Druga grupa laureatów to obrońcy praw człowieka, wolności i swobód obywatelskich. Jest ich wielu – od Niemca Carla von Ossietzky’ego, przeciwnika Hitlera (1935) przez Irlandczyka Seana MacBride’a, współtwórcę Amnesty International (1974), po Liu Xiaobo, chińskiego opozycjonistę (2010).
Wreszcie są i tacy, których działalność nie ma nic wspólnego z noblowską wizją pracy na rzecz pokoju, ale za to mieści się w modnych nurtach – walki ze zmianami klimatu (Al Gore, 2007) czy wspierania zrównoważonego rozwoju (Muhammad Yunus za mikrokredyty dla banglijskich kobiet, 2006).
Kto zgłosił Hitlera?
Nie wszyscy uważają, że tak powinno być. W ubiegłym roku Szwed Jan Oberg i Amerykanin David Swanson, członkowie obserwatorium Nobel Peace Prize Watch, skierowali do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu pozew przeciwko Szwecji – bo to w Szwecji ma siedzibę Fundacja Nobla. Zarzut dotyczy marnotrawienia majątku fundatora. Fundacja, zdaniem Obega i Swansona, dopuściła do tego, że komitet w Oslo nagradza kogo chce i za co chce, wbrew woli Alfreda Nobla, który w testamencie pisał o nagradzaniu inicjatyw pokojowych i działań na rzecz położenia kresu konfliktom. Pragnął bowiem świata bez wojen. Co ma z tym wspólnego walką o klimat?
Gdyby w tym roku komitet uhonorował Donalda Trumpa albo prezydenta Korei Południowej Mun Dze Ina, byłaby to nagroda w pełni zgodna z wolą Nobla. A co z innymi tegorocznymi kandydatami?
Choć członkowie komitetu muszą zachować zarówno ich nazwiska, jak szczegóły obrad i deliberacji w ścisłej tajemnicy (materiały archiwalne wolno ujawnić dopiero po 50 latach), dyskrecja nie obowiązuje tych, którzy kandydatury zgłosili. Stąd wiadomo, że wśród 330 tegorocznych kandydatów są między innymi papież Franciszek, Angela Merkel, Edward Snowden i Władimir Putin. Jest też turecki dziennikarz Can Dündar, dziś na emigracji, i dziennik „Cumhuriyet”, którym kierował; jest rosyjska „Nowaja Gazieta”, George Soros i kataloński przywódca Carles Puigdemont; jest Europejski Trybunał Praw Człowieka i Rada Arktyczna.