Wówczas nie tylko rosyjscy sportowcy stracą prawo uczestniczenia w światowych imprezach pod flagą własnego kraju (pod znakiem zapytania stanie ich udział w tokijskich igrzyskach olimpijskich), ale Rosja nie będzie mogła organizować międzynarodowych imprez sportowych.
Gwarancje rosyjskiego rządu
Decyzja powinna zostać podjęta, ale nie wiadomo, czy tak się stanie, bo wokół sprawy toczy się dziwna gra, w którą zaangażowane są rosyjskie władze najwyższego szczebla.
We wrześniu szef WADA sir Craig Reedie poinformował o zawarciu z Rosją kompromisowego porozumienia, które pozwoliło władzom światowego sportu warunkowo udzielić rosyjskiej agencji antydopingowej (RUSADA) autoryzacji.
Redie został za to w ostrych słowach skrytykowany przez szereg krajowych organizacji walczących z dopingiem w sporcie, m.in. przez amerykańską, francuską, brytyjską i polską, ale bronił swej decyzji, uzasadniając ją „koniecznością wykazania elastyczności” i gwarancjami, które otrzymał od Rosji.
W największym skrócie całą sprawę ujmując, przewidywały one dostęp niezależnych ekspertów do danych rosyjskiego laboratorium antydopingowego oraz pełną współpracę rosyjskich władz w zakresie walki z „koksem” w sporcie. Porozumienie zawierało zapisy, iż udostępnienie danych ma nastąpić w nieprzekraczalnym terminie do 31 grudnia 2018 roku i niedługo po jego zawarciu Craig Reedie, architekt kompromisu z Rosją kierujący WADA mówił, że organizacja ma „gwarancje od rosyjskiego rządu na piśmie, że dane zostaną udostępnione”.
Ale teraz gołym okiem widać, że rosyjski rząd prowadzi z WADA grę, która sprowadza się do działania w myśl zasady „brać, nie kwitować, żądać więcej”.
Prezydent Putin zapoznał się z listem
Do Moskwy, zgodnie z zapisami porozumienia przyjechała specjalna grupa niezależnych ekspertów, która miała mieć dostęp do systemu informatycznego moskiewskiego laboratorium antydopingowego. Już ten zapis można było uznać za sukces rosyjskich władz, bo pierwotnie eksperci mieli mieć możliwość badania znajdujących się w laboratorium próbek pobranych od sportowców.
Przypomnijmy, że międzynarodowy skandal, który wybuchł miał związek z oskarżeniami rosyjskich władz o zorganizowanie systemu, w którym próbki pobrane od rosyjskich sportowców w ramach rutynowych badań antydopingowych, właśnie w moskiewskim laboratorium miały być podmieniane na „czyste”.
We wrześniu władze WADA zgodziły się, w ramach elastycznego podejścia, że eksperci będą mieli dostęp nie do próbek, ale do rosyjskich wyników ich badania znajdujących się na serwerach moskiewskiego laboratorium. Tylko, że specjalna grupa ekspertów pod kierownictwem światowego autorytetu w zakresie dopingu dr. José Antonio Pascuala, która zjawiła się w Moskwie w uzgodnionym terminie, zagwarantowanego dostępu nie uzyskała, bo, jak poinformowały władze w stosownym komunikacie, posługiwała się sprzętem „nie mającym rosyjskiego certyfikatu”.