Ziemie dzisiejszej Chorwacji podzielone były przy tym na kilka prowincji, posiadających osobne reprezentacje polityczne i osobne, złożone stosunki z oboma stolicami. Ziemie słoweńskie należały z kolei do austriackiej części „podwójnej monarchii” – a politycy obu niewielkich narodów nieuchronnie wsiąkali w złożoną materię życia politycznego, pisywali do gazet, zabiegali o względy wyborców – i „jugosławianizm” był marzeniem na kiedyś.
Na dziś – zabiegano o autonomię, „trializm”, czyli przebudowa Monarchii tak, by Słowianie stanowili jej trzeci człon obok Niemców i Węgrów był najnowszym krzykiem mody, i niechętnie patrzano na krewką młodzież inspirowaną przez Belgrad, która brała się do demonstracji i zamachów.
Tymczasem Belgrad… Kiedy w 1833 na mocy traktatu adrianopolskiego ustanowiono go stolicą autonomicznego Księstwa Serbii był niewiele więcej niż pogranicznym garnizonem tureckim: na jego czele stał książę-półanalfabeta Miloš Obrenović, który rządził bezwzględnie niczym lokalny pasza, liczba ludzi wykształconych nie przekraczała kilkudziesięciu.
Sprzyjały jednak księstwu determinacja i koniunktura: w pół wieku później Serbia była już na Bałkanach liczącym się graczem, rywalizującym z Bułgarią, zorientowaną na Petersburg i wyrywającą się spod ekonomicznej dominacji Austro-Węgier. I rozglądająca się właściwie we wszystkich kierunkach, łakoma Macedonii, wyjścia na morze (Adriatyckie lub Egejskie), ciekawa Bośni, przychylna ruchom „jugosłowiańskim” - owszem, na tyle, na ile osłabiały one Budapeszt i Wiedeń.
Polacy kodyfikowali
Te ambicje skodyfikowane zostały za sprawą... Polaków. A konkretnie – księcia Adama Czartoryskiego, za młodu, za panowania Aleksandra I szefa dyplomacji rosyjskiej, świadomego serbskiego potencjału rewolucyjnego – który po latach, już na emigracji, napisze „Serbia jest jedynym narodem w Słowiańszczyźnie Południowej, który ma w sobie wszystko to, co trzeba, żeby stanąć na czele narodowości słowiańskiej i skupić ją koło siebie”.
Tą myślą natchniony, spisał w roku 1843 „Rady co do postępowania Serbii” (Conseils sur la conduire a suivre par la Serbie), w których podkreślił wagę przyszłej ekspansji Serbii w kierunku wszystkich ziem słowiańskich pod panowaniem tureckim i austriackim.
Kolejni agenci Hotelu Lambert, na czele ze spolonizowanym Czechem, Franciszkiem Zachem, robili, co mogli, by wykorzystać Serbię do demontażu Austrii: Zach mobilizował do działania bośniackich franciszkanów, agitował za przyszłym zjednoczeniem Serbii i Czarnogóry, a nakreślony przezeń w roku 1844 plan stał się podstawą tajnego przez dziesięciolecia, ekspansjonistycznego projektu serbskiej polityki zagranicznej – słynnego „Načertanja”, które wyszło spod pióra szefa serbskiej dyplomacji w połowie XIX wieku, Ilii Garašanina.