Nie ma już „mistrzów i ich szkół”. Jest masowe wytwarzanie „inteligencji” i biznes nazywany nauką.
zobacz więcej
W 1989 roku Nagroda Nobla powędrowała po połowie do Johna Michaela Bishopa i do Harolda Elliota Varmusa „za odkrycie komórkowego pochodzenia onkogenów retrowirusowych”. Czyli badania nad molekularnymi przyczynami powstawania raka. Cóż, bywa trochę tak, że Komitet Noblowski częściej troszczy się o medycynę krajów wysoko rozwiniętych, niż o badania w zakresie chorób dziesiątkujących kraje biedne.
Czy to bowiem nie dziwne, że na chorobę opisywaną przez medycynę starożytnego Egiptu a już wcześniej zabijającą, wywoływaną przez znany od ponad wieku czynnik zakaźny – zarodźca z rodzaju
Plasmodium, w XXI wieku nadal nie ma skutecznej szczepionki? I pozostaje nam jedynie żywić nadzieję, że właśnie rozpoczęty pilotaż polowy pierwszej na świecie, przeznaczonej dla dzieci szczepionki przeciwpasożytniczej okaże się sukcesem?
Zarodziec jest trudny we wszystkim. Hodowli, pozyskiwaniu białek czy DNA, rozpracowywaniu jego przemian. Zarodziec zmienia skórę (skomplikowana białkowo-tłuszczowa błona, pokrywającą jego jednokomórkowe ciało) dosłownie jak kameleon. Dlatego właśnie nasz układ odporności, biegnąc za nim i próbując go zniszczyć, goni w piętkę. W dodatku, jak odkrył dr Krotoski, zarodziec umie się w naszym organizmie ukryć przed lekami i przyczaić. Każde działanie na
Plasmodium to wyzwanie. Dlatego dysponujemy zaledwie (a może aż?) dwiema „szczepionkami”, ale żaden z preparatów nie przekracza skuteczności ochronnej 40 procent, zwłaszcza w przypadku dzieci. A to one są najbardziej zagrożone nie tylko
samą chorobą, na którą zapada co roku 200 mln ludzi, ale przede wszystkim śmiercią następującą w jej wyniku.
Ta ogromna liczba zachorowań to także skutek tego, że wspomniane preparaty są drogie i nie są powszechnie dostępne dla ludzi zamieszkujących Afrykę czy te części Azji, w których szaleje malaria. Szczepionki zaś, nad którymi bezskutecznie pracuje się od kilkudziesięciu lat, muszą działać w warunkach medycyny niemalże polowej.
Pewien brytyjski profesor, wykształcony w owym współpracującym z Wojciechem Krotoskim laboratorium w Imperial College w Londynie, powiedział mi kiedyś na jakiejś gigantycznej konferencji epidemiologicznej, że gdybyśmy wydali 1 funta dziennie na każdego chorego na malarię, to ta choroba już dawno by nie istniała. Bardzo być może.