Kobiety, które kochał Hłasko. I mężczyźni, którzy go chcieli zaciągnąć do łóżka
piątek,
14 czerwca 2019
Zmarły pół wieku temu pisarz w młodości przyciągał do siebie wpływowych homoseksualistów z literackiego światka PRL. Emablowali go m.in. Jerzy Andrzejewski, Wilhelm Mach, Julian Stryjkowski i Jarosław Iwaszkiewicz. Im też zawdzięcza udany debiut pisarski. Pytanie: jaką cenę za to zapłacił?
Największy – być może – talent pisarski Pereelu, zmarły pół wieku temu (14 czerwca 1969 r.), o płci pięknej najlepszego zdania nie miał: „Kur...y: te nasze matki, siostry i narzeczone. Kobiety nie kochają. Posiadają czasem wzruszające uczucia zwierzęce. Ale to nie jest miłość” – pisał. Niemniej własne podboje erotyczne dyskontował w twórczości.
„Pamiętasz Wanda” i sześć kilo szynki
Imię bohaterki opowiadania zapożyczył od Wandy Biernackiej, swej pierwszej miłości, nieco starszej koleżanki z klasy, z Wrocławia. „Ładna dziewczyna, ale, mimo, że ty nie masz matury, a ona ma, wydaje się o wiele od ciebie głupsza” – oceniała ją ciotka Hłaski. „Wiesz, co, ciotka, takie najlepiej nadają się na żony. Krzykniesz, a ona uszy po sobie” – replikował 18-letni prozaik in spe.
To Wandzie bardziej zależało na tym mariażu. Może, dlatego, że wychowywała samotnie dziecko. Posunęła się nawet do straszenia Marka ślubem z innym. Uległ mistyfikacji, żaląc się matce – niewątpliwie najważniejszej dlań osobie. A ta go pocieszała: „Wybór Twego serca (...) okazał się bardzo nieszczególny i znowu cierpisz. Rozum w sprawach uczucia też ma coś do powiedzenia”.
Kilkumiesięczny romans z Wandą zakończył się za sprawą... Bohdana Czeszki. Flagowy literat socrealizmu („Pokolenie”) listownie zrecenzował juwenilia Hłaski.
W grudniu 1952 roku, po lekturze „Sonaty marymonckiej”, pisał do autora: „Zdolności pisarskie macie – inaczej nie pisałbym do Was, nienawidzę, bowiem natrętnych grafomanów (...) Piszcie i przysyłajcie (...) kolejne rzeczy do oceny.”
Uradowany nastolatek przeczytał opinię ukochanej, lecz ona ją zbagatelizowała oznajmiając euforycznie: „A, wiesz Marek, mama kupiła sześciokilową szynkę na święta!”. I tak prozaiczne podejście „narzeczonej” do życia doprowadziło parę do rozstania. Chociaż ona jeszcze przez kilkanaście miesięcy nie składała broni, nachodząc matkę Hłaski.
„Jeśli chodzi o Wandę, to niech Mamusia (...) jej żadnych rad nie udziela(...). Niech Mama jej powie, żeby poszła pod latarnię. To dla tego rodzaju kobiet najwłaściwsze miejsce” – instruował rodzicielkę syn.
Mąż w sanatorium i „Sowa, córka piekarza”
Z tej powieści rezonuje krótka, lecz płomienna, relacja z Haliną Kruszewską-Kudelską. Niewiele starszą, za to znacznie bardziej doświadczoną – bo mężatkę z dzieckiem – sekretarką wrocławskiego oddziału Związku Literatów Polskich, poznaną latem roku 1953. Gdy schorowany mąż wyjechał do sanatorium przygarnęła młodzieńca pod dach. Kochankowie byli chyba świadomi, że łączy ich jedynie gorąca namiętność. Nie zastanawiali się będzie działo z nimi dalej.
„Z początku będziesz płakać. Potem przez jakiś czas będziesz mieć miłosne afery. Potem spotkasz takiego samego idiotę jak ja i zmusisz go, żeby się ożenił z Tobą, aby po jakimś czasie dręczyć go opowiastkami o tym, jak wspaniałym człowiekiem byłem ja, i będziesz wypominać mu jego marność. Albo będzie zupełnie inaczej. Po prostu mnie zapomnisz i to wszystko” – akapit „Sowy...” ponoć inspirowany tym epizodem ma wymiar profetyczny. Bo po śmierci męża Kruszewska-Kudelska uczyła języka polskiego we wrocławskim liceum poszukując w kolejnych – jakbyśmy to dziś rzekli – partnerach śladu Hłaski. Bezskutecznie.
