Partyzant i opryszek. Kto okazał się obrońcą zasad w PRL
piątek,19 października 2018
Udostępnij:
Dwóch autorów związanych z Warszawą i jej powojennymi dziejami. Przedstawiciel pokolenia Kolumbów i młodszy o kilkanaście lat pisarz „małego realizmu”. Twórczość którego z nich jest bliższa prawdy o stolicy i o Polsce?
W czwartek 25 października o godz. 22.10 na antenie TVP Kultura – w kolejnych „Pojedynkach stulecia” zmierzą się Roman Bratny i Marek Nowakowski.
„Nie bądź taki delikatny. Twardy bądź jak Roman Bratny” – śpiewały w niezbyt udanej piosence Elektryczne Gitary. Utwór nagrany przez zespół Kuby Sienkiewicza nosił tytuł „Nie pij Piotrek” i mówiąc eufemistycznie, nie przeszedł do historii.
Jeśli jakkolwiek wart jest dzisiaj uwagi, to tylko ze względu na to, że między licznymi wersami, w których wokalista wyliczał dni, kiedy Piotrek nie powinien pić, znalazło się cytowane zdanie o Bratnym. Są więc w piosence nadużywający alkoholu mężczyźni, są papierosy i mylące się dni tygodnia, to czemu miałoby zabraknąć „polskiego Hemingwaya”? W końcu ma być sztampowo!
Wieloznaczność powstańca
Roman Bratny, jak na Kolumba przystało, urodził się na początku lat 20. XX wieku – 5 sierpnia 1921 roku. Swoje życie związał z Warszawą. Informacje, które w wielu pisarskich życiorysach pojawiają się wyłącznie z kronikarskiego obowiązku, w tym wypadku zdają się ciążyć na całej biografii Bratnego.
Wszystkie jego młodzieńcze wprawki literackie przypadły na okres okupacji niemieckiej i tematycznie odnosiły się do wojny. Swoją sławę prozaik zawdzięcza przede wszystkim powieści „Kolumbowie. Rocznik 20”, od której nazwę wzięło całe pokolenie, i któremu przyszło urodzić się w złym momencie, żeby później zapłacić odpowiednią daninę krwi. Skądinąd zaraz po wojnie Bratny redagował pismo ukazujące się pod tym samym tytułem, co książka. Jakby już wtedy pretendował on do roli, która później przypadła mu w udziale.
„Kolumbowie” nie byli pisani na gorąco. Książka powstała w przededniu październikowej odwilży 1956 roku. Wcześniej nie mogłaby liczyć na wydanie w takim kształcie, w jakim się ukazała.
Warto przyjrzeć się baczniej bohaterom jego bezapelacyjnego opus magnum. Tytuł Bratny zapożyczył od pseudonimu autentycznej postaci. Chodzi o Krzysztofa Sobieszczańskiego, żołnierza słynnego Batalionu „Zośka”.
W odróżnieniu od postaci występujących w „Kamieniach na szaniec” Aleksandra Kamińskiego, dla Sobieszczańskiego „Zośka” była jedynie życiowym epizodem. Urodzony w 1916 roku chłopak swoją przygodę z konspiracją zaczął od śpiewania antyniemieckich piosenek. Został za to osadzony na Pawiaku, a potem przewieziony do Auschwitz, na swoje szczęście w czasie, gdy był to jeszcze obóz pracy, a nie główny ośrodek przemysłu Holokaustu.
Następnie trafił do warszawskiej konspiracji, gdzie dzięki znajomości niemieckiego często uczestniczył w akcjach w przebraniu żołnierza Wermachtu.
Walczy w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie ląduje na Zachodzie. Tam zmienia nazwisko na Robert Steen i powołuje do życia Polską Misję Okrętową, zajmującą się spekulacją na towarach deficytowych. Ginie w 1950 roku, w tajemniczych okolicznościach, tonąc w wodach Morza Śródziemnego.
Powieściowy „Kolumb”, czyli Stanisław Skiernik, był zlepkiem stworzonym z życiorysów Krzysztofa Sobieszczańskiego oraz zmarłego w kwietniu tego roku Stanisława Likiernika „Staszka”, żołnierza Armii Krajowej, uczestnika Powstania Warszawskiego, który po wojnie wyemigrował do Francji.
