Cywilizacja

Biedroń w spódnicy

Blisko 30 lat po upadku komunizmu w krajach dawnego bloku wschodniego utrwala się nowy podział polityczny. Po jednej stronie stoją tkwiący korzeniami w starym systemie trybuni ludowi, po drugiej – młodzi, nowocześni eksperci, bezkrytycznie zapatrzeni w liberalny Zachód.

Pożegnanie ze Szwejkiem?

Sen polskich oświeconych liberałów o Czechach zakończył się zaskakującym przebudzeniem.

zobacz więcej
Polityk lewicy opowiadający się za obroną wartości chrześcijańskich, występujący w stroju góralskim w piwnych gospodach na prowincji. Liberalna feministka i prawnik z wyższej klasy średniej, pragnąca wprowadzenia „małżeństw” homoseksualnych, adopcji dzieci przez pary jednopłciowe i jeszcze większej dostępności aborcji.

Postkomuniści uwikłani w niejasne interesy i mówiący o twardej geopolityce oraz wielkomiejscy aktywiści z klubokawiarni Bratysławy, przemawiający moralistycznym językiem o wspólnocie obywatelskiej.

To nie fikcja, lecz realny krajobraz polityczny przed II turą wyborów prezydenckich na Słowacji. Ale równocześnie, soczewka, w której dojrzymy szereg ciekawych zjawisk społecznych obecnych także w innych krajach naszego regionu.

„Przyszłam do polityki po to, by ludzie poczuli się wreszcie wysłuchani, traktowani z szacunkiem i mieli na coś wpływ” – takim komunikatem, konsekwentnie wygłaszanym w lekko zmieniających się kombinacjach, kończyła zazwyczaj swoje wystąpienia podczas przedwyborczych debat w radiu, telewizji i internecie Zuzana Čaputová.

Blisko 46-letnia prawnik, niedawno rozwiedziona i żyjąca obecnie w niesformalizowanym związku partnerskim, absolwentka prestiżowego Uniwersytetu Komeńskiego w Bratysławie i długoletnia aktywistka organizacji pozarządowych, stała się nieoczekiwanie liderką wyścigu o stanowisko prezydenta Słowacji.

Jeszcze na przełomie obecnego i poprzedniego roku nie było w ogóle wiadomo, czy wystartuje ona w wyborach. Pod koniec lutego, niektóre badania opinii wskazywały nawet, że może wygrać już w I turze, która się odbyła 16 marca (II tura odbędzie się w najbliższą sobotę 30 marca).

Pokrewieństwo z Macronem i Biedroniem

Za kampanią Čaputovej formalnie stała partia Postępowa Słowacja (Progresívne Slovensko), znajdująca się dopiero w fazie tworzenia i oscylująca w sondażach poparcia wokół 8-10 proc. Pobieżny rzut okiem na wizerunek ugrupowania w sieci i na portalach społecznościowych zdradza duże pokrewieństwo ze strategią polityczną partii Wiosna Roberta Biedronia lub En Marche Emmanuela Macrona. Przyjemne dla oka, niebiesko-różowe barwy, zdjęcia z debat i spotkań wyborczych pełnych młodych ludzi, baloników i konfetti. A wszystko okraszone sloganami niczym z kampanii reklamowych: „uwalniamy pozytywną energię ludzi”, „tworzymy wspólnotę działania”, „razem rozwiązujemy problemy”.
Zuzana Čaputová jest faworytką wyborów prezydenckich na Słowacji. Na zdjęciu: podczas debaty z byłym eurokomisarzem, Marošem Šefčovičem, z którym zmierzy się w II turze 30 marca. Fot. REUTERS/Radovan Stoklasa
Niby żadna nowość, jeżeli chodzi o świat nowoczesnej postpolityki – chciałoby się powiedzieć. Jednak już na samej oficjalnej stronie Postępowej Słowacji, w prawym dolnym rogu zwraca uwagę kolejne hasło: „Progresywizm – stare etykietki ideologiczne już nie działają”.