„Najświętsze słowa jego życia” i pękające rozporki
Brzmiały „przeżyjmy to jednocześnie”. Miała je wymawiać w miłosnych uniesieniu Hanna Golde, dziennikarka sportretowana w „Pięknych dwudziestoletnich” słowami: „Kochałem się w życiu tylko jeden raz (...) potem już nigdy nie kochałem nikogo ani przez minutę, mimo, iż bezustannie starałem się stworzyć sobie złudzenia”
Golde uchodziła za etatową łamaczkę męskich serc doby bierutowszczyzny.
Leopold Tyrmand i Marek Hłasko to pisarze, których potrzebuje popkultura. Biografie bikiniarza o konserwatywnych poglądach oraz polskiego Jamesa Deana stanowią atrakcyjny materiał dla twórców filmowych.
zobacz więcej
„Aparycja zjawiskowa. Erotyzm magnetyzujący. Nic dziwnego, że panom na jej widok pękały rozporki” – zapamiętał ją Andrzej Roman, redakcyjny kolega z „Kuriera Polskiego”, a inny dziennikarz tej popołudniówki Leon Janowicz napisał: „Łaknęła uwielbienia, ale i sama uwodziła. Nieraz przychodziła do SPATiFU, Kameralnej albo Bristolu z jednym panem, a wychodziła z innym”.
Wiktor Golde, mąż dziennikarki, ceniony profesor Politechniki Warszawskiej, tolerował jej flirty, wiedząc, że i tak wróci do rodziny. Dla Hłaski – młodszego o niemal dekadę – gotowa była chyba jednak ją porzucić. Czy zmieniła decyzję pod wpływem przestrogi jego matki: „Nie bardzo widzę Marka przy pieluchach”?
Zdaniem Krzysztofa Kąkolewskiego, przy zapracowanym od rana do wieczora – bo zajmował się i wychowaniem córek i pedagogiką i pracą naukową – małżonku czuła się po prostu kobietą zaniedbaną. A temperament ją rozsadzał. Na rauszu wyznawała współbiesiadnikom „Czy ty wiesz, co znaczy mieć męża Żyda? Można naprawdę stać się antysemitką”.
A w końcu przyszła nieszczęśliwa miłość do żonatego mężczyzny, znanego dziennikarza (potem prezesa ZAIKS-u i bezpartyjnego posła protestującego przeciw wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego), która zakończyła się dla niej tragicznie. Barbiturany popiła alkoholem, po czym odkręciła gaz. Wprawdzie ją uratowano, ale do śmierci była „rośliną”, troskliwie doglądaną przez męża.
„Brudne czyny” i miłosny trójkąt
Można się w tej książce doszukiwać tropów Sonji Ziemann. Jedynej, której autor ślubował. Początki znajomości na to nie wskazywały.
„A co ta kur... tu robi?” – pytał zerkając na piękną nieznajomą na planie adaptacji filmowej swego opowiadania „Ósmy dzień tygodnia” we Wrocławiu, zimą roku 1957. Ona – gwiazda kinematografii NRF – grała w tej koprodukcji główną rolę.
Wkrótce ugodziły ich strzałami Kupidyna. Obdarowywał ją pluszakami, a wieczorami wkradał się do jej pokoju w hotelu Monopol. Kiedy rankiem przybywał tam reżyser Aleksander Ford – by omówić realizowaną tego dnia scenę – pisarz krył się w łazience, albo na balkonie.
Miodowe dni spędzili wiosną w Kazimierzu. Co uwiecznił na fotografiach Harry Heidemann, zakochany w Sonji impresario. Świadkowie wspominają, iż wokół niewylewającego za kołnierz tercetu czuło się seksualne napięcie. Ménage à trois?
