Ale i też „Kobra” paradoksalnie była prawdziwym teatrem z prawdziwą teatralną widownią. Szczyt jej popularności to lata 60. Odbiorniki telewizyjne miało coraz więcej osób, choć oczywiście były one nadal luksusem (tak na marginesie: wówczas wiele wsi na obszarze całego kraju ciągle nie ma prądu, elektryfikacja to proces, który zostanie zakończony na początku lat 70.). Ale pojawiają się już w klubach osiedlowych, domach kultury, hotelach robotniczych, akademikach, jednostkach wojskowych w różnych świetlicach.
Mimo skromnej liczby telewizorów był to teatr niewyobrażalnie wielki. Ogromny! Niektóre przedstawienia oglądało 95 procent widzów! A przecież najpopularniejsze filmy osiągały widownię 60-procentową.
Ponieważ telewizja to nowinka techniczna i wielka atrakcja popularne staje się oglądanie jej w większym gronie. Na telewizję chodzi się do sąsiadów i do tych placówek, które ją mają. Niektóre programy – jak Wyścig Pokoju – oglądane są nawet w godzinach pracy sklepów. Kiedy w czwartek wieczorem zaczynała się „Kobra”, zaludniały się miejsca przed telewizorami w mieszkaniach i salach publicznych.
Teatr Sensacji, którego spektakle były nadawane na żywo, miał swoje prawdziwe sale teatralne w mieszkaniach, które gromadziły przed srebrnym ekranem lokatorów jednej klatki, jednego bloku, a czasami nawet jednej ulicy (młodszym czytelnikom trzeba wyjaśnić, że telewizor z kineskopem miał srebrny ekran. Stąd też srebrny ekran był synonimem telewizji).
W studiu palili papierosy
W tamtym czasie zachodnie telewizje nadawały na żywo – i czynią tak też współcześnie – przede wszystkim spektakle z udziałem publiczności. Śmiech we współczesnych amerykańskich serialach komediowych to kontynuacja tej tradycji.
Telewizja peerelowska w latach 60. raczej unikała publiczności na dużą skalę, choć było kilka widowisk z jej udziałem. Nie chodziło o względy polityczne, obawy, że publiczność się źle zachowa, czyli w sposób niepożądany przez władze. W końcu publiczność można zawsze dobrać. Po prostu, duże widowiska to większe koszty, a przy spektaklu kryminalnym efekt niepewny. Wtedy – przed oddaniem obiektów – na Woronicza było to też trudne technicznie.
Zresztą w tamtych czasach w ogóle wszystkie programy telewizyjne było grane „na żywo”. Prowadzący i goście – co dzisiaj trudno sobie wyobrazić – w studiu w trakcie programu palili papierosy. To było normalne.
I tak Teatr Sensacji oraz inne spektakle były transmisją bezpośrednią. Nie było możliwości korekt. Sam pamiętam jakiś Teatr Telewizji, w którym aktor szarpał za klamkę drzwi, a ściana, dekoracja w tym momencie niepokojąco drżała. To dodawało autentyzmu.