko ostrzegawcze, uruchamiające behawioralny układ immunologiczny. Tak przynajmniej twierdzą wspomniani psychologowie ewolucyjni.
Źródło:YouTube
Czym oni się zajmują? Badają, które nasze cechy psychiczne i zachowania oraz poglądy, np. stereotypy, są tak naprawdę ewolucyjnymi adaptacjami do (prze)życia. Czyli w przeszłości, gdyśmy jeszcze byli mocno kosmaci i zależni od natury, te cechy i zachowania, wprost podlegały selekcji naturalnej lub doborowi płciowemu.
Psycholodzy ewolucyjni (czy raczej może ewolucjoniści psychologiczni) zwracają szczególnie uwagę na zachowania czy cechy uniwersalne. Np. zdolność do przewidzenia cudzych emocji, odróżnianie swojego od obcego, współpracę z innymi czy wreszcie identyfikowanie i wybór zdrowszych partnerów do związania się z nimi na stałe.
To oczywiste, że gdy coś występuje powszechnie, czyli niezależnie od kultury, ma szansę być adaptacją gwarantującą przeżycie. Psychologia ewolucyjna śmie twierdzić, że zasadniczo wszelkie ludzkie zachowania i cechy psychiczne powinny być rozważane w świetle teorii Darwina – jako wyselekcjonowane przez dobór naturalny adaptacje do przetrwania. Dlaczego nie? Bo darwinizm społeczny prowadzi do tyranii, nędzy emocjonalnej, bezduszności… krytykę można by mnożyć.
Jednak oczywiste pytanie brzmi, czy my, w wieku XXI mamy tego typu adaptacje? Czy nasz mózg, sterując naszymi zachowaniami, w dużej mierze podświadomie, próbuje sprawić, abyśmy tak czy inaczej maksymalizowali swoje szanse na sukces ewolucyjny.
A czymże on jest? Ano, najtrywialniej rzecz ujmując, polega on na jak najszerszej propagacji własnego DNA, czyli wydaniu na świat jak największej liczby zdrowego i płodnego potomstwa. Sukces ewolucyjny nie musi zatem oznaczać sukcesu życiowego. I dlatego badania psychologii ewolucyjnej, jeżeli nie są retrospektywnym bajaniem czy teoretyzowaniem na temat przyszłości i pisaniem pięknych a poczytnych książek, lecz realnie bazującą na eksperymencie nauką, gdzie się liczy i mierzy, są bardzo trudne do przeprowadzenia.
Ewolucji bowiem nie jest łatwo przyłapać na gorącym uczynku, zwłaszcza dla organizmów dużych i o długim czasie trwania jednego pokolenia. Takim zaś właśnie organizmem jest człowiek.
Silniejszy od popędu seksualnego
Uważny czytelnik już zapewne wie, że każda potencjalna sytuacja pozwalająca na propagację własnego DNA – jeśli nie zagraża poważnie życiu, czyli ostatecznie nie ograniczy możliwości jego propagacji do zera – jest korzystna z ewolucyjnego punktu widzenia. Zatem aby zobaczyć ten psychologiczny układ immunologiczny (BIS) w akcji, trzeba postawić go wobec wyzwania. Niech zderzy się z podstawową ewolucyjną siłą: płodnością i popędem seksualnym. I niech zwycięży.
Tak właśnie swój eksperyment ustawili badacze kanadyjscy z McGill University w Montrealu. Przeprowadzili obserwację młodych, heteroseksualnych singli, mieszkańców wielkiego miasta w sytuacji realnej randki w ciemno metodą speed date i randki w sieci. Niektórzy uczestnicy eksperymentu uprzednio zostali poddani bombardowaniu sugestywnymi informacjami o chorobach zakaźnych i ich rozprzestrzenianiu. I nie były to ulotki czy plakaty jak z zakładowych komórek BHP w Polsce lat 60., tylko autentycznie mocne w wyrazie prezentacje wideo. Miało to zaktywować ich BIS.
Badacze kanadyjscy przeprowadzili obserwację młodych, heteroseksualnych singli z wielkiego miasta w czasie realnej randki w ciemno. Fot. Shutterstock
I zaktywowało. Zaskakująco dobrze. To znaczy ostatecznie źle się to odbiło na życiu towarzyskim i miłosnym owej nieszczęsnej młodzieży. Która to młodzież nawet w sytuacji – tak, co tu kryć – desperackiego poszukiwania partnera, jakim jest speed date, nie była się w stanie przełamać. Uruchomiony BIS sprawił, że spędzili te kilka eksperymentalnych weekendów samotnie. Randkowanie niezobowiązujące i jeszcze nie desperackie, czyli leczenie samotności w sieci, też wyhamowało u uczestników, którym zaserwowano wideo o chorobach zakaźnych – choć to irracjonalne, bo przecież brak tu fizycznego kontaktu.