Węzeł małżeński związał Niemkę z Polakiem już na emigracji. Pękł po sześciu latach, gdy prozaik zdradził Sonję z żoną amerykańskiego reżysera Nicholasa Raya. Skutkowało to także krachem projektu podbicia Hollywood przy pomocy adaptacji filmowej powieści „Następny do raju”.
„Hłasko przegnany sprzed bram raju filmowego przez Raya, które nakrył go in flagranti z swą małżonką” – eksponowały na czołówkach tabloidy w USA i NRF-ie. Ziemann wystąpiła o rozwód i dysponując dowodem niewierności męża łatwo go uzyskała.
We wspomnieniach określiła jednak Marka mianem „Tym Jedynym”, a miała, z kogo wybierać... „Męski, szarmancki, dowcipny, oryginalny, serdeczny, uczynny, bezinteresowny, odważny – na stałego partnera się nie nadawał. Żył mirażami. Odnajdywał się wyłącznie w prozie literackiej. Życie jawiło się dlań niczym terra incognita”. Pisze o nim ciepło, nie wytyka pijaństwa, skutkującego inwektywami, względnie rękoczynami z jej ojcem i bratem (którzy byli żołnierzami niemieckiej armii najeżdżającej Polskę we wrześniu roku 1939).
Po rozwodzie utrzymywali stosunki przyjacielskie. Regularnie ratowała go finansowo. To ona zadbała o pochówek po nagłym zgonie eks-małżonka. Łzy płynące z jej oczu podczas ceremonii pogrzebowej w Wiesbaden z pewnością nie były udawane.
U schyłku ubiegłego stulecia pojawił się pomysł telewizyjnej opowieści o tej niemiecko-polskiej miłości. W rolę Ziemann – startującej w zawodzie jeszcze w czasach III Rzeszy – miała wcielić się równie urodziwa Sylwia Wysocka. Zanim wybrano aktora grającego Hłaskę, projekt upadł.
„Ósmy dzień tygodnia” i brak szału zmysłów
Nieprawdą jest, iż bohaterce tej wizytówki literackiej autor nadał imię na część Agnieszki Osieckiej. Poznali się dwa lata po napisaniu owego tekstu.
Miał wobec panny Czaczkes – jak „ochrzcił” Osiecką, wykorzystując postać z międzywojennego kryminału – plany matrymonialne. Uchodzili za sztandarową parę stołecznej socjety. Gdyby w okresie Odwilży istniała w Polsce prasa brukowa, niewątpliwie ich czułe zdjęcia zapełniliby jej łamy.
On „Pierwszym krokiem w chmurach” wkraczał na literacki parnas, jej gwiazda coraz jaśniej lśniła w Studenckim Teatrze Satyryków. Ale wedle świadków był to raczej flirt, niźli coup de foudre. „Zamiast świętować miłość, zamiast chuchać na to, to się tak strasznie kręciłam, ponieważ myślałam, ze ja po prostu zdążę. Że ja będę zawsze młoda, zawsze Marek będzie młody, że świat na nas poczeka. Ale nic nie poczekało” – przyznała po latach Osiecka.
Wyobraźmy sobie, że któryś z celebrytów, jakiś Borys Szyc czy inny Michał Wiśniewski, wyjeżdża za granicę bez możliwości utrzymywania kontaktu z polską publicznością. Kogo tam obchodzą jego romanse, żarty czy prowokacje?
zobacz więcej
Tuż przed podróżą do Paryża – luty 1958 – Hłasko się jej oświadczył. Per procura – w jego imieniu o rękę poprosiła matka. Udała się w tym celu do mamy kandydatki. Obie matrony doszły do porozumienia – kandydaci na – odpowiednio, synową i zięcia, przypadli im do gustu. Zgoła inaczej zareagował ojciec Osieckiej, Wiktor. Dostrzegł w Hłasce nonszalanckiego i trunkowego kabotyna. Uznał, że nie będzie potrafił podtrzymać ogniska domowego. Czas przyznał tej prognozie rację.
Henryk Bereza, przyjaciel Hłaski po piórze, diagnozował ten układ prozaika tak: „Po swoich uczuciowych burzach, chciał związku z kimś, do kogo miałby zaufanie. Widział w niej partnerkę, jeśli chodzi o praktyczną stronę życia. Dlatego traktował ją poważnie, choć pozwalał sobie na żarty ze strony seksualnej tego związku. Agnieszka bardzo o niego zabiegała, ale nie było tu szału zmysłów”.
