Klasycystyczna, oszczędnie dekorowana rotunda wzorowana na rzymskim Panteonie, wysoka na 58 metrów, przez wiele lat była najwyższym budynkiem Warszawy. Autorem tego dzieła był Szymon Zug, architekt pochodzenia niemieckiego, nobilitowany przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w uznaniu zasług dla Warszawy. Bo też w tym mieście Zug zrealizował najwięcej projektów. Co więcej, także do niego należało planowanie krajobrazu, parków i ogrodów.
Ponad wiek później przy placu Małachowskiego, kiedyś zwany Ewangelickim lub Kościelnym, stanął gmach Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych Zachęty, udostępniony publiczności w grudniu 1900 roku.
I oto w tym historycznym otoczeniu zalęgł się dziwaczny twór, który miał być zjawiskiem czasowym, ale wygląda na to, że się „uwiecznił”. Szpeci cały architektoniczny kompleks, ale kogo to obchodzi?
Organizatorzy odcinają się od „Wiatrołomów”, decyzję – co dalej z tym nieszczęsnym obiektem zrobić – spychając na Galerię Zachęta. A galerię cieszy twórcze wzmożenie amatorów, całymi dniami zajętych dłubaniem i dowieszaniem kolejnych detalików do pni. Przechodnie zaś sądzą, że to złośliwość jakiegoś obłąkanego śmieciarza…
„Wiatrołomy” wywiane przez tęczę
Ostatnio gruchnęła wieść, że „Wiatrołomy” mają wreszcie zniknąć sprzed Zachęty. Z pewnością znajdzie się dla nich jakieś miejsce – może w Parku Rzeźby na Bródnie, gdzie dużo do powiedzenia ma Paweł Althamer?
Co ostatecznie wywiało „Wiatrołomy” z Placu Małachowskiego? Tęcza. Ale nie łukowata, lecz… prosta.
Jej autorem jest Marek Sobczyk, ongiś malarz z grupy Gruppa. Najbardziej zadziwiające, że to… replika. Identyczna w kształcie, prostokątna jak framuga nieistniejących wrót, tęcza była już ustawiona przez Narodową Galerią 28 lat temu, kiedy miała tam miejsce wystawa „Epitafium i siedem przestrzeni”.
Wtedy, w 1991 roku, pokaz (łabędzi śpiew tria Janusz Bogucki/Nina Smolarz/Jan Kosiński) nosił podtytuł „Drogi, tradycje, osobliwości życia duchowego w Polsce odbite w lustrze sztuki pod koniec XX wieku”. Nikt nie kojarzył tamtej instalacji z ruchem LGBT, bo takowego w Polsce jeszcze nie było. Dziś „Prosta tęcza” będzie z pewnością inaczej interpretowana.
Rzecz jasna, będzie miała odniesienia do „Tęczy” Julity Wójcik, onegdaj ustawionej na placu Zbawiciela i wielokrotnie podpalanej z różnych pobudek. Ta tęcza jest „wandaloodporna”: ma stalową konstrukcję, waży tonę, nie jest łatwopalna i jest ubezpieczona.
Mając nadzieję, że nikt nie da się sprowokować i „Prosta tęcza” nie wywoła nadmiernie emocjonalnych reakcji, warto by się było zastanowić nad przetasowaniem ponadczasowych symboli.
– Monika Małkowska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy