Było to kolejne ważne doświadczenie. Ono mu przypomniało parę prostych zasad. Ruszaj głową, zanim zaczniesz obracać pieniędzmi. Nie trzymaj pięciu srok za ogon. Zaczynaj od fundamentów, gdy stawiasz dom. Poczekaj aż wyschnie beton, nim zaczniesz budować ściany. Z taką wiedzą podjął nowe wyzwanie.
Od początku nie miał wątpliwości, że będzie to projekt biznesowy, oparty na sporcie jako swoistym napędzie zwrotnym – dostajesz, oddajesz! Doskonale wiedział, co znaczy „radź sobie sam”. Ale w tym przypadku radzenie sobie samemu nie oznaczało działania w pojedynkę, wręcz przeciwnie. Musiał zebrać grupę partnerów, którzy zainwestują swoje pieniądze we wspólny projekt.
Nigdy nie myślał o sponsorach jako darczyńcach. Myślał jak o partnerach w biznesie, który musi się opłacać obu stronom. Bez zerwania z typową mentalnością naszego sportu, Lang nie odniósłby sukcesu. Bez tego i bez swej stoickiej cierpliwości, wynikającej z doświadczeń.
Nic na hurra..! Nic natychmiast. Krok po kroku. Takie założenia przyjął dyrektor upadającego wyścigu, który miał rozkwitnąć. Lang się nie spieszył, nie szarżował z finansami, nie zastawił domu pod hipotekę, żeby natychmiast sprowadzić największe, a więc i najdroższe gwiazdy peletonów. Budował ten tour stopniowo z jasno wytyczonym już od startu celem.
Tour de Polgone miał stać się jednym z najlepszych, najbardziej prestiżowych kolarskich wyścigów świata. I tak się stało: od najniższej kategorii zawodowej w klasyfikacji UCI – 2.5 w roku 1996, poprzez kolejne awanse w latach 1997, 1999, 2001 wszedł w roku 2005 do cyklu UCI Pro Tour jako jedyny wyścig w tej części Europy, dołączając do takich firm jak Giro d’Italia, Tour de France, Vuelta a Espana i wielkich klasyków kolarskich.
Można powiedzieć, że Tour de Pologne dogonił w czasie i przestrzeni starsze rodzeństwo. Lecz na tym nie koniec, gdyż od 2009 roku był już w cyklu UCI World Ranking, a od 2011 należy do UCI World Tour. Tak więc idąc krok po kroku Lang doszedł z TdP do elity kolarskich wyścigów, osiągając wyznaczony cel. Moim zdaniem z tej przyczyny zasługuje na przydomek „pozytywisty biznesu”.
Ten sposób działania, stopniowo i solidnie, obejmował wszystkie elementy wyścigu, tak dobrane i dopracowane, żeby tworzyły harmonijną całość.
Ludzie czekają na kolarzy, lecz widzą ich tylko przez moment, gdyż peleton przelatuje jak huragan. Za kolarzami pomyka kolumna samochodów, które trąbią albo nagle przyspieszają. Skok adrenaliny, zastrzyk emocji to dostają widzowie.