Niepodległość Polski czy niepodległość macic? Pod patronatem Róży Luksemburg
piątek,
30 listopada 2018
Tej wystawie przyświeca wyrazista ideologia. To wizja świata, w którym męczennikami są nie tylko kobiety, ale i osoby o odmiennym niż biały kolorze skóry, czy mniejszości seksualne. Szwarccharakterem jest zaś europejska, chrześcijańska, patriarchalna cywilizacja stojąca na straży seksizmu, rasizmu bądź homofobii.
Czy Polacy wszystko już wiedzą na temat zmagań swoich przodków o niepodległość? Na to pytanie, w 100. rocznicę odzyskania polskiej państwowości, osobliwej odpowiedzi postanowiło udzielić Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Chodzi o wystawę „Niepodległe. Kobiety a dyskurs narodowy”.
Otwiera ją „Rewers 8” – zdjęcie autorstwa Pawła Bownika (powyżej, na głównym zdjęciu z lewej). Przedstawia ono kurtkę mundurową Józefa Piłsudskiego wywróconą – nomen omen – na lewą stronę. Jak czytamy we wprowadzeniu na stronie internetowej MSN: „Gest ten nie tylko zakorzenia narrację wystawy w historycznym momencie odrodzenia Polski, ale również zwraca uwagę na jej zakryte, niewidoczne aspekty, jakimi są między innymi pominięcia w historiografii walczących o niepodległość kobiet”.
W tym przekazie rewersem postaci Marszałka okazuje się postać Róży Luksemburg, która patronuje wystawie. Została ona sportretowana w dwóch pracach Ewy Ciepielewskiej.
Szczególnie uwagę przykuwa obraz „Heimat” z roku 2016 (na zdjęciu głównym w środku). Wplecione zostało w niego niemieckie powiedzenie: „Heimat ist da, wo das Herz ist” („ojczyzna jest tam, gdzie serce”). Słowa te obnażają bowiem prawdziwy stosunek Luksemburg do kwestii niepodległości Polski.
Urodzona w Zamościu słynna działaczka polityczna pochodzenia żydowskiego sprzeciwiała się polskim dążeniom niepodległościowym. Była modelową kosmopolitką zaangażowaną w niemiecki ruch komunistyczny. W roku 1919 w Berlinie została zamordowana przez członków Freikorpsu – niemieckiej nacjonalistycznej organizacji paramilitarnej. Zginęła nie jako polska patriotka, lecz jako komunistyczna uczestniczka rewolucji listopadowej.
Owszem, trzeba Luksemburg oddać sprawiedliwość – współzałożycielka Komunistycznej Partii Niemiec optowała za autonomią kulturalną Polaków. Ale chciała, aby autonomia ta realizowana była w ramach państw zaborczych.
A więc Luksemburg nie jest rewersem Piłsudskiego. Jest jego istotnym zaprzeczeniem. Tak jak sprzeciw wobec polskich aspiracji niepodległościowych nie jest rewersem walki o państwo polskie.
Filip Memches: Maria Nurowska zrobiła laleczkę polityka i wbija w nią szpilki. Agnieszka Holland przyznała, że w ten sposób w młodości „uśmierciła” dwie osoby. Magdalena Środa i Kinga Dunin wspominają, że brały udział w wykładach prowadzonych przez czarownicę... Czyżby oświeceniowy projekt zbankrutował?
zobacz więcej
Dlatego bohaterka portretów Ciepielewskiej nie zasługuje na honory nad Wisłą, zwłaszcza w szczególnym jubileuszowym czasie. Nie sposób traktować jej tak, jak traktowani są Marszałek i inni ojcowie odzyskanej polskiej państwowości.
Innego zdania są jednak kuratorzy wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Zgromadzili oni bowiem prace artystów z całego świata, które tak naprawdę nie mają nic wspólnego z 100. rocznicą odrodzenia polskiej państwowości.
Można tu przywołać choćby „Lady Róża Luksemburg” Sanji Iveković z roku 2001 (zdjęcie poniżej). Chorwacka performerka wykonała dedykowaną rewolucjonistce replikę stojącego w Luksemburgu pomnika ofiar obu wojen światowych.
