Marzą o masowych gwałtach, stworzeniu rasy panów, a przynajmniej – o samobójczym zamachu
piątek,15 czerwca 2018
Udostępnij:
Incelsi fantazjują na temat świata, w którym młode dziewczyny – przedmiot pożądania, a zarazem skrajnej pogardy (określenia „suki” i „dziwki” należą do najbardziej rycerskich) – staną się powszechnie dostępne na każde żądanie. Bądź to za sprawą gangów, skrzykujących się do zbiorowych gwałtów, bądź to rządów rasy panów, jakimi staną się pryszczaci po likwidacji konkurentów i stworzeniu nowego ładu społecznego. Na swoich forach dopytują się o skuteczność „pigułek gwałtu” i podsuwają kumplom swoją siostrę jako „niezłą dupę”.
Sytuacja nastolatka, który desperacko i daremnie usiłuje znaleźć „drugą połowę”, należy do kondycji ludzkiej jako takiej – nie znam chyba nikogo, kto jej kiedyś nie doświadczył. W najlepszym razie cierpienia takie owocowały różnej jakości liryką miłosną, w najgorszym – pogłębiającą się depresją i samotnością, najczęściej – frustracją, która z kolei stanowiła zwykle ostrogę dla kreatywności („Kupię motocykl!”, „Wygram ten konkurs!”, „Wejdę na dach szkoły po piorunochronie”), przynajmniej do chwili takiego czy innego happy endu.
Te udręki nastolatków i próby radzenia sobie z nimi bywały źródłem troski rodziców oraz zatrudnienia dla specjalistów różnej maści, od ortopedów i dermatologów po psychologów, redaktorów i krawców. Nigdy dotąd jednak nie były przedmiotem troski fachowców od demografii, bezpieczeństwa narodowego i terroryzmu, a tak dzieje się w przypadku ruchu incelsów.
Dźwięczny termin „incels” to angielski neologizm, zgrabna zbitka słowna, którą niełatwo dosłownie przetłumaczyć: incels to „INvoluntary CELibates”, czyli – w przekładzie raczej wolnym niż dosłownym – „nie z własnej woli bez pary”. W lirycznym duchu można by to przełożyć na „skazani na samotność”, ale incelsi rzadko uciekają się do liryki.
Frustracja nastolatków przeradza się w agresywną, wrogą światu ideologię – mówi Wojciech Stanisławski
Owszem, chętnie użalają się nad sobą, ale rychło przechodzą do pełnych nienawiści fantazji o poniżaniu wszystkich niedostępnych lasek i szczęśliwych konkurentów, o masowych gwałtach, stworzeniu rasy panów, a przynajmniej – dokonaniu samobójczego zamachu terrorystycznego. Nie sposób więc nazwać ich „generacją Werterów”.
Znacznie bardziej na miejscu wydaje się swojskie, prapolskie określenie „pryszczaci”, tym bardziej, że dobrze charakteryzuje profil społeczny incelsów. Z zasady są to mężczyźni, w przeważającej mierze – nastoletni lub na progu dorosłości, mieszczący się w przedziale 16-24 lata. Najczęściej rzeczywiście nie mają żadnych lub niemal żadnych doświadczeń z płcią przeciwną, co zwykle przekłada się na kłopoty z trądzikiem.
Inaczej wyglądało to u zarania ruchu, który – podobnie jak rosnąca liczba współczesnych postaw i aktywności społecznych – narodził się w sieci. Historycy internetu (to jeszcze jedna, nieznana dotąd profesja!) wywodzą jego początki z prywatnej strony, założonej w roku 1993 przez uczennicę jednego z kanadyjskich colleges.
Alana, która w międzyczasie z jednej strony odnalazła się jako aktywistka ruchu LGBT, z drugiej zaś – ukrywa swoją tożsamość w obawie przed zemstą incelsów, wspomina, że przed ćwierć wiekiem założyła stronę po prostu po to, by „dzielić się kłopotami z nawiązywaniem kontaktów z płcią przeciwną”. Jako że nikt w szkole średniej nie jest wolny od podobnych udręk, strona odwiedzana była przez nastolatków płci obojga, szczęśliwych, że mogą podzielić się swoimi najprawdziwszymi udrękami w gronie osób podobnie myślących i w cieniu internetowej anonimowości. Sam termin „incel” został ukuty kilka lat później, a panna Alana powędrowała na studia, przekazując jednemu ze znajomych prawa administratora strony.