Po wyjeździe utrzymywał z Osiecką kontakt korespondencyjny. O pośrednictwo prosił Berezę: „Dzwoń do Czaczkes, i powiedz, żeby do mnie napisała pierwsza. Ja nie mogę. Ona młodsza. (...) Nie chce jej przeszkadzać, zwłaszcza teraz, kiedy jestem zacierającym się wspomnieniem. Im prędzej zniknę, tym będzie lepiej dla wszystkich. Ale tęsknię za nią”
„Drugie zabicie psa” i wspólne samobójstwo
Opuszczenie Polski nie ustabilizowało życia uczuciowego prozaika. Louise Shaffer, córkę zamożnego fabrykanta amerykańskiego z polskimi korzeniami, poznał w Izraelu. „To za jej sprawą na naszym uczuciu pojawiła się pierwsza rysa” – napisała Ziemann.
O zauroczeniu Marka młodszą o kilka lat kruczowłosą plastyczką donieśli jej „życzliwi”. Jego adoracja rzucała się w oczy. Zachowywał się niczym sztubak przeżywający pionierskie zaloty.
Bohater powieści „Drugie zabicie psa” – zapewne porte-parole pisarza – uwodzi majętną dziewczynę rodem z USA i wyciąga od niej pieniądze. W rzeczywistości Shaffer usiłowała skłonić Hłaskę do przeprowadzki za Atlantyk i małżeństwa. Dysponując potężnym rodzinnym majątkiem, wierzyła, że przy niej się ustatkuje i zerwie z nałogiem alkoholowym. Marzyła, że stworzą dom pełen dzieci, wakacje będą spędzać na Florydzie, a w weekendy zapraszać gości na barbecue. Na próżno.
Szybko przekonała się, iż związek stały jest Markowi całkowicie obcy. Shaffer utrzymuje, iż powiedziała dość, gdy zaproponował jej wspólne... samobójstwo. Wtedy wróciła do Stanów Zjednoczonych, gdzie dwukrotnie wychodziła za mąż. Nie ma dzieci, o Marku często myśli. Tylko dobrze.
„Opowiem wam o Esther”, kibuc i faszyści
W tym opowiadaniu z Esther Steinbach uczynił kobietę oddająca swe ciało się za pieniądze. Czy uczynił to z zemsty za odrzucenie jego uczucia? W rzeczywistości związek z zamieszkałą w Izraelu aktorką-amatorką, pracującą jako stewardesa, nie doszedł chyba do skutku z uwagi na stanowczy sprzeciw jej bliskich.
„Nie mieli nic przeciwko temu, aby Esther przyjeżdżała do mnie do Tel-Awiwu i spała ze mną; nie chcieli mnie natomiast w kibucu (...) Nie może tu być mowy o ich zranionym poczuciu moralności czy też obyczajowości. Im chodziło o to, aby Esther wyszła za mąż za bogatego ginekologa, a nie za mnie. Czy też inżyniera. (...) ze strachu przed nimi Esther zdecydowała się na skrobankę (...) w moim pojęciu (...) zachowali się jak faszyści, intrygując przeciwko mnie tylko dlatego, że jestem szajgec?” – nie krył rozczarowania Hłasko. Renesans tego związku po kilku latach wydaje się mitem.
Steinbach po zgonie Marka wyszła za mąż w USA, dochowała się dwu córek. Wiedzie tam stateczny żywot nie rozpamiętując przeszłości.
„Zbyt duża różnica płci”, pedofile i homoseksualiści
Autor „Cmentarzy” stał się też obiektem adoracji homoseksualistów. U progu lat 50. niepełnoletnim Hłaską zainteresował się wpływowy szef wrocławskiego oddziału Związku Literatów Polskich ZLP – Stefan Łoś. Szybko przejął rolę mentora nastolatka. Czy jedynie literackiego? Seksualne preferencje Łosia były tajemnicą poliszynela, już w połowie lat 30. został wydalony ze Związku Harcerstwa Polskiego pod zarzutem homoseksualnej pedofilii. Matka chłopca – zorientowawszy się w sytuacji – doprowadziła do zerwania znajomości.