Monument znany jest pod nazwą „Gëlle Fra” („Złota Pani”) i przedstawia postać Nike. Na cokole pomnika widnieją zaś hasła nawiązujące do rewolucji francuskiej: „LA RÉSISTANCE, LA JUSTICE, LA LIBERTÉ, L’INDÉPENDANCE” („OPÓR, SPRAWIEDLIWOŚĆ, WOLNOŚĆ, NIEPODLEGŁOŚĆ”).
W pracy Iveković Nike zmienia wygląd. Jest kobietą w ciąży. Inaczej też brzmią hasła na cokole. To – według artystki – potoczne określenia kobiet: „WHORE, BITCH, MADONNA, VIRGIN” („K…RWA, SUKA, MADONNA, DZIEWICA”).
Jej babka od romansów nie stroniła. Poczęła siedmioro dzieci, a każde z innym ojcem. Wnuczka nie interesowała się mężczyznami, w końcu wyszła za mąż, ale małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane.
zobacz więcej
Jak można dowiedzieć się z wystawy, „Górna nie sugeruje, które z panien są mądre, a które głupie, jej praca zwraca raczej uwagę na problem aborcyjnego podziemia, które powstało po wprowadzeniu zakazu przerywania ciąży”.
Bluźniercza gra motywami chrześcijańskimi wpisana jest w nurt tak zwanej sztuki krytycznej. Dobitnie można się o tym przekonać oglądając wideoinstalację „Lizaki” Glorii Camiruagi. To zrealizowany w latach 1982-1984 komentarz chilijskiej artystki do sytuacji politycznej w jej kraju po przejęciu władzy przez Augusta Pinocheta, który w środowiskach lewicowych uchodzi za faszystowskiego potwora.
Rzecz w tym, że atak skierowany jest nie tylko na tego polityka i jego ekipę. Dostaje się również Kościołowi katolickiemu jako zbrojnemu ramieniu dyktatury mężczyzn, choć przecież daleki był on od pochwały brutalnych metod stosowanych przez władze chilijskie wobec prosowieckiej lewicy.
Camiruaga filmuje swoje nastoletnie córki liżące lizaki, z których wyłaniają się plastikowe żołnierzyki. Jednocześnie nastolatki odmawiają modlitwę „Zdrowaś Mario”.
Kuratorzy wystawy nie pozostawiają złudzeń, co do wymowy tego przedsięwzięcia: „Ta na pozór niewinna czynność odsłania zagrożenie i przemoc, jakim poddane były kobiety w czasie dyktatury Pinocheta. Camiruaga konfrontuje też na poły seksualny, na poły popkulturowy wizerunek nastolatek z tradycyjnie ujmowanymi religijnością i męskością, wplątując je w kontekst relacji z autorytarną polityką”.
Sporo miejsca na wystawie zajmują prace dotyczące zmagań rdzennej ludności Afryki z europejskim kolonializmem i jego konsekwencjami. W tym przypadku ideologiczna perspektywa jest również do przewidzenia.
I tak Kudzanai Chiurai w filmie „Żyjemy w ciszy” z roku 2017 nawiązuje do reżyserskiego debiutu mauretańskiego reżysera Meda Hondo „Soleil O” („Ach, słońce”) o czarnym imigrancie w Paryżu w latach 60. XX wieku, który doświadcza tam nowych form wyzysku.
Praca artysty z Zimbabwe składa się z siedmiu „żywych obrazów” (tak zwanych tableaux vivants). W odróżnieniu od filmowego pierwowzoru centralną ich postacią jest czarna kobieta – liderka ruchu niepodległościowego jednego z afrykańskich krajów.
Pierwszy mural podpisał: „Dla Ciebie mamo”. A jeden z ostatnich: „Upadek Kościoła 2018”.
zobacz więcej
Jak wyjaśniają kuratorzy wystawy, ów zabieg ma charakter „genderowej zamiany”. I „podkreśla nieobecność kobiet w historii ruchów niepodległościowych”, skutkującą tym, że „to mężczyzna staje się spadkobiercą kolonialnego państwa – jedyną ofiarą kolonializmu i jego wybawicielem”.