W postaci Sobieszczańskiego jest coś, co teoretycznie nie pasuje do romantycznego obrazu chłopców idących „czwórkami do nieba” i tym samym spełniających mesjanistyczne przepowiednie o hekatombach, z których wyłoni się Chrystus narodów. To ryzykanctwo, cwaniactwo, wieczne balansowanie na granicy prawa: niezależnie czy w imię lepszej sprawy na terenie Generalnej Guberni, czy dla własnego zysku w powojennych Niemczech.
I z kolei ten rys jest typowy dla bohaterów… Marka Nowakowskiego oraz jego powojennej Warszawy. Miasta przemytników, złodziejaszków i szczwanych lisów, a nie poetów.
Kodeks półświatka i nostalgia za II RP
Gdy Powstanie Warszawskie dogorywało, Nowakowski miał niecałe dziesięć lat. Być może właśnie ze względu na skalę powojennego zniszczenia nie mógł się zdecydować, żeby własną biografię ułożyć „pod linijkę”. I byłoby to możliwe biorąc pod uwagę, że jego ojciec był dyrektorem szkoły.
Na przekór rodzinie zdecydował się jednak porzucić edukację, przynajmniej na jakiś czas, w szkole średniej. Następnie czekała go, podobnie jak u o rok starszego od niego Marka Hłaski, prawdziwa odyseja imania się przeróżnych zawodów. Podczas niej był nawet górnikiem w kopalni Rybnickiego Zjednoczenia Węglowego.
Zresztą łatka „drugiego Marka Hłaski” przyklejona Nowakowskiemu była dość krzywdząca. Rok starszy Hłasko zaczął pisać i odnosić sukcesy kilka lat wcześniej. Bliskość roczników i słabość do wykolejonych bohaterów sprawiła, że w zbiorowej wyobraźni oba głosy zostały zredukowane do jednego głosu pokolenia urodzonego w latach 30. Ot, mały realizm – kronikarski, reporterski, pozbawiony moralizatorstwa, pogodzony z rzeczywistością gomułkowskiej odwilży.
Przy tym ostatnim stwierdzeniu należałoby się zatrzymać. O ile bowiem Hłasko z wielką polityką wadził się rzadko, o tyle Marek Nowakowski wraz z biegiem lat stawał się pisarzem sensu stricte politycznym.
Autor „Raportu o stanie wojennym” zdawał się rozszerzać swoje literackie zainteresowania z utworu na utwór. Zaczynał od półświatka, który może i był okrutny, ale kierował się specyficznie rozumianym prawem naturalnym – kodeksem stanowiącym opozycję wobec zdegenerowanego prawa Polski Ludowej.
Tak jest w dziejącym się na warszawskim Powiślu opowiadaniu „Chłop, który zmarniał”. Po wsadzeniu do więzienia przywódcy lokalnych opryszków, obowiązujące w dzielnicy zasady schodzą na boczny tor. Zaczyna rządzić bezprawie. Gdy „Wampir” będący tytułowym chłopem wraca do swoich, okazuje się, że więzienie go złamało. Nie jest on w stanie brać dłużej odpowiedzialności za porządek w dzielnicy.
Tym samym opowiadanie stało się czymś w rodzaju konserwatywnego wyznania wiary. Wyrażało potrzebę istnienia mężów opatrznościowych, którzy prowadziliby naród, ale których, w latach 60., w okresie gomułkowskiej „małej stabilizacji” można było ze świecą szukać.
Była w opowiadaniach Nowakowskiego ukryta nostalgia za II Rzecząpospolitą. Twórca „Benka Kwiaciarza” nie mógł przecież jej pamiętać. Ale w zderzeniu z szarzyzną PRL urosła ona w zbiorowej wyobraźni do roli raju utraconego.
Widać to szczególnie wtedy, gdy bohaterowie pisarza wspominają przedwojenną Warszawę – pod każdym względem lepszą, niż ta, w której przyszło im żyć. Kolejne literackie próby Nowakowskiego zataczają coraz szersze – także politycznie – kręgi. Na przykład w opowiadaniu „Zderzenie w miasteczku”, w którym lokatorzy domu starców, biorą na poważnie plotkę o planowanym na nich mordzie, i dlatego uciekają z miejsca zamieszkania – akcja nawiązywała do Marca ‘68.
Więcej miejsca marcowym wydarzeniom poświęcił pisarz w tomie „Syjoniści do Syjamu”. Składają się na niego opowiadania i proste scenki, w których, jak to u Nowakowskiego, autor, zamiast ekscytować się zebraniami plenum Komitetu Centralnego PZPR, zaglądał pod strzechy warszawiaków. Zbiór został wydany dopiero 40 lat później – w 2009 roku.
