Dzisiaj sytuacje takie już się nie zdarzają. Kaliningradczycy bez konieczności wyjazdu z obwodu mogą nie tylko zjeść w ekskluzywnych restauracjach, ale i kupować towary w sklepach z renomowanymi, zachodnimi markami. Warunek jest tylko jeden – trzeba mieć pieniądze. Duże pieniądze…
Tych, którzy ich nie mają, często nie stać nawet na zakupy w zwykłych sklepach. Jak informują polscy turyści, w obwodzie rośnie liczba osób kupujących żywność u tzw. babuszek – właścicielek ogródków działkowych. Ubożsi mieszkańcy Kaliningradu zaopatrują się u nich nie tylko w warzywa i owoce, ale także w jaja, a nawet mięso. Zakupów u „babuszek” dokonują szczególnie osoby starsze, które, jeśli nie mogą liczyć na pomoc rodziny, muszą utrzymać się jedynie z emerytury.
Świadczenie to należy do jednych z najniższych w Europie. Przeciętna miesięczna emerytura w Rosji wynosiła w ubiegłym roku niespełna 12,4 tys. rubli. W przeliczeniu na złotówki to około 750 zł. Dodatkowo od trzech lat realna wartość emerytur spada. Jak podają media, emerytura w roku 2016 stanowiła niespełna 96 proc. świadczenia z roku 2015.
Gdy ludzie mają kłopoty z tym, co włożą do garnka, coraz mniej przejmują się stanem armii. Nie widzą też w tym przypadku do zbytniej dumy z potęgi ojczyzny.
– Czołgu, armaty, rakiety nie przyrządzę na obiad – mówi pani Natalia, emerytowana nauczycielka z Kaliningradu. – Cóż mi z tego, że jesteśmy, podobno, militarną potęgą, jak nie stać mnie praktycznie na nic poza jedzeniem. Gdyby nie pomoc syna, nie miałabym na leki. Nie skarżę się, bo znam osoby, które mają jeszcze gorzej, ale, przyzna pan, że to wątpliwa pociecha.
Jak widać, naszej rozmówczyni hasło „armaty zamiast masła” raczej nie pociąga.