Sowietyzacja w ratach. Jak Związek Radziecki zniewolił kraje nadbałtyckie
piątek,
23 sierpnia 2019
Podział terytoriów państw nadbałtyckich między ZSRR i III Rzeszę – zgodnie z paktem Ribbentrop-Mołotow – nie należał do kwestii kontrowersyjnych, z wyjątkiem Łotwy. Joachim von Ribbentrop zaproponował Józefowi Stalinowi część kraju po rzekę Dźwinę, sowiecki dyktator żądał zaś całości. W ciągu pół godziny sprawę rozstrzygnął telefonicznie Adolf Hitler, ofiarowując nowemu sojusznikowi cały kraj i negocjatorzy mogli oddać się konsumpcji. Na stole pojawiły się samowary z czarną herbatą, kawior, kanapki, wódka i wino musujące z Krymu, którymi politycy raczyli się do rana.
„Taktyką salami” przyjęło się określać działania podejmowane przez komunistów w krajach zależnych od ZSRR po II wojnie światowej. Zgodnie z nią, sowietyzacja Polski czy Czechosłowacji następowała stopniowo, przez neutralizowanie kolejnych przeciwników: od niepodległościowego podziemia, przez legalną opozycję, po lokalny Kościół. Taka taktyka nie była jednak dla Sowietów niczym nowym – wcześniej posłużyli się nią przy likwidowaniu suwerenności Litwy, Łotwy i Estonii. Ich droga do „sowieckiego raju” trwała niemal rok i nie była bynajmniej usłana różami. Raczej śmiertelną dla niepodległości toksyną w postaci kolejnych jednostek Armii Czerwonej.
Między stalinowskim młotem i hitlerowskim kowadłem
Pierwszy krok w kierunku wymazania państw nadbałtyckich z mapy uczyniła III Rzesza, która w marcu 1939 roku zajęła Okręg Kłajpedy. Aneksję poprzedziły groźby pod adresem kowieńskich polityków – Adolf Hitler niedwuznacznie sugerował, że brak dobrowolnej rezygnacji z terytorium pociągnie za sobą interwencję Wehrmachtu. Do wojny nie doszło, bo dyktator Litwy Antanas Smetona uległ niemieckim żądaniom, ale z perspektywy czasu widać, że był to początek końca „bałtyckiej ententy” (sojuszu obronnego Litwy, Estonii i Łotwy, zawiązanego w latach 30.).
Wkrótce do dyplomatycznej gry włączył się bowiem Związek Radziecki, który ogłosił jednostronną gwarancję dla Łotwy i Estonii. W myśl gwarancji wspomniane kraje nie mogły przyznawać obcemu mocarstwu specjalnych uprawień na swoim terenie – takie postępowanie ZSRR uznałby za jednoznacznie wrogi akt. Chodziło oczywiście o hitlerowskie Niemcy, ale, paradoksalnie, to w nich nadbałtyccy decydenci upatrywali wyjścia z sytuacji. 6 czerwca Estonia i Łotwa podpisały z Rzeszą układ o nieagresji, wcześniej odrzucając brytyjskie propozycje gwarancji niepodległości. W lipcu Tallin odwiedził nawet niemiecki krążownik „Admiral Hipper”, ale gdy dwa miesiące później Estonia i Łotwa chciały dowiedzieć się, jakie jest stanowisko Niemiec wobec ataku ZSRR na Polskę, napotkały dyplomatyczną zmowę milczenia.
Cisza ze strony Rzeszy nie była dziełem przypadku, tylko efektem paktu Ribbentrop-Mołotow, zawartego 23 sierpnia. Pierwszy punkt dołączonego do niego tajnego protokołu przewidywał, że „w wypadku terytorialno-politycznych przekształceń na terenach należących do państw nadbałtyckich (Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa) północna granica Litwy będzie zarazem granicą sfer interesów Niemiec i ZSRR”. W ten sposób Józef Stalin odzyskiwał ziemie należące do Rosji przed I wojną światową. Z kolei Hitlerowi układ umożliwił ostateczną rozprawę z Rzeczypospolitą i zabezpieczenie się – sowiecką żywnością i tamtejszymi surowcami – przed skutkami brytyjskiej blokady handlowej.
Podział obcych terytoriów nie należał do kwestii kontrowersyjnych, z wyjątkiem Łotwy – Joachim von Ribbentrop zaproponował Stalinowi część kraju po rzekę Dźwinę, sowiecki dyktator żądał zaś całości. W ciągu pół godziny sprawę rozstrzygnął telefonicznie Hitler, ofiarowując nowemu sojusznikowi cały kraj i negocjatorzy mogli oddać się konsumpcji. Na stole pojawiły się samowary z czarną herbatą, kawior, kanapki, wódka i wino musujące z Krymu, którymi politycy raczyli się do rana.
