Lwów i Królewiec mogły być w PRL. A Szczecin w NRD
piątek,
23 listopada 2018
Po ponad 40 latach uzgodniono przebieg morskiej granicy Polski z Królestwem Danii. To był ostatni chyba już spór graniczny – a nie wszyscy pamiętają, że jeszcze długo po wojnie zmieniały się granice naszego kraju ze wszystkimi sąsiadami: ZSRR, Czechosłowacją, a nawet ze wschodnimi Niemcami.
Zaraz po zakończeniu wojny istniało powszechne przekonanie, że cały obszar dawnych Ostpreussen przypadnie Polsce. Wydawano nawet stosowne mapy z polskimi nazwami wszystkich znajdujących się tu miejscowości, a przedstawiciele władz Rzeczypospolitej szykowali się do uruchomienia w nich naszej administracji.
W niektórych z tych miejscowości, znajdujących się obecnie w Rosji, w obwodzie kaliningradzkim, polska administracja już zresztą działała. Tak było w Świętomiejscu (obecnie: Mamonowo), Pruskiej Iławie (Bagriationowsk), Darkiejmach (Oziersk), Gierdawach (Żeleznodorożnyj), czy Nordenborku (Kryłowo).
Do końca 1945 roku władze polskie musiały jednak opuścić wszystkie te miejscowości. Ponoć Stalin osobiście wykreślił ostateczną granicę w dawnych Prusach Wschodnich. Biegła ona dziesięć kilometrów na północ od Braniewa.
Mieszkańcy północnych rubieży nie byli jednak nadal spokojni o swój los. Niektórzy z nich musieli przecież opuszczać niedawno znajdujące się w Polsce, jak sądzili, miejscowości. Nie dawali głowy, że taka sytuacja nie powtórzy się na przykład w Braniewie. – Pobliskie Gronowo odkupiono podobno od sowieckich sołdatów za kilka litrów spirytusu. Ile litrów samogonu władza radziecka mogłaby zażądać za Braniewo? – zastanawia się Krzysztof Kotowski, 52-letni mieszkaniec Fromborka i pasjonat historii regionu.
Wymienić Lubelszczyznę za Polesie
A ile kosztowałby Elbląg? Bo i mieszkańcy tego miasta nie wiedzieli w drugiej połowie lat 40., czy nie będą musieli wyprowadzać się. I nie chodziło o powrót mitycznego „Niemca”, ale o nieposkromione apetyty „Wielkiego Brata”.
Powód? Zawsze by się znalazł. Przecież zarówno Wilno, jak i Lwów przyłączono po wojnie do sowieckiej Litwy i sowieckiej Ukrainy na „życzenie ludów pracujących tych republik”, czemu ochoczo przyklasnął komunistyczny reżim Bieruta.
Wystarczyło by więc tylko, żeby władza radziecka poparła aspiracje niektórych nacjonalistycznych środowisk litewskich, podkreślających wspólnotę etniczną swojego narodu z zamieszkującymi niegdyś ten obszar Prusami, by Elbingas (jak po litewsku określany jest Elbląg) znalazł się na przełomie lat 40. i 50. po drugiej stronie granicznego szlabanu.
Niemożliwe? Tak samo mówili polscy mieszkańcy wspomnianego powyżej Świętomiejsca w maju 1945 roku, zanim stało się ono sowieckim Mamonowem.
Jeszcze w drugiej połowie lat 50. przesunięto, oczywiście na naszą niekorzyść, linię graniczną na Mierzei Wiślanej.
Kilka lat wcześniej, w 1951 roku, Polska oddała ZSRR teren tzw. Sokalszczyzny – bogaty w złoża węgla kamiennego obszar w ówczesnym województwie lubelskim. Obok bogactw naturalnych, Polska utraciła wówczas także szereg miejscowości zapisanych chlubnie w historii naszego państwa – w tym m.in. Bełz (za czasów I Rzeczypospolitej był stolicą województwa) Krystynopol i Uhnów. W ramach „rekompensaty” otrzymała Ustrzyki Dolne w Bieszczadach oraz kilka innych okolicznych miejscowości.
W 1952 roku Józef Stalin „zaproponował” władzom PRL kolejną „dobrowolną” wymianę terenów nadgranicznych. Za część powiatów hrubieszowskiego (ze stolicą powiatu) i tomaszowskiego Polska miała otrzymać Chyrów (skądinąd miasto także słynne w dziejach Rzeczypospolitej – choćby przez istniejący tu, do 1939 roku, Zakład Naukowo-Wychowawczy Ojców Jezuitów z najlepszym gimnazjum w II RP), Niżankowice, Dobromil oraz linię kolejową Przemyśl-Zagórz. Ostatecznie do transakcji tej jednak nie doszło z powodu śmierci Stalina w marcu 1953 roku.