Gdy jednak wczytamy się w program partii dotyczący akurat tej części postulatów, trudno powiedzieć, aby była to próba stworzenia nowej ideologii, przełamującej dotychczasowe i utrwalone podziały światopoglądowe na konserwatystów i liberałów, wciąż mocno obecne w życiu politycznym Zachodu. Mamy raczej do czynienia z agendą jednoznacznie odwołującą się do takich kategorii, jak postęp w sferze obyczajów czy modernizacja.

W wizji Čaputovej, Słowacja jest krajem, który prawie pod każdym względem pozostaje w tyle za „nowoczesnymi demokracjami” we Francji, Niemczech, Skandynawii, krajach Beneluksu czy nawet… za sąsiednimi Czechami. Dominuje patriarchat, zacofane struktury społeczne nie dają możliwości rozwoju jednostce. Społeczeństwo przejawia postawy roszczeniowe i jest uzależnione od świadczeń ze strony państwa (skądinąd rzeczywiście hojnie wypłacanych za wieloletnich rządów wciąż sprawującej władzę partii SMER).

Wedle narracji, którą prezentuje Čaputová, Kościoły mają zbyt duży wpływ na życie publiczne, a całkowita świeckość państwa jest najbardziej pożądanym modelem politycznym. Powszechne są postawy homofobiczne i nietolerancja, stąd głównym zadaniem nowych elit władzy powinno być szybkie dołączenie do „najbardziej postępowych i przyjaznych człowiekowi” krajów Zachodu i wprowadzenie „małżeństw” homoseksualnych oraz prawa do adopcji przez nie dzieci.

Ponadto Čaputová postuluje liberalizację dostępu do aborcji. Konkretnie chodzi o rezygnację z odbycia obowiązkowych przed przerwaniem ciąży konsultacji z ginekologiem i poradnią życia rodzinnego. Nie byłaby też wymagana zgoda rodziców lub formalnych opiekunów, jeżeli przypadek dotyczyłby osób niepełnoletnich. Obecne słowackie ustawodawstwo dopuszcza aborcję do 12. tygodnia ciąży.

Čaputová, jak wskazywało jej zachowanie w kampanii wyborczej, niezbyt starała się o pozyskanie głosów osób inaczej myślących. Nie podejmuje dialogu z wyborcami, którzy przywiązani są do bardziej tradycyjnego systemu wartości.

W jednym z wywiadów dla telewizji czeskiej przed I turą zwróciła tylko uwagę, że zdaje sobie sprawę, iż jej poglądy mogą być kontrowersyjne w konserwatywnym społeczeństwie, ale wszyscy muszą zrozumieć, że prawa homoseksualistów do małżeństw i adopcji to „zwyczajne i naturalne prawo każdego człowieka”. „Prawo jak najbardziej chrześcijańskie, bo przecież Ewangelia mówi o równości wszystkich ludzi” – niespodziewanie skomentował jej refleksje czeski prezenter, co wzbudziło szczere uznanie słowackiej kandydatki.
Prokremlowska polityka prezydenta Czech Miloša Zemana wywołuje protesty w jego kraju. Fot. REUTERS/David W Cerny
W kwestiach polityki zagranicznej, pomimo zapowiedzi utrzymania bardzo bliskich związków z Czechami, Čaputová zdecydowanie odcinała się od Węgier i Polski, przyznając, że państwa te stanowią „spory problem” dla całej Unii Europejskiej. Jednocześnie wyrażała chęć zawarcia sojuszu z Paryżem i „postępowymi siłami” w całej Europie. Zwracała uwagę, że najlepszym rozwiązaniem dla przyszłości UE jest federalizacja i jeszcze większe zintegrowanie polityczne i gospodarcze strefy euro.

Państwo to zło?

Kandydatka na prezydenta Słowacji nie stroni od tematów ekonomicznych. Krytykuje stosunkowo dużą aktywność państwa w gospodarce. Negatywnie wypowiada się w kwestii świadczeń socjalnych, które stały się znakiem firmowym rządów SMER, w tym premiera Roberta Fica, zastąpionego w ubiegłym roku przez Petera Pellegriniego.

