Polak skazany za wspieranie separatystów-chrześcijan w Indonezji
piątek,
3 maja 2019
Indonezja to największy z krajów muzułmańskich, uważany nawet za jeden z najbardziej demokratycznych w świecie islamu. Z tą oceną nie zgodziłby się Polak, który spędził 8 miesięcy w indonezyjskim więzieniu oskarżony o „wspieranie papuaskiego separatyzmu”. Jakób Skrzypski (prosi o taką pisownię swego imienia) 2 maja został skazany na 5 lat pozbawienia wolności.
O 39-letnim Polaku niewiele wiadomo. Nazywa siebie „Warmiakiem”, mieszka od 10 lat w Szwajcarii, w Indonezji ma 6-letnią córkę i „grób bardzo bliskiej mu osoby”. Jak sam mówi, to po Szwajcarii najbliższy mu kraj, który odwiedza regularnie, zna indonezyjski oraz trzy lokalne dialekty i nie przyjąłby uwolnienia za cenę deportacji. „Ekstremalny turysta”, szukający kontaktów z Armią Wyzwolenia Zachodniej Papui, a może „naiwny i idealistyczny podróżnik”, czy też ofiara fałszywych oskarżeń i „machlojek władz”, którym zarzuca się prześladowanie Papuasów lub wręcz „powolne ludobójstwo” ich chrześcijańskiej mniejszości?
To „miasto lwa” czytelnikom turystycznych blogów znane z zakazu żucia gumy, politologom – za sprawą szczególnego modelu autorytaryzmu, a inwestorom całego świata – ze względu na 67 tys. dolarów PKB na głowę rocznie.
zobacz więcej
Polakom to państwo kojarzy się głównie z rajską wyspą Bali, ewentualnie z waranem z Komodo. Większość powróciła do kraju z indonezyjskich wysp z pięknymi wspomnieniami i uroczą opalenizną. Sam mam zresztą podobne wspomnienia sprzed kilku lat, z czysto turystycznego pobytu na Jawie oraz Bali. Bezpiecznie, dobra komunikacja, brak problemów dla obcokrajowców. Leżąc na czystych plażach i sącząc kolejnego drinka, by następnie spacerować swobodnie ubranym po nadmorskiej promenadzie, trudno jest sobie wyobrazić, że w innej części tego rozległego kraju obowiązują surowe normy szariatu, a w jeszcze innej wojsko oskarżane jest o terroryzowanie miejscowej ludności.
Historia najnowsza Indonezji jest dość burzliwa. To kraj bardzo zróżnicowany etnicznie, choć większość mieszkańców posługuje się jednym z języków z rodziny malajsko-polinezyjskiej. Państwo, mające ponad 260 milionów obywateli, położone jest na ponad 17 tysiącach wysp, które przed epoką kolonialną nigdy nie tworzyły jednego organizmu państwowego.
Separatyzm chrześcijan
W zachodniej, niegdyś holenderskiej Nowej Gwinei nie wszyscy zaakceptowali przyłączenie w latach 60. zeszłego wieku do Indonezji. Mają jednak małą siłę przebicia – cała ludność tej wyspy, wielkością przekraczającej dwukrotnie powierzchnię Niemiec, to dziś ledwie ok. 9 mln, z czego mniej niż połowa mieszka w dwóch indonezyjskich prowincjach Papui i Zachodniej Papui.
Papuasi są przy tym ludem melanezyjskim, różniącym się na pierwszy rzut oka od innych obywateli Indonezji. Są ciemnoskórzy i mają australoidalne rysy, przypominają bardziej australijskich aborygenów niż mieszkańców Jawy czy Sumatry. Ponadto 78,5% mieszkańców Papui i Zachodniej Papui to chrześcijanie, napływowi muzułmanie w tej części wyspy stanowią tylko 20% populacji.
Odwrotnie niż w całej Indonezji, której skład religijny to w 87 % muzułmanie, a chrześcijanie tylko 10 %. Co więcej, choć na małym, hinduistycznym Bali można pić i bawić się do woli, to w prowincji Aceh od 1999 r. panuje szariat i urządza się publiczne chłosty, a nawet amputacje za m.in. picie alkoholu czy obcowanie niezwiązanych ze sobą małżeństwem mężczyzny i kobiety (niekoniecznie musi przy tym chodzić o kontakty seksualne). W 2009 r. w prowincji tej uchwalono nawet wprowadzenie kamienowania do kodeksu karnego, ale owo barbarzyńskie prawo zostało uchylone po 4 latach.