Drugi pobyt Ribbentropa w Moskwie przyniósł korektę sierpniowych ustaleń – 28 września uzgodniono, że granica sowiecka w okupowanej Polsce zostanie przesunięta na linię Bugu, a w zamian Litwa znajdzie się w strefie wpływów ZSRR. Nic dziwnego, że Niemcy zawiesili prowadzone równolegle rozmowy z Litwą na temat paktu o nieagresji.
Trzy traktaty o przyjaźni bez przyjaźni
Encyklopedyczna nota informuje czytelnika, że na przełomie września i października 1939 roku Związek Radziecki podpisał trzy traktaty „o przyjaźni i wzajemnej pomocy” (28 września z Estonią, 5 października z Łotwą, 10 października z Litwą). Przewidywały one m.in. utworzenie nad Parnawą, Dźwiną i Wilią radzieckich baz wojskowych i utrzymywanie w nich kilkudziesięciotysięcznych kontyngentów Armii Czerwonej (do Estonii miało wkroczyć 25 000 sowieckich żołnierzy, tyle samo do Łotwy, a Litwę Stalin „obdarował” 20 000 krasnoarmiejców).
Tyle encyklopedia, ale nie jest ona w stanie oddać charakteru rozmów Sowietów z Bałtami, poprzedzających zawarcie porozumień. Nie było w nich nic z przyjaźni – przypominały raczej festiwal kłamstw, gróźb i szantaży ze strony Stalina, okraszonych od czasu do czasu mglistymi obietnicami pomocy w razie wojny. Na pierwszy ogień Generalissimus wybrał Estonię, wykorzystując, jako pretekst do jej zastraszenia, ucieczkę z tallińskiego portu polskiego okrętu podwodnego „Orzeł”.
Brawurowe odpłynięcie „Orła” z Tallina to temat na inną opowieść, tutaj warto podkreślić, że już 18 września – w dniu ucieczki okrętu (!) – radziecka agencja rządowa TASS zasugerowała, iż władze estońskie pomogły „Orłowi” w opuszczeniu portu. Równie błyskawiczna była militarna odpowiedź Sowietów na „prowokację” – flota ZSRR rozpoczęła poszukiwania „Orła” na estońskich wodach, a nad samym krajem zaczęły krążyć sowieckie samoloty zwiadowcze.
Tydzień po ucieczce „Orła” Wiaczesław Mołotow, ludowy komisarz spraw zagranicznych ZSRR, zaproponował swojemu estońskiemu odpowiednikowi Karlowi Selterowi podpisanie układu o wzajemnej pomocy. Umowa dawała Sowietom prawo posiadania na terenie Estonii baz wojskowych i Selter stwierdził, że jest ona zbyteczna w związku z neutralnością jego kraju. Złowroga riposta Mołotowa: „Nie zmuszajcie nas do użycia siły”, nie pozostawiała wątpliwości, że „Wielki Brat” nie odpuści i rozmowy wznowiono 27 września. Tym razem Mołotow poszedł o krok dalej, oskarżając Estończyków nie tylko o umożliwienie ucieczki „Orła”, ale także współpracę z Polakami w celu zniszczenia Floty Bałtyckiej ZSRR.
Wrzesień 1939 na Kresach. Przedstawiciele wszystkich mniejszości etnicznych wykazali czynnie, że nic ich nie łączy z państwem polskim.
zobacz więcej
Perfidia Sowietów nie znała granic – według nich „Orzeł” miał rzekomo posłać na dno radziecki parowiec „Mettalist”, który dwa lata później (sic!) był widziany w estońskim porcie Paldiski. Statek-widmo? Nic z tych rzeczy – w 1939 roku Sowieci storpedowali i zatopili… barkę, aby fałszywie oskarżyć Polaków i Estończyków.
Tymczasem negocjacjom panów w garniturach towarzyszyły przygotowania ZSRR do agresji przeciw Estonii i, w razie potrzeby, Łotwie. Od 28 września do 6 października nad granicą z tymi krajami zgromadzono 437 235 żołnierzy Armii Czerwonej, 3635 dział, 3052 czołgi, 421 wozów pancernych i 21 919 innych samochodów. Rozkaz ataku jednak nie nadszedł – Estończycy podpisali porozumienie, a Stalin „dobrodusznie” pochwalił ich rozsądek: „Inaczej mogłoby z wami stać się tak, jak z Polską”.
Osaczanie sąsiadów, czyli argument siły ponad wszystko
Podobnymi metodami radziecki dyktator posłużył się w rozmowach z Łotyszami i Litwinami i do połowy października Bałtowie znaleźli się na łasce i niełasce ZSRR. Wprawdzie dla Litwy Sowieci przygotowali przynętę w postaci Wileńszczyzny, ale nie obyło się bez kija –
na operacyjnym kierunku wileńskim Armia Czerwona w drugiej połowie września dysponowała siłami ok. 85 000 żołnierzy. Siła zbrojna jako sowiecki argument pojawiła się także w trakcie obrad komisji mieszanych, zajmujących się dyslokacją krasnoarmiejców.