Dzięki internetowi mogła zostać speniona stara jak świat potrzeba wyżalenia się, że Magda z II b udaje obojętność. Do dziś w sieci WWW funkcjonują w najlepsze dziesiątki tysięcy forów, których uczestnicy zwykle nie wychodzą poza opis własnych nieszczęść, czasem tylko wzbogaconych o śmiałe generalizacje w rodzaju: „wszyscy faceci myślą o tym samym” lub „wszystkim dziewczynom zależy tylko na kasie”. Jednak na stronie założonej przez Alanę i podobnych forach głębiej ukrytych przed dorosłymi, w tym przede wszystkim na portalu społecznościowym Reddit, zaczęły dochodzić do głosu inne, mniej już niewinne treści, które stanowią współcześnie rdzeń ideologii incelsów.
Psycholodzy i specjaliści od bezpieczeństwa publicznego – przeciążeni pracą i świadomi, że internet jest dziś wesołym bagniskiem, w którym dochodzą do głosu wszelkiego rodzaju frustracje – po raz pierwszy zwrócili na serio uwagę na incelsów po zamachu w Isla Vista, na obrzeżach jednego z campusów University of California. W maju 2014 roku niejaki Elliot Rodger zastrzelił tam sześć osób i ciężko zranił kolejnych 14, po czym popełnił samobójstwo.
To, co wydawało się kolejną, koszmarną i niewytłumaczalną „szkolną strzelaniną”, okazało się manifestacją polityczną. 22-letni Elliot przed zamachem nagrał bowiem na YouTube płomienne przemówienie, w którym zadeklarował się jako incel, który zamierza zemścić się na społeczeństwie za swoje niepowodzenia w relacjach z kobietami. Zaś w blisko 140-stronicowym manifeście, również opublikowanym w sieci, wezwał innych, by poszli w jego ślady.
Absurd? Nie dla tych, którzy mają do czynienia z kolejnymi zamachami. Po strzelaninie w Isla Vista tylko w Stanach Zjednoczonych doszło do co najmniej czterech poważnych zamachów, których sprawcy deklarowali się jako incelsi.
Chris Harper-Mercer 1 października 2015 roku zabił 9 osób w campusie w stanie Oregon, 8 ranił. Zamachowiec zastrzelił się. William Atchinson, używający w sieci nicku „Elliot Rodger”, zaatakował 7 grudnia 2017 w licealnym campusie Aztec High School w stanie Nowy Meksyk: dwoje zabitych plus samobójstwo sprawcy. Nikolas Cruz: 14 lutego 2018, licealny campus Stoneman Douglas High School na Florydzie, 17 zabitych i 17 rannych. Został zatrzymany. Jego ostatni wpis na Facebooku przed zamachem: „Nie zapomnimy ofiary Elliota Rodgera”. I czwarty zamachowiec – Alek Minassian: 23 kwietnia 2018 roku w Toronto, 10 zabitych, 14 rannych.
To po tym ostatnim zamachu zaroiło się od publikacji o incelsach. Ale to przecież tylko jeden z wymiarów działalności neopryszczatych, którzy zachęcają się nawzajem przede wszystkim do indywidualnych aktów przemocy.
Ostatni wpis na Facebooku Nikolasa Cruza przed zamachem brzmiał: „Nie zapomnimy ofiary Elliota Rodgera”. 14 lutego 2018 r. w licealnym campusie zabił 17 osób i 17 ranił. Na zdjęciu: obrońca z urzędu Melisa McNeill rozmawia z Cruzem w sądzie w Fort Lauderdale na Florydzie. Fot. REUTERS/Taimy Alvarez
Czy w ogóle można mówić o „ideologii” incelsów jako takiej? Raczej o mgławicy przekonań, które napędza wspólny, silny resentyment. Można tu zaryzykować analogię (bardzo odległą) z „ruchem robotniczym” z pierwszej połowy XIX wieku, kiedy to szok rewolucji przemysłowej i związanego z nią wyzysku rodził: z jednej strony niszczących maszyny luddytów, z drugiej – utopijne marzenia o falansterach i sprawiedliwym podziale zysków, a z trzeciej – nową falę przestępczości, skierowanej przeciw „burżujom”.