Separatystyczna organizacja papuaska o nazwie Organisasi Papua Merdeka (OPM), czyli Ruch Wolnej Papui, powstała już w 1963 r. Jej działalność nie przykuwa uwagi mediów, choć za czasów dyktatury generała Suharto (trwała do 1998 roku) krwawe pacyfikacje były tam normą. Od 21 lat Indonezja jest jednak demokracją i przez jakiś czas była nawet klasyfikowana w ratingach Freedom House jako kraj wolny. Później straciła ten status na rzecz „częściowo wolnego”, ze względu na wprowadzony w Acehu szariat. Od 1999 r. odbywają się jednak regularnie wybory prezydenckie i parlamentarne, które oceniane są jako uczciwe. Ostatnie odbyły się 17 kwietnia br. i jeśli nie liczyć śmierci z przemęczenia ponad 200 członków komisji, to obyły się bez incydentów.
Krytycy działań indonezyjskich władz w Papui twierdzą jednak, że nic się tam nie zmieniło i prześladowanie rdzennej ludności przez wojsko jest nadal na porządku dziennym. Niektórzy oskarżają również Indonezyjczyków o rasistowskie traktowanie Papuasów z powodu ich koloru skóry i postrzeganie ich jako „dzikusów” ze względu na pielęgnowane tradycje i stroje.
Złoto nie dla Papuasów
Zdaniem brytyjskiego działacza na rzecz praw człowieka Petera Tatchella, w indonezyjskiej części Papui dochodzi do „powolnego ludobójstwa”, w wyniku którego zginęło już pół miliona Papuasów. Ponadto zarzuca on władzom w Dżakarcie, że chcą zmienić etniczną tożsamość papuaskich prowincji. Mieszkający na Papui muzułmanie to bowiem ludność napływowa.
Tatchell oskarża zresztą władze indonezyjskie również o zmuszanie Papuasów do przechodzenia na islam i uważa, że tu właśnie tkwi sekret obojętności świata wobec dramatu Papuasów. W jednym z artykułów oskarżył on lewicę, że nie interesuje się łamaniem praw człowieka przez Indonezyjczyków, gdyż są oni muzułmanami i w kategoriach europejskich są „ciemnoskórzy”, więc nie mogą być krytykowani. Według Tatchella lewica jest zainteresowana tylko tymi sytuacjami, w których o łamanie praw człowieka można oskarżyć białych.
Konflikt na Papui skomplikowało dodatkowo otwarcie kopalni złota w Grasberg, której większościowym udziałowcem jest amerykańska spółka Freeport McMoRan. Złoża eksploatowane przez kopalnię warte są 100 miliardów dolarów. Papuasi nie są jednak z tego powodu zadowoleni, gdyż kopalnia niszczy ich naturalne środowisko i tryb życia, a także powoduje napływ muzułmańskich Indonezyjczyków. Przewiduje się, że w prowincji Zachodnia Papua populacja Papuasów w 2020 r. spadnie do 29%.
Z drugiej strony rdzenna ludność nie odczuwa żadnych korzyści ekonomicznych z istnienia owejej kopalni. Dlatego papuascy separatyści sięgnęli po akt terroru. Na przykład w grudniu 2018 r. zabili 28 robotników budujących drogę w górzystym regionie Nduga.
Szlaban dla dziennikarzy
Dziennikarzom nie jest łatwo naocznie sprawdzić wiarygodność oskarżeń o naruszanie praw człowieka w papuaskich prowincjach, gdyż Indonezja zakazuje im tam wstępu. W 2014 roku reportaż na ten temat próbowało zrealizować dwóch reporterów francuskiej telewizji Arte: Thomas Dandois i Valentine Bourrat. Szybko trafili jednak za kratki i po trzech miesiącach pobytu w areszcie indonezyjski sąd skazał ich na 2,5 miesiąca więzienia za „nielegalne dziennikarstwo” oraz nadużycie wizy turystycznej.
Odsiadkę w areszcie zaliczono im na poczet kary, więc od razu ich zwolniono i deportowano. To właśnie jeden z powodów frustracji Jakóba Skrzypskiego, który narzeka, że jest traktowany zupełnie inaczej – to znaczy gorzej.
Nieudana eskapada Skrzypskiego
Skrzypski został aresztowany 28 sierpnia zeszłego roku w stolicy indonezyjskiej Papui Dżajapurze, a następnie oskarżony o kontakty z separatystami, zdradę oraz handel bronią. Groziło mu za to 20 lat więzienia, a nawet dożywocie.
