Przy czym, jak donoszą rosyjskie media, skarżący się informują, że straty, jakie ich oddziały poniosły na frontach, do których Moskwa się nie przyznaje można liczyć w setki, a nawet tysiące.
Co ich tak rozwścieczyło, że postanowili szukać sprawiedliwości w Hadze? Otóż, formalnie najemnicy nie są weteranami, nie dostają od państwa pomocy ani finansowej, ani żadnej innej. Nie mają specjalnych uprawnień, nie korzystają też z bezpłatnej pomocy medycznej i rehabilitacyjnej. Jednym słowem w oficjalnej nomenklaturze ich po prostu nie ma.
Jeszcze w ubiegłym roku zwrócili się do przedstawicieli administracji Władimira Putina, domagając się uchwalenia specjalnej ustawy legalizującej działalność prywatnych firm wojskowych, ale dostali odpowiedź, że przyjęcie takich regulacji byłoby „niekonstytucyjne”.
Rosyjscy najemnicy argumentują jednak, że prywatne armie w rodzaju Grupy Wagnera i powiązane z nimi firmy, takie jak Lobaye Invest w Republice Środkowoafrykańskiej oraz Euro Polis w Syrii to właśnie dzięki aktywności najemników otrzymują lukratywne koncesje wydobywcze (ropa naftowa, złoto, metale rzadkie). Oficjalnie wspiera to rosyjska dyplomacja, a umowy mają charakter porozumień międzypaństwowych. Zatem, zdaniem najemników, ponieważ walczą oni w interesie Rosji, winni mieć normalne – to znaczy takie same – prawa, jak weterani formacji wojskowych.
Co zrobić z prywatnymi armiami
Co ciekawe, inicjatywę poparł Siergiej Kriwienko, jeden z członków powołanej przez Putina Rady ds. Praw Człowieka. Stwierdził, że inicjatywa jest cenna, prywatne firmy rekrutujące najemników powinny zostać zalegalizowane w Rosji, a Rada na najbliższym posiedzeniu zajmie się sprawą i niewykluczone, że ją poprze.