A jednak innym przejawem McCainowskiego idealizmu stała się jego kilkuletnia walka o zakaz tortur w amerykańskich więzieniach dla terrorystów, uwieńczona odpowiednią poprawką do ustawy o kredytach na obronę w roku 2005. – To, co nas różni od przeciwników to przekonanie, że nawet nasi schwytani wrogowie dysponują prawami człowieka – powtarzał. Trump jest za dużo mniej ochoczym mieszaniem się w światowe konflikty, a zarazem uważa takie skrupuły za śmieszne.
Donald Trump lubi brutalny język interesu, który według McCaina jest obraźliwy dla Ameryki jako ostoi wolności i demokracji. Powstrzymanie rosyjskiej agresji było jego dewizą od zawsze. Busha juniora krytykował między innymi za zwlekanie z instalacją tarczy antyrakietowej w Polsce. Całkiem niedawno jako przewodniczący senackiej Komisji Sił Zbrojnych domagał się nieograniczonej sprzedaży broni Ukrainie i jak najtwardszych sankcji dla Kremla.
Gdy dodać podejrzenia wobec obecnego amerykańskiego prezydenta o to, że Putin ułatwił mu wybór, mamy uzasadnienie dla głębokiej awersji. Na dokładkę przywiązany do komunikatywnej, rzetelnej polityki McCain odrzuca nieprzewidywalny, chaotyczny styl dyplomacji obecnej ekipy. W przypadku niedawnego szczytu w Helsinkach ten opór okazał się skądinąd dużo szerszy. Najbardziej konserwatywni senatorowie republikańscy typu Orrina Hatcha z Utah wyrazili swój niepokój.
Romantycy patrzą na ręce
Możliwe, że obecny prezydent przy wszystkich swoich wpadkach i niekoherencjach, patrzy nawet dalej niż tacy pogrobowcy idealizmu czasów zimnej wojny jak McCain. Że racjonalnie szykuje się do nowej globalnej rozgrywki z Chinami i Unią Europejską, w miejsce choćby teoretycznego poszerzania sfery wolności na świecie. Kiedy Stany Zjednoczone się za to zabierały zbyt dosłownie, ponosiły spektakularne klęski, jak w popieranej gorąco przez McCaina ekspedycji do Iraku.
W kupiecki stosunek Trumpa do polityki światowej wliczone są, niestety, niejasne gry z Putinem (choć i starcia z nim). Z kolei choć różne Trumpowskie bluffy w stosunkach ze światem pozostają nie do końca przewidywalne, to chyba żadna administracja nie mogłaby realizować polityki ściśle według McCainowskich recept.
A równocześnie to tacy „romantycy” patrzą kolejnym prezydentom na ręce, ich głos wciąż czasem się liczy. To kontrola ze strony ludzi w stylu McCaina, nawet jeśli bardziej pragmatycznych niż on sam, gwarantuje przynajmniej minimum ciągłości amerykańskiej polityki wobec Europy Środkowej i Wschodniej, także w czasach mocno cynicznej ekipy Trumpa.