On sam twierdzi, że jest niewinny, a na Papuę pojechał jako turysta. Przy okazji jednak postanowił nawiązać kontakt z papuaskimi separatystami. We wspólnym oświadczeniu dwóch indonezyjskich organizacji obrony praw człowieka TAPOL i ETAN, Skrzypski nazywany jest „ekstremalnym turystą”, który zachowywał się nieodpowiedzialnie w strefie konfliktu, usiłując spotkać się z przedstawicielami lokalnych grup zbrojnych, takich jak Armia Wyzwolenia Zachodniej Papui.
Organizacje te zarzuciły też Skrzypskiemu, że wciągnął do swoich planów papuaskiego studenta Simona Carlosa Magala, którego następnie także aresztowano i uczyniono współoskarżonym. Magal tuż przed aresztowaniem wybierał się na studia podyplomowe do Australii. TAPOL i ETAN podkreśliły jednak w konkluzji, że Skrzypski nie jest przestępcą, lecz „naiwnym i idealistycznym podróżnikiem”.
Sam Skrzypski uważa, że Magala „na siłę połączono” z jego sprawą. Odrzuca też sugestię, że jest „ekstremalnym turystą”, choć nie jest w stanie wiarygodnie wyjaśnić w jakim celu szukał na Papui kontaktów z separatystami. Dziennikarzem z całą pewnością nie jest, gdyż trudno znaleźć jakiekolwiek teksty jego autorstwa nawet w mediach społecznościowych. Tak też zresztą zeznał w trakcie przesłuchania, choć obecnie tego żałuje, bo być może jako dziennikarz byłby lepiej traktowany.
W oświadczeniu indonezyjskich organizacji i niektórych artykułach na jego temat pojawiają się tez informacje, jakoby nie była to jego pierwsza „ekstremalna podróż”. Na przykład w czasie swojej podróży do Iraku miał jakoby odwiedzić Kandil, gdzie znajduje się kwatera główna kurdyjskiej partyzantki walczącej z Turcją – Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), przy czym w oświadczeniu użyta jest nigdy nie funkcjonująca nazwa „Kurdyjskiej Armii Wyzwoleńczej”.
Polak zaprzecza by kiedykolwiek wybierał się do Kandil i miał kontakty z PKK. Natomiast przyznaje, że pojechał na wycieczkę na linię frontu w Mosulu, a także do kurdyjskiej bazy wojskowej w Kirkuku. I trudno inaczej to traktować, niż jako tzw. turystykę wojenną, czyli szukanie mocnych wrażeń, które często przysparza później problemów niezależnym dziennikarzom.
Najpoważniejszym zarzutem pod adresem Skrzypskiego jest jednak oskarżenie o handel bronią. Według słów więzionego Polaka, ma być ono oparte na jednym zdjęciu ze szwajcarskiej strzelnicy, na którym Skrzypski pozuje z bronią sportową, oraz na zeznaniu Indonezyjki Lydii „Laly” Salmah Fakaubun, którą poznał za pośrednictwem portalu couchsurfing (podróżnicy oferują sobie wzajemnie darmowe noclegi w miejscach swego pobytu i chęć pokazania tamtejszej kultury) i nocował u niej przez pierwszy tydzień swojego pobytu w Papui. Lydia miała zeznać, że przeszukała bagaże Skrzypskiego i znalazła tam broszury wskazujące na jego współpracę z polskim rządem, mającą na celu zaopatrzenie partyzantów papuaskich w broń.
Takie podstawy oskarżenia byłyby oczywiście absurdalne. Natomiast w oświadczeniu TAPOL i ETAN znajduje się informacja, że w tym samym czasie aresztowano dwóch papuaskich separatystów, u których rzeczywiście znaleziono amunicję. Nic jednak nie wskazuje, by mieli oni cokolwiek wspólnego ze Skrzypskim i zarówno Polak, jak i indonezyjskie organizacje zarzucają władzom Indonezji, że znów na siłę próbują połączyć obie sprawy. Jeden z owych separatystów został zresztą już skazany – na 2,5 roku więzienia.
Skrzypski odcina się przy tym od sympatii do papuaskich separatystów. Twierdzi zresztą, że ruch ten jest rachityczny, a czasem wojsko wręcz współpracuje z separatystami, traktując ich jako pretekst do wyciągania od rządu funduszy i skłaniania do przymykania oczu na różne machlojki.
Warmiak ze Szwajcarii z córką w Indonezji
39-letni Polak jest dość enigmatyczną postacią. Opisuje siebie: „miłośnik historii i fotografii, kolekcjoner muzyki, filmów i banknotów”. Podkreśla też, że odwiedził 45 krajów i spośród nich jedynie Irak można zaklasyfikować jako będący „w stanie wojny”. Nazywa też siebie „Warmiakiem”, podkreślając regionalne pochodzenie swojej rodziny, jednocześnie od 10 lat mieszka w wiosce Cully, w szwajcarskim kantonie Vaud. Sądząc po jego profilu na Facebooku, w Polsce ma niewielu znajomych. Gdy został zatrzymany próbowałem znaleźć choćby jedną osobę wśród moich znajomych z różnych środowisk, w tym dziennikarzy czy podróżników, która by go znała. Bezskutecznie.
