Do międzypartyjnego koła zwolenników tej organizacji w parlamencie należy blisko połowa deputowanych oraz większość członków gabinetu Abe, który pozostaje jej „specjalnym doradcą”. Przy wszystkich różnicach między nimi, wśród sloganów, którymi operują, wciąż wraca postulat „przywrócenia” albo „zbudowania na nowo”: dumnej, pięknej czy silnej Japonii.
Odbija się w tym trauma, nie tyle klęski wojennej, ale tego, co wydarzyło się w Japonii zaraz potem.
Najnowocześniejsza konstytucja czy symbol upokorzenia
Był 13 lutego 1946 roku. Do gabinetu szefa japońskiej dyplomacji Shigeru Yoshidy wszedł gen. Courtney Whitney i wręczył mu plik dokumentów zawierający projekt nowej konstytucji. Cesarz, pozbawiony atrybutów boskości, miał być odtąd „symbolem Państwa i jedności narodu”, pełniąc jedynie funkcje reprezentacyjne. W paragrafie dziewiątym Japonia wyrzekała się wojny i utrzymywania sił zbrojnych. Wielu japońskich polityków miało łzy w oczach zmuszonych do uchwalenia ustawy zasadniczej podyktowanej przez obce mocarstwo.
Był to pokaz władzy, jaką mieli wtedy nad Japonią Amerykanie, a zwłaszcza szef wojsk okupacyjnych generał Douglas MacArthur. To on, zniecierpliwiony opieszałością Japończyków, którzy prezentowali mu ledwie kosmetyczne zmiany poprzedniej konstytucji, wziął sprawy w swoje ręce. Zebrał grupę szesnastu, w większości młodych, oficerów, z których żaden nie był konstytucjonalistą i dał im tydzień na napisanie nowej konstytucji Japonii. Pracowano od świtu do nocy. Z tokijskich bibliotek żołnierze zwozili dla porównania angielskie tłumaczenia konstytucji innych krajów. Powstała, jak na ówczesne czasy, jedna z bardziej nowoczesnych ustaw zasadniczych na świecie, która w nie zmienionej formie obowiązuje do dziś.
Dla lewicy i politycznego centrum konstytucja szybko stała się fundamentem nowego powojennego porządku i ochroną przed zakusami na ponowną militaryzację kraju. Unikatowy, pacyfistyczny charakter dokumentu, pozwalał wręcz poczuć się kimś wyjątkowym na świecie, a także odsunąć w przeszłość wojenne zbrodnie cesarskiej armii. W końcu, po Hiroszimie i Nagasaki, Japonia również miała prawo uważać się za ofiarę.