W rosyjskich mediach zapowiedzi te wiążą przede wszystkim z możliwością wprowadzenia przez Waszyngton nowych sankcji, których celem ma być osłabienie rosyjskiej gospodarki. O gotowości Białego Domu, aby pójść w kierunku zaostrzenia polityki wobec Moskwy ma świadczyć, zdaniem rosyjskich komentatorów i to, że Donald Trump już na dwa miesiące przed wyborami do Kongresu podpisał ustawę wprowadzającą nowe restrykcje wobec wszystkich, którzy chcieliby ingerować w ich wynik.
W rosyjskich mediach już od tygodni można przeczytać, że Kijów przygotowuje się do zbrojnych rozstrzygnięć. Według ostatnich zapowiedzi szefa sztabu sił zbrojnych tzw. ludowej republiki donieckiej wojna na pełną skalę ma się rozpocząć w ten weekend (14-16 września). Rosjanie spodziewają się, że Kijów wspierany i wspomagany przez Waszyngton będzie w najbliższym czasie dążył do zmiany sytuacji na Morzu Azowskim na własną korzyść.
Koniec złudzeń
Nawet jeśli w obliczu rosyjskiej przewagi równowaga nie jest możliwa, to każda próba zmiany układu sił postrzegana jest przez Moskwę, jako zagrożenie. Wiele wskazuje na to, że dobiegające ostatnio z rosyjskich kręgów władzy ostrzeżenia przed „zbliżaniem się NATO” do rosyjskich granic, o czym mówił choćby na spotkaniu z kanclerz Angelą Merkel prezydent Władimir Putin, więcej mają wspólnego z Morzem Azowskim niźli z niedawnymi zapowiedziami ekipy Petra Poroszenki, że Ukraina będzie dążyła do konstytucyjnego umocowania swych natowskich aspiracji.
A kiedy rosyjskie elity uważają, że znajdują się w sytuacji zagrożenia, to mogą postępować w sposób nieobliczalny. Świadczy o tym rzucona żartem przed laty uwaga ówczesnego szefa kremlowskiej administracji Aleksandra Wołoszyna, który powiedział, że jeśli Rosja utraci wpływy lub stanie w obliczu wyparcia z obszaru Morza Azowskiego, to może uciec się do ataku nuklearnego.
Zwolenników agresywnych działań wobec Kijowa w Rosji nie brakuje. Ostatnio na łamach „Niezawisimej Gaziety” politolog Aleksandr Chramczichin, zastępca szefa Instytutu Analiz Wojennych i Politycznych, w długim artykule napisał, że pora wyzbyć się złudzeń. Ukraina nie będzie – w jego opinii – nigdy państwem przyjaźnie nastawionym wobec Rosji. Niezależnie od tego, kto będzie rządził zawsze będzie stanowiła dla Moskwy zagrożenie.