O sobie zresztą Skrzypski w ogóle mało mówi, twierdząc, że to nie jest istotne. Mogłem się więc od niego dowiedzieć jedynie tego, że studiował na Uniwersytecie Warszawskim geologię, a następnie, już w Szwajcarii, język francuski oraz kultury frankofońskie. W Cully pracował w „małej, ale prężnej firmie w regionie Jeziora Genewskiego”. Pod względem wyznawanej religii uważa się za „głos prześladowanego animizmu i pogaństwa niehinduistycznego”.
Nic nie wiadomo też o jego rodzinie, zarówno w Szwajcarii, jak i Polsce. Natomiast w Indonezji ma 6-letnią córkę, o której jednak również nie chce więcej mówić. Wspomina przy tym, że w Indonezji znajduje się „grób bardzo bliskiej mu osoby”. I przyznaje, że po Szwajcarii Indonezja jest najbliższym mu krajem, do którego jeździ regularnie od 2008 r. Nie ukrywa, że ma tu wielu znajomych, również wysoko postawionych, w tym mieszkających na Papui. Zna – jak twierdzi – indonezyjski, a nawet trzy lokalne dialekty.
Papua-Nowa Gwinea określana jest jako miejsce, gdzie kończy się świat.
zobacz więcej
Bardzo dużo Skrzypski opowiada natomiast o złych warunkach, w jakich przebywa. Jak podkreśla, w znacznie lepszych byli przetrzymywani wspomniani wcześniej dwaj francuscy dziennikarze. Nalega też, by pisać o „machlojkach władz” w trakcie procesu oraz utrudnianiu kontaktu z adwokatem i polskim konsulem. Dwukrotnie – jak dodaje – prowadził z tego powodu strajk głodowy. Z drugiej strony przyznaje, że strażnicy na wiele rzeczy przymykają oczy, a w dodatku dokarmiają go własnym jedzeniem.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych odmówiło komentarza w sprawie Skrzypskiego, co jest zresztą standardową reakcją w tego typu sprawach. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że konsul RP w Dżakarcie Jakub Janas regularnie kontaktuje się ze Skrzypskim i nie skarży się na utrudnienia ze strony władz indonezyjskich. Polskie władze wielokrotnie przekazywały też stronie indonezyjskiej zapytania w sprawie uwięzionego Polaka, wyraźnie dając do zrozumienia, że interesują się procesem. Poważnym problemem z punktu widzenia pomocy konsularnej może być jednak deklaracja Skrzypskiego, że jeśli warunkiem jego uwolnienia miałaby być deportacja i zakaz wjazdu do Indonezji, to na to się nie zgadza.
2 maja sąd w Wamenie skazał Jakóba Skrzypskiego na 5 lat więzienia za zdradę i współpracę z separatystami. Zarzuty handlu bronią wycofano. Sądzonego razem ze Skrzypskim Magala skazano na 4 lata. Wyroki nie są prawomocne i Polak zamierza się odwoływać.
Nowa Gwinea – niezupełnie indonezyjski koniec świata
Historia Polaka wydaje się tak skomplikowana, jak sama Republika Indonezji. Największymi grupami etnicznymi są tu Jawajczycy (40%) i Sundajczycy (15%), mieszkający głównie na dwóch najludniejszych wyspach tego kraju, tj. liczącej 145 mln mieszkańców Jawie i 50-milionowej Sumatrze. Na trzecim miejscu jest Borneo, niemniej jest ona podzielona, podobnie zresztą jak dwie inne indonezyjskie wyspy: Timor i Nowa Gwinea. Jest to efekt podziałów kolonialnych.
W XIX wieku terytorium dzisiejszej Indonezji znalazło się pod kolonialną administracją Holandii, podczas gdy północna część Borneo należała do Imperium Brytyjskiego, a wschodnia część Timoru przypadła Portugalii. Położona daleko na wschodzie Nowa Gwinea została skolonizowana najpóźniej. W pierwszej połowie XIX w. zachodnią jej część, która dziś należy do Indonezji, zajęli Holendrzy, natomiast wschodnią dopiero pod koniec XIX w. skolonizowali Brytyjczycy i Niemcy, a po I wojnie światowej ta część wyspy znalazła się w granicach Australii.