Fico odszedł po masowych protestach społecznych wywołanych zabójstwem dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnirovej. Morderstwo mógł zlecić biznesmen powiązany z kręgami partii rządzącej. Politycznie poległ wówczas nie tylko Fico. Stanowiska opuściło też kilku kluczowych ministrów, w tym wieloletni wicepremier i szef resortu spraw wewnętrznych Robert Kaliňák, znany ze swoich powiązań z wielkim biznesem.

Piętnując korupcję i wszechobecne układy Čaputová trafia z pewnością w najsłabszy i najbardziej czuły punkt obecnego systemu słowackiego. Tym samym w komunikacji z wyborcami ułatwia sobie uwiarygadnia swoją moralistyczną retorykę, w której położony jest nacisk na wątek wojny dobra ze złem czy uczciwości z kłamstwem.

Słowacja od lat dołuje w rankingach walki z korupcją, a sam SMER przypomina raczej spółkę akcjonariuszy wielkich przedsiębiorstw niż typowe stronnictwo polityczne. A zarazem formacja ta od wielu lat prowadziła politykę ogromnych transferów społecznych.

Zaczęło się to jeszcze w czasach, w których w większości krajów europejskich wśród mainstreamowych ugrupowań politycznych dominowało myślenie neoliberalne. Za konieczne uważano cięcie wydatków socjalnych, prywatyzację państwowej własności i usług publicznych oraz twardy monetaryzmu a`la Leszek Balcerowicz. Podchodzono do tych spraw wręcz dogmatycznie.

SMER od początku swojego istnienia (partia powstała w roku 1999) głosił inny program. Gdy w roku 2009 na Słowacji wprowadzono euro, premier Fico stwierdził, że będzie to dobry krok do wprowadzenia regulacji cen podstawowych artykułów i usług, chroniących społeczeństwo przed „spekulantami”.

Co prawda pod wpływem nacisków ekonomistów wycofał się z tych pomysłów, lecz przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi obiecał i wprowadził w życie olbrzymi pakiet socjalny, porównywalny chyba tylko z „Piątką Kaczyńskiego”. Znacznie podwyższono renty, emerytury i zasiłki macierzyńskie, zastrzykami finansowymi wsparto młode rodziny, samotne matki, a nawet wprowadzono darmowe przejazdy kolejowe dla studentów, emerytów, rencistów i niepełnosprawnych oraz ich opiekunów.

Czy showman zostanie prezydentem Ukrainy? Między Dyzmą a Reaganem

Ludzi czaruje jak Donald Trump: Wiecie, kim jestem. Nie jestem skompromitowany. Nic nikomu nie ukradłem. Jestem fajny, dowcipny i błyskotliwy.

zobacz więcej
Čaputová i jej sztab zachowywali się w kwestii tych świadczeń nieco podobnie jak opozycja nad Wisłą wobec programu 500+. Byli za, a nawet przeciw. Zapowiadali, że nie będą zmniejszać i odbierać nabytych już świadczeń, z drugiej – oceniali, że SMER „skorumpował społeczeństwo” i pozbawił je aktywności.

Na czym dokładnie miałaby polegać ta aktywność, Čaputova raczej w debatach nie precyzowała, ograniczając się do komunikatów o tworzeniu pluralistycznej wspólnoty świadomych i wolnych obywateli.

Konserwatywna lewica?

SMER również przez długi czas nie był zdecydowany, jakiego kandydata wystawić w wyścigu prezydenckim. Po dymisji Roberta Fica ze stanowiska premiera wiosną 2018 roku wszyscy przewidywali, że będzie on naturalnym kandydatem prezydenckim partii i będzie chciał odegrać się za klęskę w 2014 roku. Wtedy nieoczekiwanym zwycięzcą wyborów okazał się Andrej Kiska, biznesmen i filantrop, kierujący fundacją spełniającą marzenia ubogich dzieci i rodzin.

Sprawa morderstwa Kuciaka osłabiła Fica jednak tak mocno, że długoletni premier zachowując na razie stanowisko szefa partii, zdecydował się tylko na kandydowanie do Sądu Najwyższego, stanowiącego de facto emeryturę polityczną.

