Na drugim planie krząta się pasterz, dziwnie podobny do księcia Fryderyka Gonzagi. Scena, skąpana w ciepłym świetle, nawiązuje do „Bukolik” Wergiliusza i „Sielanek” Teokryta, wznowionych przez jedną z weneckich oficyn wydawniczych.
Tematy mitologiczne bywały dla malarzy pretekstem do epatowania damsko-męską golizną. Znacznie więcej erotyzmu mają jednak weneckie „Belle donne”, obnażone co najwyżej częściowo. Kuszą uśmiechem, uwodzicielskim gestem, niesfornym kosmykiem włosów spadającym na dekolt.
Kiedyś uważano, że są to portrety kurtyzan albo panien na wydaniu. Dziś przeważa opinia, że artyści, zainspirowani strofami Petrarki, składali hołd kobiecie idealnej. „Piękne dziewczyny” nie są więc istotami z krwi i kości, lecz pogańskimi boginiami, choć pewnie zdarzały się wyjątki.
Sebastiano del Piombo, zanim przeniósł się do Rzymu, namalował fascynującą „Kobietę w niebieskiej sukni” (dziś w zbiorach waszyngtońskiej National Gallery of Art). Po długich dociekaniach odkryto, że przedmiot, który młódka trzyma w ręku to nie lampa, lecz fragment kadzidła.
Blond włosy, okrągła twarz, zmysłowe usta, zalotne spojrzenie – typowy rysopis weneckiej piękności epoki renesansu. Podobne (może nawet to samo?) dziewczę pojawia się również na innych obrazach del Piomba. Jej tożsamość raczej na zawsze pozostanie tajemnicą.
Stracone arcydzieło
Konterfekty weneckich dżentelmenów łatwiejsze są do zidentyfikowania oraz interpretacji. Oto władza i pieniądz przeglądają się w lustrze sztuki. Młodzieńcy w modnej czerni, doża i urzędnicy w barwnych, służbowych uniformach, najemnicy w lśniących zbrojach.