Zastanówmy się: Eskimosi mają kilkadziesiąt określeń dla bieli, bo jest to potrzebne do przeżycia wśród śniegu i lodów. Gdy jakiś Ośrodek Monitorowania Kolorów narzuci im jedną nazwę bieli, Eskimosi stracą orientację w środowisku. A my żyjemy w pstrokatym świecie globalnym. Potrzebujemy wyraźnych pojęć, żeby się w nim orientować. Jednak polityczna poprawność pozbawia debatę publiczną koloru, emocji, historii, w rezultacie – sensu.
Polska, czy Pokraj
Ochotnicza Policja Myśli wkroczyła również po emisji programu Tanich Drani w TVP 1 o książce „Pokraj” Andrzeja Saramonowicza. Sympatycy pisarza na Facebooku odsądzili nas od czci, ponieważ krytycznie, choć życzliwie i grzecznie, odnieśliśmy się do niego w sprawie powieści i broniliśmy obecny rząd przed szyderstwem.
Książka jest ostrą satyrą na pisowską Polskę tak śmieszną i straszną, że kala jej imię. Dlatego autor nazwał nasz kraj „Pokraj”. Daje brawurowy zapis strumienia świadomości mieszkańców, „gdzie flaga jak ballada Szopenowska, co ją tkała sama Matka Boska, gdzie nigdy przed mocą nie ugniemy szyi, gdzie na tygrysy mamy wisy, gdzie nie polezie orzeł w gówna, gdzie krwi nie odmówi nikt, … gdzie nie wiesz, czy popiół zostanie i zamęt, czy może na dnie popiołu gwiaździsty dyjament”. To nawiązanie do sceny odczytania wersu Norwida z „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy przypomina o wyklętych „chłopcach z lasu”.
Rząd używając legendy żołnierzy wyklętych jako ideologii Wojsk Obrony Terytorialnej szykuje nam kolejną, przegraną walkę partyzancką, twierdzi Saramonowicz. Omamieni ochotnicy WOT mają być również zbrojnym ramieniem partii w rozprawie z opozycją. Pokrajowi grozi faszystowski przewrót. Władza autorytarna zyska poparcie. Pokrajacy boją się wolności. Ich obawy wykorzystują nieliczni inteligenci na służbie władzy. Dla kariery cynicznie zwodzą lud pisowski wizją wielkości Polski.
Powieść jest „Trans-Atlantykiem” III Rzeczpospolitej, ale są różnice. Krótkie arcydzieło Gombrowicza destyluje esencję świadomości sarmackiej trwającej stulecia. A pisany na bieżąco „Pokraj” jest przegadany.
Gombrowicz nie ma litości dla stanu szlacheckiego, że doprowadził Polskę do zguby. A Saramonowicz oszczędza swe środowisko inteligencji liberalnej, które doprowadziło do katastrofy swój projekt III RP. Gombrowicz nie ma też litości dla siebie, kiedy Saramonowicz pozuje na reżysera „Solomona Ancymonowicza”, ancymonka „o niepewnym genotypie”, kokietuje w książce.
Jednak obok wad, powieść jest popisem opanowania współczesnej polszczyzny. Gdyby autor miał większą dyscyplinę umysłową, dałby literacko udaną satyrą na Polskę dziś. Ale czy prawdziwą?
Przywołanie do rzeczywistości
W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” autor uznaje za tragiczny błąd, że od początku III RP niszczono mit narodu dobrego i dumnego z obawy przed nacjonalizmem. W programie pokazaliśmy, kto za to odpowiada.
Oto u zarania III RP Adam Michnik ogłosił esej „Trzy fundamentalizmy”. Ostrzegał przed stanowczością narodową, religijną i moralną. Jednak zdaniem prawicy właśnie te wartości mogły uzdrowić społeczeństwo wyniszczone przez komunizm. Na ideach Michnika skorzystali komuniści unikając rozliczeń i „lewica laicka” zdobywając rząd dusz.