Czego możemy zazdrościć Litwinom?
piątek,
28 czerwca 2019
Budynek zaprojektował Daniel Libeskind, urodzony 73 lata temu w Łodzi supergwiazdor światowej architektury. Niewielkich rozmiarów biały budynek został znakomicie wkomponowany w niską okoliczną zabudowę. Jak na Libeskinda, architektura MO jest powściągliwa i funkcjonalna. Minimalistyczna śnieżnobiała bryła.
Warszawski drapacz jest na 45. miejscu wśród 102 najsłynniejszych budynków w historii świata, obok m.in. wieży Eiffla, piramidy z Gizy i Empire State Building. Zdziwisz się, który.
zobacz więcej
MO to jedno z najmłodszych muzeów świata. I największe prywatne na Litwie.
Otwarto je w Wilnie w październiku 2018 roku i już stało się miejscem kultowym.
Idealnie usytuowane – między wileńskim Nowym (z XVIII stulecia) a Starym Miastem (prawa miejskie nadane przez Władysława Jagiełłę; w 1994 wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO). MO jest skrótem od nazwy Modern Art Museum. Możemy tego MO braciom Litwinom serdecznie pozazdrościć!
Dzieło supergwiazdora
Budynek zaprojektował Daniel Libeskind, urodzony 73 lata temu w Łodzi supergwiazdor światowej architektury. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to także w swym rodzinnym mieście Libeskind pozostawi ślad swego charakterystycznego architektonicznego „języka” w postaci Łódź Architecture Center. Na razie mamy tylko niezbyt udany słynny warszawski „żagiel”, apartamentowiec budowany długo i z dużymi problemami.
Wracając do Wilna – inicjatywa wybudowania muzeum z litewską sztuką współczesną wyszła od małżeństwa Dangoule i Viktorasa Butkus, mecenasów i kolekcjonerów. Co więcej, to oni sfinansowali całe przedsięwzięcie.
Także kolekcja powstała dzięki ich zapałowi oraz finansowym środkom. Od dekady gromadzili wszystko, co najciekawszego w sztukach wizualnych zdarzyło się w ich kraju od lat 50. ubiegłego wieku, epoki socjalizmu i przynależności do ZSRR do momentu odzyskania niepodległości (1990) i przez ostatnie prawie 30 lat.
Niewielkich rozmiarów biały budynek został znakomicie wkomponowany w niską okoliczną zabudowę. Jak na Libeskinda, architektura MO jest powściągliwa i funkcjonalna. Minimalistyczna śnieżnobiała bryła, z jednej strony ostro ścięta jakby odrąbana i przysłonięta szklaną taflą. Tędy właśnie wiodą szerokie schody do środka; przecinają budynek i prowadzą na taras, jednocześnie stając się rodzajem amfiteatru wznoszącego się ponad dziedzińcem.
W centrum głównego hallu, za stanowiskiem biletowym, wije się ślimacznica wewnętrznych schodów okolonych czarną barierką kontrastującą z bielą stopni i ścian.
W ogóle wszędzie dominuje duet bieli i czerni. Światło wpada przez boczne okna, a przede wszystkim – przez wysoką na 5 metrów szklaną ścianę zamykającą taras. Jedyny akcent ostrych kolorów to panneau dekorujące wnętrze kawiarni. Wykorzystano tu klasyczne ilustracje z książeczek dla dzieci sprzed pół wieku, powiększone do rozmiarów murali.
Inna ciekawostka to widoczne przez oszklone drzwi magazyny MO liczące ponad 5 tysięcy obiektów (wszystko kolekcja państwa Butkus). Ekspozycje są długoterminowe, zmieniane dwa razy w roku. No i sukces! Przez muzeum przewalają się tłumy lokalsów i turystów.
Straszny konik polny, przerażający szczur
W połowie kwietnia otworzono drugą (po inauguracyjnej) wystawę, dostępną do końca sierpnia. Motyw przewodni zawiera się w trzech słowach: „Zwierzę – Człowiek – Robot”.
Litewska poetka: Unia Lubelska była koniecznością, ponieważ i Litwa, i Polska widziały niebezpieczeństwo w ekspansji Rosji. Mogła ochronić oba państwa. Dopóki były razem, stanowiły siłę.
zobacz więcej
Temat na topie. Humanoidy, sztuczna inteligencja i zagrożona fauna ostatnio często pojawiają się na scenie wizual-artu. Jednak do MO nie zamawiano ani nie kupowano obiektów od zagranicznych twórców. Tutejsze prezentacje aranżowane są wyłącznie ze zbioru fundatorów.
Nic dziwnego więc, że niektóre prace wydają się mocno nagięte „pod temat”. Dlatego między ludzi, zwierzęta i sztuczną inteligencję wtargnęły stwory i potwory. Z bajek, ze snu, z podświadomości.
Niekiedy mamy do czynienia z plastycznym żartem, innym razem – z zabawą skalą, to znów z trochę przypadkowym wykorzystaniem form nie przynależących ani do świata ożywionego, ani do humanoidów.
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak straszny jest konik polny sfilmowany w skali sto do jednego. Wygląda jak żywa ilustracja do „Przemiany” Franza Kafki. A szczur? O, ten w powiększeniu naprawdę przeraża, zwłaszcza taki jak ten w MO, wykonany ze sztucznego futra, ze szklanymi oczkami świdrującymi widza.
Wygląda trochę jak modne onegdaj boa z lisa, preparowanego w całości od ogona do łapek, z zapięciem umieszczonym pod pyszczkiem i szklanym wzrokiem – ulubione dopełnienie stroju elegantek sprzed dziesięcioleci, które jeszcze nie wiedziały, że to ekologiczny obciach.
Ten patent na „żywy” szal przypomniała fotografia zaprezentowana na wystawie: retro-liso-kołnierz owinięty wokół ramion manekina. Kłania się przeszłość.
Coraz rzadziej można się też natknąć na myśliwskie trofeum w postaci rozciągniętej na podłodze skóry zdartej z upolowanego zwierza. A w MO straszy rozpłaszczony na posadzce niedźwiedź! Proszę się nie wzdragać – to surrealistyczny dowcip: misiek został zrobiony z… podłogi. Futro zastąpiła drewniana klepka uformowana na podobieństwo niedźwiedziej sylwetki. Takie trofeum akceptuję.