Wbrew traktatowym ustaleniom, przedstawiciele Kraju Rad wysuwali kolejne roszczenia: na Łotwie zażądali oddania dodatkowego pasa wybrzeża, a na Litwie – założenia garnizonu w Wilnie. Gdy podobne postulaty napotkały opór Estończyków, radziecki członek komisji, generał Dmitrij Pawłow odpowiedział: „Po co te długie gadania. Tanki gotowe są do walki”.
Wtórował mu przewodniczący komisji, komandarm Kirył Miereckow: „Żołnierze mogliby te sprawy załatwić prościej, przez wkroczenie Armii Czerwonej, a tylko na wyraźny rozkaz Stalina prowadzi się rozmowy, aby nie gnębić małego narodu”. Ostateczne rozmieszczenie baz pozbawiło złudzeń nawet największych sowietofilów – pod kontrolą Sowietów znalazły się porty i wybrzeże, najważniejsze miasta oraz węzły komunikacyjne krajów nadbałtyckich. Liczebność stacjonujących w nich wojsk radzieckich przekroczyła połączone stany pokojowe armii Litwy, Łotwy i Estonii…
Na gruncie oficjalnym nie było mowy o sowietyzacji Bałtów – jak zapewniał w październiku członków Rady Najwyższej Mołotow, takie plotki były rozpuszczane tylko przez „różnej maści prowokatorów”. W tym samym miesiącu komisarz spraw zagranicznych polecił też dyplomatom ZSRR w Kownie, Rydze i Tallinie, aby trzymali się z daleka od tamtejszych lewicowców. Zarazem nikomu na Kremlu nie przeszkadzał fakt, że sowieccy komisarze polityczni potajemnie uczestniczą w zebraniach litewskich komunistów i ich instruują.
Wydaje się, że na przełomie 1939 i 1940 roku Stalin traktował aneksję swoich zachodnich sąsiadów jako melodię przyszłości, póki co zadowalając się dywersją prowadzoną przez lokalne komórki komunistyczne, obecnością tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej i wprowadzeniem na Litwę, Łotwę i Estonię swoich „namiestników” (posłowie Nikołaj Pozdniakow, Iwan Zotow i Kirył Nikitin).
Snajper Simo Häyhä zabił 505 sowieckich żołnierzy, zyskując przydomek „Biała Śmierć”.
zobacz więcej
Niemniej, nadbałtyckie władze zdawały sobie sprawę ze skali zagrożenia – Estończycy zaczęli szykować się do wywozu za granicę części rezerw złota i archiwów państwowych. Z kolei litewscy wojskowi, za zgodą Smetony, opracowali plany przeciwstawienia się ewentualnej agresji ZSRR. Przewidywały one, że w razie ataku siły lądowe skoncentrują się na obronie Żmudzi, a w ostateczności wycofają się do Niemiec.
W międzyczasie na Wileńszczyźnie, zamiast sowietyzacji postępowała lituanizacja – zamknięto m.in. Uniwersytet Stefana Banacha, a polską profesurę wyrzucono ze służbowych mieszkań na bruk.
Czerwony sztandar czas zawiesić!
Los krajów nadbałtyckich dopełnił się w maju i czerwcu 1940 roku. 16 maja moskiewska „Izwiestia” – gazeta, która, parafrazując Bareję, w życiu słowa prawdy nie napisała –stwierdziła, że „neutralność małych krajów to samobójcza polityka”. Nie trzeba było być omnibusem, aby zauważyć, że choć komentarz odnosił się do napaści Rzeszy na Belgię, Holandię i Luksemburg, rzeczywistym adresatem tych słów byli Litwini, Łotysze i Estończycy.
Kilka dni później Mołotow wezwał na Kreml litewskiego ambasadora i poinformował go, że na Litwie zaginęło kilku czerwonoarmistów, których najpierw upito i namówiono do dezercji. „Kto odpowiada za te incydenty?” – pytał szef radzieckiej dyplomacji i sam sobie odpowiadał, że władze litewskie, które rzekomo dążą do sprowokowania Związku Radzieckiego. Pod ostrzałem, na razie propagandowym, znaleźli się także Estończycy – 28 maja inna sowiecka tuba, „Prawda”, uznała, że uniwersytet w Tartu to centrum „probrytyjskiej agitacji”.
Równocześnie na zachodzie Europy trwały błyskawiczne postępy Wehrmachtu i bardzo prawdopodobne, że pod ich wpływem Stalin postanowił przyspieszyć historię. 14 czerwca Mołotow złożył bowiem na litewskie ręce ultimatum, domagając się aresztowania dwóch członków rządu (posądzonych o „antysowieckość”), zmiany gabinetu na bardziej lewicowy i zgody na wkroczenie na Litwę dodatkowych sił Armii Czerwonej (w nieograniczonej ilości!). Smetona, w następstwie niewiary generalicji w skuteczność oporu, przyjął te warunki i nazajutrz 200 000 czerwonoarmistów przekroczyło granicę.