Jeden z czołowych poetów XX wieku, Wystan Hugh Auden wyraził ten stan rzeczy w eseju „Grecy i my” następującymi słowami: „Historyczna nieciągłość między kulturą grecką a naszą i wielowiekowy brak jej bezpośredniego oddziaływania na nas sprawiają, że każdy naród, ponownie odkrywając Grecję klasyczną, widzi w niej swoje własne odbicie. Jest Grecja niemiecka, Grecja francuska, jest angielska Grecja, może nawet amerykańska – i one różnią się od siebie” (przekład – Piotr Nowak w: W.H. Auden „Starożytni i my. Eseje o przemijaniu i wieczności”, 2017).
Tu warto przypomnieć, że cytowany wyżej angielski mistrz pióra w młodości dał się oczarować socjalizmowi. W roku 1937 przez siedem tygodni uczestniczył w wojnie domowej w Hiszpanii po stronie republikańskiego reżimu.
Doświadczenia Audena z Półwyspu Iberyjskiego wpłynęły jednak na rewizję jego poglądów. Pisarz oddalił się od lewicy. Ale chyba znacznie ważniejszy był fakt, że w latach 40. na emigracji w USA zaczął uczęszczać na nabożeństwa Kościoła Episkopalnego – amerykańskiej odnogi anglikanizmu, który wcześniej porzucił jako nastolatek.
Podejście Audena do starożytnych Greków zasadniczo ukształtowała Ewangelia. Widział w Piśmie Świętym siłę rewolucyjną, która przeorała pogańską Europę.
Tymczasem w XXI stuleciu w zachodniej debacie publicznej chrześcijaństwo traktowane jest jako zachowawczy system wartości – czyli coś, co stoi na straży tradycyjnego porządku moralnego – a nie czynnik wprowadzający w życiu człowieka ferment.
Kiedy z kolei słyszymy dziś hasło „antyczna Grecja”, do głowy przychodzi nam między innymi myśl: „kolebka demokracji i społeczeństwa obywatelskiego”. W polityce posługujemy się przecież pojęciami, które rodowodem sięgają starożytnych Aten.
Można zatem wysnuć i taki wniosek, że chrześcijaństwo to przeżytek mrocznego, surowego średniowiecza, natomiast kulturowe dziedzictwo antycznej Grecji koresponduje z postępowymi trendami nowożytności.