Maroš Šefčovič, którego w końcu SMER wysunął do walki o prezydenturę, mógłby ze swoim życiorysem w Polsce stać się wzorcowym kandydatem Koalicji Europejskiej w majowych eurowyborach. To wieloletni komisarz europejski, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, ambasador w wielu krajach, w tym w Izraelu. W dobie pierestrojki studiował w MGiMO – słynnej moskiewskiej kuźni kadr dyplomatycznych ZSRR i innych krajów ówczesnego bloku wschodniego. Poznał tam zresztą swoją żonę.

Blisko 53-letni dyplomata zdążył zresztą jeszcze załapać się na staż w młodzieżówce Komunistycznej Partii Czechosłowacji, a nawet, jak sam przyznaje, czekał już na wręczenie legitymacji partyjnej, co ostatecznie uniemożliwiła aksamitna rewolucja w 1989 roku. Podkreślał jednak, że w czasach Czechosłowacji członkostwo w partii było warunkiem koniecznym uczestnictwa w życiu publicznym i robienia kariery zawodowej.

Jednocześnie twierdzi, że na ustrój, który panował w jego kraju do roku 1989 roku, patrzył krytycznie. Deklaruje się jako praktykujący katolik, zwolennik tradycyjnej rodziny i obecności wartości chrześcijańskich w życiu publicznym.

Taki wizerunek nie był dla Šefčoviča, jak się może wydawać, tylko posunięciem taktycznym w obliczu obyczajowych ekstrawagancji lansowanych przez Čaputovą. Wielu zwraca oczywiście uwagę, że będąc eurokomisarzem i dyplomatą nie dawał się poznać jako szczególnie aktywny działacz chrześcijański, mając raczej opinię technokraty i sprawnego urzędnika.
Masowy napływ przybyszów z Bliskiego Wschodu i północnej Afryki do Europy w roku 2015 okazał się jednym z ważnych czynników, które wpływają na polaryzację sceny politycznej w krajach „nowej” Unii. Fot. REUTERS/David W Cerny
W dużej mierze większość polityków nominalnie lewicowego SMER prezentowało poglądy bliskie raczej stronnictwom konserwatywnym niż europejskiej socjaldemokracji. Nie tylko mocno podnosili oni kwestię zachowania suwerenności kulturowej Słowacji, sprzeciwiali się ideologii multi-kulti i obowiązkowym kwotom uchodźców, ale starali się unikać jak ognia tematów związków jednopłciowych lub aborcji.

W 2015 roku, gdy rozpisano ogólnokrajowe referendum dotyczące legalizacji związków partnerskich, prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne oraz wprowadzenia obowiązkowych lekcji wychowania seksualnego w szkołach, SMER wzywał do głosowania trzy razy „nie”. Kierownictwo Socjalistów i Demokratów – grupy w Parlamencie Europejskim, do której należy słowacka partia rządząca – miało poważny dylemat, czy formacja Roberta Ficy może pozostać w szeregach tej lewicowej międzynarodówki.

W przeciwieństwie do Čaputovej, kandydat SMER podkreślał w kampanii wyborczej konieczność zachowania dobrych relacji z Polską i Węgrami, dalszego rozwoju Grupy Wyszehradzkiej oraz twierdził, że federalizacja Europy to droga do osłabienia tożsamości i suwerenności narodowej krajów regionu. Równocześnie jednak Šefčovič opowiedział się za stopniowym znoszeniem sankcji wobec Moskwy, wprowadzonych przez UE po aneksji Krymu i utrzymaniem kanałów kontaktu dyplomatycznego z Kremlem. „Europa i Rosja są skazane na współpracę” – powiedział podczas jednego z ostatnich występów telewizyjnych przed II turą wyborów.