Współcześnie z kolei część incelsów zadowala się seansami nienawiści wobec swoich zmitologizowanych, zwycięskich konkurentów, czyli „Chads”. Chad to imię-pojęcie, znaczące, trochę na kształt polskiego „Seby”. Różnica jest taka, że Seba czy Sebix, czyli dresiarz z blokowiska z bulkiem na smyczy, tatuażem na łydce i starym, ale stuningowanym BMW, jest dla polskich żartownisiów źródłem obaw przy perspektywie bliskiego kontaktu, a na dalszy dystans – podszytego politowaniem rozbawienia. Natomiast Chad, czyli wysoki, błyskotliwy i zamożny blondyn, rwący dziewczęta jak świeże wiśnie, budzi w incelsach poczucie upokorzenia i silną nienawiść.
Tego rodzaju emocje nie wydają się jeszcze niczym nowym, chociaż niepokoi fakt, że fora internetowe stają się dla nich wysokowydajnym wzmacniaczem. Dawniej zazdrością wobec zwycięskiego rywala gryziono się w samotności, teraz typizuje się go jako „samca alfa” i czyni obiektem zbiorowego poniżania i hejtu.
Ale szaleństwo incelsów zaczyna się od momentu, kiedy zabierają się za fantazjowanie na temat świata, w którym młode dziewczyny – przedmiot pożądania, a zarazem skrajnej pogardy [określenia „suki” (bitches) i „dziwki” (sluts) należą do najbardziej rycerskich, z jakimi można się spotkać na incelsowych forach] – staną się powszechnie dostępne na każde żądanie. Bądź to za sprawą gangów, skrzykujących się do zbiorowych gwałtów, bądź to rządów rasy panów, jakimi staną się incelsi po likwidacji konkurentów i stworzeniu nowego ładu społecznego, będącego czymś pośrednim między polityką kolonizacyjną Mongołów a relacjami w hordzie. Nie ma w zasadzie tematu, który na forach incelsów byłby tabu: jedni dopytują o skuteczność „pigułek gwałtu”, drudzy podsuwają forumowym kumplom swoją siostrę, zachwalając ją jako niezłą dupę.
„Wy, dziewczyny, nigdy nie czułyście do mnie pociągu. Ukarzę was za to. Zarżnę każdą zepsutą, wypchaną blond dziwkę, wszystkie dziewczyny, których tak pragnąłem. Będę czerpał wielką przyjemność z mordowania was. Zobaczycie w końcu, że to ja jestem samcem alfa” – mówił w ostatnim wideo Elliot Rodger. Był guru dla Nikolasa Cruza, który cztery lata później zabił 17 studentów. Na zdjęciu 16-letnia Alyssa Kramer, przytulana przez matkę Tonję, płacze podczas modlitwy za jego ofiary. Fot. Mark Wilson/Getty Images
Nietrudno wskazać na sprzeczności w incelsowej wizji nowego porządku społecznego, począwszy od punktu wyjścia: głębokiego poczucia niższości, graniczącego z odrazą do samych siebie. Przyszli panowie świata określają się zazwyczaj jako „subhumans” (nie da się tego przełożyć inaczej niż jako „podludzi”, tyle że bez kontekstu rasowego, jaki nadał temu słowu nazizm), szczegółowo opisując doznane na randkach upokorzenia. A Chads są przedmiotem ich nienawiści, ale i zmieszanego z zawiścią podziwu. Od „dziwek” wymaga się nienagannej urody, a zarazem przy każdej okazji demaskuje ich przebiegłość i obłudę, której wyrazem jest choćby makijaż. Jest w tym coś z wizji Bruno Schulza przedzierzgniętego w jaskiniowca.