Jego następcy, w tym zwłaszcza Chruszczow, mieli apetyty, by oderwać od Polski Chełmszczyznę. Jednak po 1956 roku, trudniej im było w tej sprawie naciskać komunistyczne władze PRL. – W latach 70. pojawiła się plotka o tym, że Gierek zgodził się wymienić Lubelszczyznę na Polesie. Funkcjonowała ona wśród lublinian niczym opowieść o „czarnej wołdze” – wspomina 57-letni Łukasz Szarnos, literaturoznawca i absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
O ile żądania terytorialne Sowietów władze PRL spełniały bez szemrania (choć Władysław Gomułka, w prywatnych rozmowach, żałował podobno że jego partyjny kolega Bierut nie postawił się Stalinowi w kwestii Lwowa), to w relacjach z innymi sąsiadami nasi towarzysze byli już znacznie bardziej asertywni.
Nawet po przekopie Mierzei Wiślanej elbląski port nie stanie się zagrożeniem dla Gdańska.
zobacz więcej
Szczególnie dramatyczną formę przybrał konflikt z Czechosłowacją o Zaolzie. Obszar ten został zajęty w 1920 roku przez Czechów, którzy wykorzystali trudną sytuację Polski walczącej w tym czasie z bolszewikami. Po 18 latach, gdy dla odmiany w trudnym położeniu była Czechosłowacja, Zaolzie przyłączono do Polski.
– Oskarżano nas, że wbiliśmy Czechom nóż w plecy, wykorzystując ich tragiczną sytuację po konferencji monachijskiej. Nie bronię polityki sanacji, ale po pierwsze – Zaolzie było, i jest zresztą, obszarem czysto polskim, a po drugie – w 1938 roku zrobiliśmy dokładnie to samo, co Czesi w roku 1920, których przecież nikt o wbicie nam noża w plecy nie oskarża – stwierdza Szarnos.
W 1945 roku polsko-czeski konflikt o Zaolzie rozgorzał na nowo. Od kwietnia, gdy obszar ten opuścili Niemcy, do 9 maja działała tu polska administracja. Władze Czechosłowacji odrzuciły jednak linię graniczną z 1938 roku, żądając włączenia Zaolzia do Republiki.
Czeskie wojska idą na Racibórz
Nie były to zresztą ich jedyne żądania terytorialne. Czechy zabiegały także o ziemię kłodzką oraz o powiaty prudnicki, głubczycki, raciborski i kozielski. W czerwcu 1945 czechosłowacka armia zajęła nawet tereny w okolicach Kłodzka oraz Raciborza. W odpowiedzi na to Polacy skoncentrowali wojska na linii Olzy, gdzie doszło do wymiany ognia.
Kłodzko o Racibórz ostatecznie pozostały polskie, zaś Zaolzie zostało przy Czechosłowacji, choć jeszcze w 1947 roku władze Polski Ludowej utrzymywały, że „nigdy nie zrezygnują z praw do Zaolzia”. To „nigdy” zakończyło się ostatecznie 13 czerwca 1958 roku, gdy rządy PRL i CSRS podpisały porozumienie graniczne.
Konfliktów granicznych nie uniknęliśmy także z naszymi zachodnimi sąsiadami – Niemiecką Republiką Demokratyczną. Pierwszy, w 1945 roku (NRD jeszcze wówczas nie istniała), dotyczył Szczecina. Władze sowieckie, działając w myśl zasady „dziel i rządź”, zezwoliły 5 maja 1945 roku, a więc jeszcze przed zakończeniem działań wojennych, na powstanie w mieście niemieckiego zarządu miejskiego (Stettiner Stadtverwaldung).
W tej sytuacji 19 maja miasto opuściła działająca już polska administracja. Polscy urzędnicy wrócili do Szczecina 9 czerwca, ale już dziesięć dni później powtórnie musieli opuścić miasto. W tym czasie niemiecki zarząd miejski funkcjonował bez przeszkód, w Szczecinie rosła także liczba ludności niemieckiej.
Spekulacje dotyczące przyszłości miasta zakończyły się dopiero 5 lipca 1945 roku, gdy polska administracja ostatecznie przejęła władzę w mieście.