Na podobnej zasadzie, według psychologów społecznych, unikamy kontaktu z grupami postrzeganymi, a częstokroć stygmatyzowanymi jako zbiorowiska akumulujące, czyli potencjalnie roznoszące choroby, takimi jak imigranci, ludzie otyli, kalecy, alergicy, osoby z wyraźnym trądzikiem itp. Zwraca uwagę, że niechęć czy wręcz obrzydzenie bywają okazywane osobom cierpiącym na schorzenia w sposób oczywisty niezakaźne. Aczkolwiek mniej nas to kosztuje ewolucyjnie, nie ma tu bowiem współzawodnictwa z równie do lęku silnym popędem życiowym. Co najwyżej lęk konkuruje z przyzwoitością.
Sam mechanizm nie jest wyłącznie skierowany przeciw „obcemu” jako źródłu problemu. Czasem to siebie czy bliskich widzimy jako nosicieli pewnej nadwrażliwości na wszelkie zachorowania. – Lepiej unikaj szkoły, lekarzy, placu zabaw oraz psów, kotów, świnek morskich i pluszowych zabawek – mawiają do swoich dzieci matki z nadaktywnym chronicznie BIS-em.
Hollywood zagraża randkom
Mnie w tej całej historii zainteresował problem nieprzedyskutowany przez autorów badań: do jakiego stopnia BIS wykazuje te same poziomy aktywacji i reakcji w różnych kulturach. Kanada Kanadą, a powyższe badanie opisane w Personality and Social Psychology Bulletin nie zostało przeprowadzone w wielu innych ośrodkach.
Największym pragnieniem Japończyków jest nie zarazić nikogo swoim przeziębieniem. Fot. Shutterstock
A tacy np. Francuzi, zwłaszcza młodzi, całują się – co najmniej po policzkach – przedstawiani kompletnemu nieznajomemu. I ostatnią rzeczą, która ich obchodzi w życiu jest to, że mogą się sami czymś zarazić lub kogoś zarazić. No i podobno w piekle jest francuski poziom higieny. Tak przynajmniej czasem żartują Francuzi.
Na antypodach – nie tylko geograficznie – znajduje się Japonia. Pomiędzy nieznajomymi nawet uścisk dłoni nie byłby tam przyjęty. A w sezonie wiosenno-jesiennym największym pragnieniem Japończyków jest nie zarazić nikogo swoim przeziębieniem. Stąd maseczki na twarzach w metrze japońskich metropolii.
Większość społeczeństw jest gdzieś po środku tak rozpiętej skali. Podaje dłoń na powitanie, a gdy choruje zakaźnie, siedzi w domu. Czy te populacje mają różne behawioralne układy immunologiczne? A dlaczego? Czyżby ich ewolucja czymś się różniła?
Ciekawe byłoby też zbadać, czy – i ewentualnie jak – poziomy wzbudzenia psychologicznej odporności korelują z odpornością biologiczną. Może być przecież tak, że populacje charakteryzujące się mocną i skuteczną odpowiedzią immunologiczną na poziomie somy, nie muszą się aż tak psychologicznie napinać na przetrwanie, jak ci o genotypach immunologicznie słabszych.
Tak czy siak, kanadyjskie badania dają nam jedną dobrą radę na przyszłość: chcesz iść na udaną randkę, nie rozpoczynaj jej od seansu o pandemii grypy („Epidemia strachu”) czy wirusa Ebola („Epidemia”). Ani od „Planety małp” czy „12 małp”. Ani „Ludzkich dzieci”, „28 dni później”, „Jestem legendą” czy „Miasta ślepców”. No cóż, Hollywood wyłazi ze skóry, żeby z naszych randek wyszły nici, a nasz BIS był w stanie podwyższonej gotowości co najmniej raz do roku.
– Magdalena Kawalec-Segond
Źródło: YouTube
Zdjęcie główne: Czy nasz mózg sterując naszymi zachowaniami, próbuje sprawić, abyśmy maksymalizowali swoje szanse na sukces ewolucyjny? Fot.Shutterstock