Antybiotyk musi być cudowny jak woda z Lichenia, a skuteczny jak piorun kulisty. Nadużywając go, gotujemy sobie los dinozaurów. Niebawem zabraknie skrótów na określenie dziadostwa, które możemy „złapać”, a którego nie będzie czym zabić.
zobacz więcej
Niestety, brak mi stylu Homera, by opisać, jaki to zmyślny podstęp i jak doskonałe są owe nanocząstki magnetyczne z tlenku cynku i tlenku cyrkonu. Na razie mogłyby być wykorzystane w diagnostyce, co zresztą wypróbowano eksperymentalnie na gryzoniach. Jeśli bowiem są magnetyczne i selektywnie utrzymują się w komórkach nowotworowych, to je podajemy, wsadzamy badanego pacjenta w rezonans magnetyczny i z łatwością lokalizujemy nawet niewielki nowotwór.
Polski wynalazek oczywiście najlepiej pracowałby terapeutycznie, o ile dałoby się go łatwo i trwale obarczyć jakimś toksycznym ładunkiem, a to strukturalnie, jak zapewnia prof. Godlewski, jest możliwe. Same zastosowane w tych nanocząstkach substancje są nietoksyczne dla ludzi, a tlenek cynku ma nawet dość rozległe zastosowania w medycynie, co skraca znacznie drogę do rejestracji klinicznej danej substancji w nowym wykorzystaniu.
Dlaczego to działa? Opracowane nanocząstki mają rozmiar nie za duży (czyli wchodzą do komórek, a nie zostają na zewnątrz) i nie za mały (nie są usuwanie bezstresowo ze wszystkich komórek). Z kolei komórki nowotworowe bardzo szybko się dzielą, a każdy podział wymaga produkcji sporych porcji błony komórkowej, bo co dwie kule to nie jedna, a powierzchnia rośnie z kwadratem promienia. Dlatego szczelność błon komórek nowotworowych i białkowe zdolności selektywnego wpuszczania i wypuszczania przez nie substancji pozostawia wiele do życzenia. Choć czasem potrafią niestety nabyć również okropną zdolność do wypompowywania z siebie leków antynowotworowych, co czyni je opornymi na leczenie.
Każde leczenie. Bo każde, nawet najnowocześniejsze działanie spotka się zawsze z przeciwdziałaniem. Jak w przypadku opisywanego już
wyścigu po nowe antybiotyki, tak i w wyścigu po nowe leki antynowotworowe żyjemy w świecie paradoksu Czerwonej Królowej, która by stać w jednym miejscu z Alicją w Krainie Czarów, musiała biec bardzo szybko, ciągnąc ją za sobą i szarpiąc boleśnie za rękę. Ewolucja tak bakterii, jak i komórek nowotworowych zawsze będzie o co najmniej jeden krok przed nami i jest nieunikniona.
Co nie zmienia konieczności szukania wciąż nowych leków. Wręcz ją właśnie wymusza. Tak, że w lutym tego roku czasopismo „The Lancet Oncology” doniosło o przeciwciałach działających jak koń trojański, zdolnych w warunkach testów klinicznych radzić sobie aż z sześcioma typami nowotworów. Uczeni z londyńskiego The Institute of Cancer Research, kierowani przez prof. Johanna S. de Bono, opisali tam swoje doświadczenia z 1. i 2. fazy klinicznej badań nad nowym preparatem immunoterapii nowotworów. Nowy lek nazywa się
tisotumab vedotin (TV) i jest przeciwciałem połączonym ze składnikiem toksycznym (
monomethyl auristatin E).