W swoich fantazjach incelsi nie wychodzą poza perspektywę jednorazowego triumfu. Daremnie szukać u nich refleksji nad szerszym porządkiem społecznym, nowymi technologiami, ładem państwa. Ich marzeniem jest panowanie nad plemieniem na wzór pułkownika Kurtza z „Czasu apokalipsy”. Przy czym – chichoce złośliwie psycholog – nie da się ukryć, że przy tak niskiej samoocenie, jaką posiadają incelsi, nawet rządy nad haremem niekoniecznie zapewniłyby im wymarzony sukces.
Co z tego jednak, że ich wizja świata jest jak z rojeń dresiarza? Incelsi nie stają do publicznej debaty, nie zabiegają o popularność w wyborach, tylko dojrzewają do czynu w sosie własnej nienawiści, którą karmią się na forach, w międzyczasie sławiąc Elliota Rodgera jako swego „Pana i Mistrza”, zaczytując się jego manifestem i zagrzewając się nawzajem do zemsty na społeczeństwie, które ich poniża. A jeśli sięgają w swoich poszukiwaniach dalej, to są to mocno niepokojące pokrewieństwa.
Maria Reyes, Stacy Buehler i Tiffany Goldberg zapalają świece wokół krzyża, uczestnicząc w memoriale poświęconym ofiarom Nikolasa Cruza. Fot. Joe Raedle/Getty Images
Opisując przepływ idei we współczesnym świecie, często porównuje się internet do widzianych okiem teleskopu Hubble’a mgławic: granice są tu zatarte, jedne „obłoki”, kryjące tysiące gwiazd, przechodzą w inne, sąsiadujące galaktyki zlewają się ze sobą. Incelsi, stanowiący niebezpieczne, ale stosunkowo nieliczne – bo liczone w tysiącach, nie w milionach – środowisko, karmią się jednak różnymi innymi, szerszymi frustracjami społecznymi.
Badacze zwracają uwagę na przepływ pomysłów, a często i zwolenników między incelsami a działaczami na rzecz „praw ojców” – ludzi często skrzywdzonych przez sądy i byłe partnerki, desperacko walczących o prawa do opieki nad swoimi dziećmi, ale nierzadko nie stroniących przy tym od generalizacji na temat niesprawiedliwości zdominowanego przez kobiety świata. Wszelkie absurdy feminizmu, których przecież nie brakuje, stanowią pokarm, jakim żywią się incelsi. A mężczyźni, którzy – naprawdę albo tylko we własnym mniemaniu – padli ofiarą kobiecej przebiegłości lub żądzy władzy, często trafiają na ich fora, by tam zostać odpowiednio sformatowani.
Z trzeciej strony – fantazje o powołaniu nowej „rasy panów”, o stworzeniu świata wolnego od „gaduł” i „uwodzicieli”, w którym można będzie do woli przechadzać się z bronią o długiej lufie i skinąć na każdą kobietę, jaka wpadnie w oko, zbliżają incelsów do wszelkiego rodzaju obłąkanych radykałów o orientacji rasistowskiej, neonazistowskij lub „suprematystycznej”. To zaś – co dodatkowo komplikuje całą sprawę – czyni z incelsów wymarzony straszak dla amerykańskiej sfeminizowanej lewicy.
Być może większość incelsowych fantazji wypali się na forach lub utopi we własnej frustracji, część zaś pryszczatych może zwyczajnie dorosnąć. Jak pamiętamy, młodego Gitarzystę z „Rejsu”, nucącego „Były maje, były bzy, byłaś też dziewczyno ty”, wystarczyło przesunąć do Sekcji Gimnastycznej, by zniknęły kłopoty („Będzie w kolektywie. Nabierze więcej optymizmu życiowego. Po trzecie, co jest też ważne – przestanie śpiewać”). A jeśli nawet nie, podobne frustracje są stare jak świat. Zdarzało się już nie raz, że prowadziły do jednostkowych aktów przemocy, w pitavalach sprzed wieku i współczesnych serialach o FBI roi się od gwałcicieli, którzy za młodu zostali, a przynajmniej tak im się zdaje, „skrzywdzeni przez kobiety”.