Wreszcie warto zobaczyć wideoinstalację „Afrykańska odyseja IV: 100 lat później” z roku 2014. Jej autorka – nigeryjska rzeźbiarka Adejoke Tugbiyele jest nie tylko artystką, ale i działaczką polityczną. „Zasiada w radzie nigeryjskiej Women’s Health and Equal Rights (WHER) Initiative, organizacji, która zajmuje się prawami kobiet nieheteroseksualnych” – podaje jej biogram na stronie MSN.
W pracy Tugbiyele zostały zmontowane epizody performence’u dwóch kobiet w pustej katolickiej świątyni, wypowiedzi przedstawicieli mniejszości seksualnych, rozdział książki o tym, jak traktowano płciowość i seksualność na terenach dzisiejszej Nigerii w okresie przedkolonialnym oraz fragmenty tubylczych rytuałów.
Czemu ma służyć takie połączenie? Zdaniem kuratorów wystawy, „praca Adejoke Tugbiyele ukazuje splot kolonialnej, postkolonialnej i kościelnej władzy, które niezależnie od ich odrębnych celów łączy niechęć do osób nieheteronormatywnych”.
To jest akt oskarżenia. Nie wyczerpuje on jednak tematu. Jest bowiem jeszcze inny aspekt tej sprawy: „W swojej pracy Adejoke Tugbiyele dowodzi, że na terenach dzisiejszej Nigerii tradycyjne, przedkolonialne społeczności afrykańskie Yoruba i Igbo dopuszczały zarówno transwestytyzm, jak i małżeństwa jednopłciowe, szczególnie kobiet. Dopiero napływ misjonarzy i wprowadzenie rządów kolonialnych zniszczyły tę tradycyjną siatkę relacji społecznych Afryki”.
Przez ideologiczną narrację wystawy przebijają się jednak też ziarna prawdy. Tak jest w przypadku pracy Sanji Iveković „Gen XX wieku” z lat 1997-2001. To seria zdjęć znanych supermodelek z reklam produktów luksusowych.
Wizerunki tych kobiet zostały zestawione z biogramami bohaterek antyfaszystowskiego podziemia z okresu drugiej wojny światowej. Były one czczone w komunistycznej Jugosławii, a zostały wyparte ze zbiorowej pamięci jej narodów w czasach ustrojowej transformacji i powstania państw postjugosłowiańskich.
W 1908 roku, po wsypie trafia do więzienia. Zwolniona za kaucją przechodzi nielegalnie granicę. W Krakowie organizuje szkołę teatralną, a wieczorami uczęszcza na kurs miotania bomb ręcznych.
zobacz więcej
Z pracy Iveković wyłania się wniosek, który zadaje kłam tezie wystawy. To nie mityczna cywilizacja białych heteroseksualnych samców wierzących w Boga jedynego i zazdrosnego dyskryminuje kobiety, lecz współczesny globalny kapitalizm, który podporządkowuje mentalność ludzi prawom rynku.
A rynek promuje skrajny indywidualizm. Ten zaś łączy się na przykład z promującym interesy mniejszości seksualnych, lewicowym liberalizmem, a nie z chrześcijaństwem czy nacjonalizmami, które zakorzeniają człowieka we wspólnocie.
Bohaterki komunistycznej Jugosławii zostały wyparte ze zbiorowej wyobraźni konsumpcyjnych społeczeństw postjugosłowiańskich z tego samego powodu, z jakiego w III Rzeczypospolitej przedmiotem szyderstw lewicowo-liberalnych elit stały się katolickie wielodzietne rodziny, korzystające dziś z programu 500+. Rynek pogardza zarówno kobietą oddającą życie za swoją – choćby i komunistyczną – ojczyznę, jak i matką poświęcającą się dla swojego licznego potomstwa.
Dlatego część prac z wystawy „Niepodległe. Kobiety a dyskurs narodowy” jest świadectwem kolaboracji ludów Czarnego Lądu z tym, co papież Franciszek nazywa „ideologiczną kolonizacją”.