Šefčovič prezentował się w czasie kampanii jako „zwykły” Słowak, rozumiejący potrzeby ludu, zachodzący do piwiarni na kufelek i pieczoną kiełbasę. Odwiedzał wioski i małe miasteczka we wschodniej części kraju. Podkreślał, że został tradycyjnie wychowany, od lat ma jedną i tę samą żonę, a dziadkowie i rodzicie ciężko pracowali, aby wychować potomstwo i zapewnić mu start życiowy. Na swoim profilu na Facebooku umieścił zdjęcie w stroju tatrzańskiego górala, z całą rodziną, z podpisem, że tradycyjne i sprawdzone wartości to podstawa słowackiej tożsamości.

Nowa polaryzacja

W ramach parlamentarno-gabinetowego systemu słowackiego prezydent nie odgrywa aż tak dużej roli jak w Polsce, niemniej pochodząc z wyborów powszechnych ma silniejszy mandat demokratyczny niż chociażby wybierany przez parlament prezydent Węgier. W wyborach u naszych południowych sąsiadów widać jednak pewną prawidłowość, która zaznaczyła się również w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

Dawna polaryzacja, która występowała podczas wyborów prezydenckich w państwach naszego regionu w pierwszych dwóch dekadach transformacji ustrojowej przebiegała według podobnego wzorca. Niezależnie od tego, czy mieliśmy do czynienia z głosowaniem powszechnym, czy z wyborem głowy państwa w parlamencie, dochodziło do starcia dwóch silnych kandydatów o wyraźnie różnych biografiach.
Rumen Radew, nazywany często „czerwonym generałem”, mocno krytykował w czasie wyścigu wyborczego politykę Paryża i Berlina w sprawie obowiązkowych kwot uchodźców, twierdząc, iż staną się zarzewiem „reislamizacji Bułgarii”. Fot. Reuters/Marko Djurica
Tacy politycy jak Lech Wałęsa w Polsce, Valdas Adamkus na Litwie, Emil Constantinescu w Rumunii czy Żelju Żelew w Bułgarii uchodzili za symbole przemian po 1989 roku i za ludzi wywodzących się z opozycji antykomunistycznej (niezależnie od kontrowersji dotyczących niektórych z nich). Ich kontrkandydaci: Aleksander Kwaśniewski, Algirdas Brazauskas, Ion Iliescu i Georgi Pyrwanow byli świeżo nawróconymi na demokrację i Europę członkami dawnych partii komunistycznych.

W istocie jednak w ówczesnych uwarunkowaniach i jedni, i drudzy głosili identyczne hasła postulujące reformy wolnorynkowe, doganianie gospodarcze Zachodu i rozwój w ramach integracji euroatlantyckiej. Poza czynnikami emocjonalnymi i historycznymi trudno było więc znaleźć między nimi istotne różnice programowe. Blisko 30 lat po upadku komunizmu mamy jednak, przynajmniej w kilku krajach, nowy podział. Nie wynika on tylko i wyłącznie z przyczyn generacyjnych, ale ze zmienionej sytuacji geopolitycznej Europy. Zamiast starego, historycznego rozgraniczenia, jak w przypadku rywalizacji Wałęsy z Kwaśniewskim, mamy nową linię rozbieżności.

Istotnym punktem odniesienia jest tu typ politycznego przywódcy, którego korzenie tkwią w systemie komunistycznym, choć nie w elicie dawnego reżimu. Polityk taki łączy w swoim przekazie nostalgię za bezpieczeństwem socjalnym tamtego ustroju, względnie lewicowe poglądy gospodarcze i wyraźny element narodowy, sceptyczny wobec Zachodu i pogrążonej w kryzysie Unii. Jednocześnie ktoś taki sprzyja Rosji bądź nawet robi z nią mniej lub bardziej ostentacyjnie interesy.

Wreszcie w tej złożonej tożsamości daje się zauważyć konserwatyzm obyczajowy. Bliższy jest on jednak typowo ludowemu, intuicyjnemu wyczuciu „normalności” sprawdzonych wspólnot – takich jak rodzina czy naród – niż subtelnym nieraz rozważaniom filozoficznym snutym przez prawicowych myślicieli.

Jednym z takich przykładów w ostatnich latach jest prezydent Czech Miloš Zeman, pełniący urząd drugą kadencję. Już podczas wyborów w 2013 roku pojawiały się oskarżenia o niejasne związki jego otoczenia z rosyjskimi koncernami energetycznymi.