Unieśmiertelniony przez Morgensterna
Na wskroś polityczna, choć inaczej niż u Nowakowskiego, była też twórczość Romana Bratnego. Jak po latach w książce „Diabelne szczęście czy palec Boży?” wspominał Stanisław Likiernik, Bratny miał mu powiedzieć, jeszcze przed sierpniem 1944 roku: – Ruscy sprowokują powstanie w Warszawie, a kiedy już zaczniemy, zatrzymają się i pozwolą, żeby Niemcy nas wykończyli.
Jeśli to prawda, to zasadne byłoby pytanie, skąd u człowieka, który posługiwał się większa przenikliwością polityczną niż cały londyński rząd emigracyjny, taki serwilizm wobec późniejszych władz PRL. Może z poczucia żalu i straty? Może z przekonania, że organicznikowskie „podawanie cegły” jest cenniejsze niż wystrzelona w imię wyższych ideałów salwa z karabinu?
Do takich wniosków prowadziłaby powojenna publicystyka prozaika. Teksty Bratnego, które ukazywały się wówczas w piśmie „Pokolenie”, były zgodne z wolą nowej władzy. Ale trudno zaprzeczyć, że jego filipiki wymierzone w londyńską emigrację płynęły prosto z serca poszkodowanego powstańca. „Służyliśmy koncepcji »londyńskiej«, upatrując w niej polską rację stanu. (…) służyliśmy w obozie politycznego błędu” – twierdził z dziwną łatwością wypowiadając się w imieniu zbiorowości: tych, którzy przeżyli i tych, którzy polegli.
Autor „Kolumbowie. Rocznik 20” wstąpił do PZPR w 1949 roku, a więc dokładnie wtedy, gdy na szczecińskim zjeździe literatów socrealizm stał się oficjalnym stylem literackim PRL. Zblatowanie z establishmentem komunistycznym przyszło mu łatwo, podobnie jak tworzenie kolejnych dzieł.
Podczas swojej kariery literackiej Roman Bratny opublikował ponad 80 tomów wierszy, opowiadań i powieści. Do historii literatury przeszła tylko jedna – szczególnie za sprawą wyemitowanego w latach 70. serialu Janusza Morgensterna. Obraz stanowił adaptację dwóch pierwszych tomów powieści Bratnego i to on unieśmiertelnił go jako twórcę.
Dzięki doskonałym kreacjom m.in. Władysława Kowalskiego, Jana Englerta i Jerzego Matałowskiego bohaterowie „Kolumbów” podbili i zachwycili polską widownię. Serial był ogromnie popularny, gdyż główne postaci zdołały przemówić do rodaków współczesnym językiem, w niczym nie zubożając literackiej i historycznej wiarygodności.
„Byłem wtedy młodzieżą i spotykałem się z Kolumbami – pisał na łamach „Ekranu” Stanisław Dygat. – Z tymi »prawdziwymi« z epopei Bratnego i z filmu Morgensterna też. Nie było wtedy Niemena ani Brigitte Bardot. Ani beatu, ani autostopu, ani podróży międzyplanetarnych. Nie było swobody poruszania, ani swobody obyczajów, ani telewizji. Była godzina policyjna, łapanki i huk salw karabinowych. Ale Kolumbowie szli na śmierć dlatego, że tak bardzo kochali życie. Kochali je tak samo, jak kocha je młodzież dzisiejsza i starali się wykorzystać każdy urok, który mogło ofiarować. Pod tym względem nie różnili się od młodzieży dzisiejszej... Morgenstern odkrył w »Kolumbach« nowe i szerokie możliwości, jakie daje polskiemu filmowi tematyka okupacyjna. To nieprawda, że ludzie mają dosyć tej tematyki. Mają jej dosyć w wersji sfałszowanej”.
Z PRL na dobre i na złe
Dlaczego pozostałe utwory Bratnego nie zrobiły kariery? Odpowiedzi na to pytanie może dostarczyć dotyczący jego cytat z „Alfabetu [Jerzego] Urbana”: „Uprawia coś w rodzaju literackiego dziennikarstwa. Wiceminister kultury Wilhelmi spada na ziemię wraz z samolotem, który go wiezie, i panią, która mu zawzięcie towarzyszy – to zaraz potem Bratny rzuca na rynek powieść, gdzie sobie fantazjuje na kanwie tej śmierci, wywołując tym silny skandal towarzyski. Strzeli Bratny dzikowi w tyłek – będzie o tym trylogia, wysmarka się, czy też komar go utnie – powstaje minimum nowela. Wszystko to pichci byle jak, okropnym językiem i zestawia ze schematycznych scenek, a jednocześnie pisanie to jest z nerwem i na tematy aktualne, więc człowieka wciąga, choć zarazem i odrzuca, jeżeli ma, jaki taki, smak literacki”.