Susana Abdurahman płacze przed prowizorycznym pomnikiem 20-letniego studenta Christophera Michaela-Martineza, który był jedną z ofiar Elliota Rodgera. Fot. REUTERS/Lucy Nicholson
Nieraz też podobna frustracja znajdowała ujście w gorączkowej aktywności publicznej – sublimowała się, jak powiedziałby freudysta. „Małe ręce, w których drży pewność ciosu”, o których pisał Zbigniew Herbert w wierszu o młodych królobójcach, być może bardzo potrzebowały dotknięcia dłoni Jeanette czy Audrey. Wiele niespełnień i pragnień stało też za radykalizmem kolejnych pokoleń rewolucjonistów. Nie przypadkiem awangardzie socrealizmu w Polsce nadany został przydomek „pryszczatych” i niejedno potrafiłby powiedzieć wytrawny psychoanalityk o zawartości słynnego, wydanego w 1954 roku tomiku „Wiersze i pieśni poświęcone pracownikom Bezpieczeństwa”:
Major obudził się, stanął,
zadzwonił, kazał wywołać
i znów padały pytania
i znów kłamała odpowiedź. (...)
Notuj, majorze, notuj
szukaj, majorze, nici
żadna brunatna hołota
nie powstrzyma naszego życia.
A przecież i tak były to niewinne figle w porównaniu z dokonaniami chińskich hunwejbinów, nastoletnich Czerwonych Khmerów, czy irańskich „strażników rewolucji” z 1979 roku.
Władze amerykańskie monitorują fora i środowiska incelsów, mając nadzieję na storpedowanie kolejnych zamachów. Historyk idei może zastanowić się przez chwilę nad krążeniem po świecie różnych konceptów, które – w miarę oswojone w macierzystym środowisku – okazywały się zgubne w nowym świecie, niczym dziesiątkująca Indian, zawleczona przez białych ospa. Druga połowa XX wieku przyniosła przerażające przykłady „zarażenia” narodów Azji, Afryki i Ameryki Południowej różnymi zwulgaryzowanymi wariantami marksizmu, nacjonalizmu czy eugeniki, funkcjonującymi na Zachodzie jako jedne z wielu konceptów.
„Nienawidzę was wszystkich. Ludzkość to obrzydliwe, nędzne, zdeprawowane istoty. Gdyby to było w mojej mocy, nie zatrzymałbym się, dopóki nie zamieniłbym was wszystkich w góry czaszek i rzeki krwi, i słusznie” – mówił Elliot Roger. Na zdjęciu dziura po jego kuli w oknie kampusowych delikatesów. Fot. REUTERS/Jonathan Alcorn
Paliwem tamtych rewolt było pragnienie równego dostępu do dóbr materialnych w warunkach niewyobrażalnej dla nas nędzy. Co jednak może okazać się największym pragnieniem milionów młodych mężczyzn w krajach, w których – po dekadach praktykowania tzw. selektywnej aborcji – stosunek urodzeń chłopców do dziewczynek wynosi nie 105:100, zgodnie z „normą gatunkową ludzkości”, lecz 125:100, co przekłada się na dziesiątki milionów Chińczyków, Pakistańczyków i Hindusów niemających żadnych szans na znalezienie „drugiej połowy”? Jak długo potrwa, zanim któryś z nich znajdzie w sieci manifest Elliota Rodgera?
– Wojciech Stanisławski
Tygodnik TVPPolub nas
W pracy nad tekstem wykorzystałem m.in. szkic Jia Torentino „The Rage of the Incels”, zamieszczony na łamach „The New Yorkera” z 15 maja 2018 r. oraz artykuł Deborah Ging „Alphas, Betas, and Incels Theorizing the Masculinities of the Manosphere” z miesięcznika „Men and Masculinities”, may 2017 roku.
Zdjęcie główne: W maju 2014 roku Elliot Rodger zastrzelił w kalifornijskim kampusie sześć osób i ciężko zranił kolejnych 14, po czym popełnił samobójstwo. Na zdjęciu: studenci z Santa Barbara czuwają przy świecach zapalonych dla ofiar zamachu. Fot. Spencer Weiner/Getty Images