Po objęciu prezydentury przywrócił co prawda unijny sztandar nad Hradczany zdjęty przez poprzednika, Vaclava Klausa, ale jednocześnie stał się stałym gościem na Kremlu. Zaczął również bezpardonowo atakować feministki i politykę przyjmowania uchodźców z krajów muzułmańskich. W sierpniu ubiegłego roku, w 50. rocznicę stłumienia Praskiej Wiosny i wkroczenia wojsk Układu Warszawskiego wywołał skandal, nie biorąc udziału w żadnej części oficjalnych obchodów, tłumacząc, że „dzisiaj taki gest nie wymaga żadnej odwagi”.

Podczas ubiegłorocznych wyborów przedstawiał się z sukcesem jako „zwykły Czech z piwiarni”, odwiedzający małe miasteczka i daleki od atmosfery wyzwolonych praskich salonów. Jego liberalny i proeuropejski kandydat, prezes Akademii Nauk Republiki Czeskiej Jiří Drahoš wprost nazwany został przez wielu obserwatorów „kandydatem wielkomiejskich kawiarni i snobów”.

Najbardziej religijny naród Europy

W komunistycznej Rumunii od czasów Ceaușescu patriarchowie i niektórzy metropolici zasiadali nawet w marionetkowym parlamencie, co było zupełnym ewenementem w krajach bloku wschodniego.

zobacz więcej
Nie inaczej było pod koniec 2016 roku w Bułgarii. Kandydatka centroprawicy Cecka Caczewa, podkreślająca w kampanii konieczność dołączenia Bułgarii do „głównego nurtu polityki europejskiej” przegrała w II turze wyborów prezydenckich z Rumenem Radewem, popieranym przez Bułgarską Partię Socjalistyczną generałem lotnictwa.

Radew, nazywany często „czerwonym generałem”, mocno krytykował w czasie wyścigu wyborczego politykę Paryża i Berlina w sprawie obowiązkowych kwot uchodźców, twierdząc, iż staną się zarzewiem „reislamizacji Bułgarii”. Twierdził również, że czasy neokolonializmu się skończyły, a Zachód nie powinien krajom Europy Środkowo-Wschodniej dyktować, co mają robić, „tak jak było to w latach 90.”. Opowiadał się równocześnie za zniesieniem unijnych sankcji wobec Moskwy, podkreślał znaczenie rodziny, pracy i tradycyjnych chrześcijańskich wartości moralnych oraz z wyraźną nostalgią mówił o czasach bezpieczeństwa socjalnego z okresu rządów komunistycznego przywódcy Todora Żiwkowa.

Te nowe podziały – na nowych trybunów ludowych, tkwiących korzeniami w starym systemie, podkreślających suwerenność polityczną i kulturową swoich krajów oraz „młodych”, „zdolnych” i „dynamicznych” dobrze ubranych absolwentów prestiżowych uczelni, wyzwolonych obyczajowo, związanych z NGO'sami i realizującymi „kreatywne projekty” spoglądając na świat znad ekranów notebooków i tabletów – wyznaczają dzisiaj zasadnicze różnice w społeczeństwach naszego regionu.

Z jednej strony widać oglądających przy piwie i grillu transmisje meczów hokejowych mieszkańców małych miasteczek z dużymi rynkami i domami z arkadami. Głosują oni na „swoich”, dalekich niekiedy od ideału i mających sporo za uszami, ale gwarantującymi spokój i ideologiczne umiarkowanie.

Z drugiej strony mamy do czynienia z klientami modnych wielkomiejskich wege-barów czy bratysławskich i praskich klubokawiarni „LGBT friendly”. Ci nie wychodzą poza swoją bańkę informacyjną, w której pełno jest ostrzeżeń o pełzającej nacjonalistycznej dyktaturze.

Jedynym miejscem, gdzie te dwa plemiona mogą się jeszcze spotkać, są lokale wyborcze.

– Łukasz Kobeszko

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

31.01.2016
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.