09.08.2018 – Paweł Sołtys
Z Polską Ludową żył Bratny na dobre i na złe. Do fenomenu „Solidarności” odnosił się więcej niż wrogo. W swoich powieściach „Nagi maj” oraz przede wszystkim „Rok w trumnie” bezpardonowo zaatakował zarówno związkowców, jak i Jana Pawła II. W ich symbiozie widział powrót polskiego mesjanizmu, tego – który – jak tłumaczył na łamach „Trybuny Ludu” – „uczy, że klęska jest dobrobytem i dobrodziejstwem ducha narodowego, bo na niej się ten duch nadal opiera”.
Swoich poglądów nie porzucił nigdy. III RP atakował do 1995 roku. Potem przestał pisać, a przynajmniej publikować. Jak relacjonowała jego córka, niedługo przed śmiercią powiedział: – Tak naprawdę umarłem w 1944 roku, mając 20 lat. Reszta to dodatek, bonus i premia, którą dostałem. Większość moich przyjaciół tego nie dostała, choć zasługiwali bardziej niż ja. Wystarczy, bo to naprawdę wobec nich nie w porządku. I pewnie nie da się nic ponad te słowa powiedzieć.
Pisarz odkrywany na nowo
Śmierć Bratnego w 2017 roku była zaskoczeniem, bowiem dla większości jego czytelników od dawna był on już martwy. Co innego Marek Nowakowski, który zdaje się być odkrywany na nowo i na nowo, nie tylko jako piewca ludzi z marginesu.
O jego popularności może świadczyć tegoroczna Nagroda Literacka Gdynia przyznana Pawłowi Sołtysowi, czyli popularnemu poecie i wokaliście Pablopavo. Sołtys nie ukrywał swojej ogromnej literackiej fascynacji Nowakowskim, a uhonorowany zbiór „Mikrotyki” opowiada właśnie o ludziach, których Warszawa – aspirująca do roli światowej metropolii – wyrzuciła poza margines. Podobnie jest w będącym swego rodzaju muzycznym epitafium dla autora „Księcia nocy” kawałku „Sobota”:
Jąkała kupuje bułki z makiem dwie
Ekspedientka puszcza nad nim oko
Spoceni we troje (30 stopni jest)
Facet za jąkałą się szczerzy szeroko
Pełen garnitur zębów śnieżnobiałych
I na palcu kluczyki do Tourana w chyboci e
Zza szklanych drzwi się patrzy jąkały pies
Wybacza
Psy wybaczają przy sobocie
I tylko już nie ma tego
Który by to dobrze spisał
Książę się w noc
Książę się w noc
W powidok się książę wypisał
Ze skoszonej trawy widać uszy i nos
i oczy załzawione szóstym życiem
Pod klatką z napisem: „Kochałem cię dość”
pudełko po margarynie wypełnione obficie
I widać, że kusi, ale trochę strach
bo truli chrześcijanie koty tu w ten sposób
Dopiero jak staruszka w bordowych kapciach woła go
Biegnie
zjeść przy sobocie
I tylko już nie ma tego
Który by to dobrze spisał
Książę się w noc
Książę się w noc
W powidok się książę wypisał
Się śpi dobrze, bo płot dobrze chroni
przed wzrokiem, mentownią, a może i kumplami
Się przegrało i wygrało zarazem z piątkiem
Upał jak drut szturcha promieniami
I dobrze, że płot, bo portfel leży obok
Z tych lepszych, co to daje żona na Święta
Gdy zbudzi się kulą skuloną pod płotem
czy pełny był, czy pusty, nie będzie pamiętał
I tylko już nie ma tego
Który by to dobrze spisał
Książę się w noc
Książę się w noc
W powidok się książę wypisał
–Mikołaj Mirowski
Tygodnik TVPPolub nas
Marek Nowakowski – Roman Bratny
Obejrzyj wszystkie odcinki „Pojedynków stulecia”:
Zdjęcie główne: Roman Bratny i Marek Nowakowski, autorzy dwóch skrajnie różnych narracji o powojennej Polsce.