Mordowano polskich ziemian, urzędników i księży. Tysiące ofiar komunistycznych rebelii
piątek,
14 września 2018
W bolszewicki raj na ziemi wierzyła białoruska i żydowska biedota oraz margines społeczny. W Skidlu 18 września 1939 nastawieni prosowiecko mieszkańcy aresztowali policjantów oraz oficerów Wojska Polskiego. Stawiających opór rozstrzelano. Biało czerwoną flagę na ratuszu zastąpiono czerwoną. W odpowiedzi z pobliskiego Grodna wyruszyła ekspedycja karna...
10 marca 1939 roku Józef Stalin wygłosił przemówienie, zwane mową kasztanową, w którym powiedział między innymi, że Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich nie będzie wyciągać kasztanów z ognia za podżegaczy wojennych. Ale co ważniejsze, to dodał, że ZSRR może współpracować z każdym państwem, bez względu na jego ustrój, i że jego zdaniem Pakt Antykominternowski nie jest skierowany przeciwko Związkowi Radzieckiemu lecz burżuazyjnym Anglii, Francji i Stanom Zjednoczonym. Publiczność złożona z wiernych komunistów, delegatów na XVIII Zjazd KPZR, starannie kryła swoje zdumienie, a w Berlinie w kręgach rządowych zapanowała euforia.
Zaproszenie Sowietów zostało zrozumiane i przyjęte. 23 sierpnia 1939 roku państwa, radzieckie i niemieckie zawarły pakt o nieagresji, z tajnym protokołem rozgraniczającym strefy wpływów w Europie Środkowej. Strefa radziecka planowana początkowo na linii Narew – Wisła – San, po sojuszniczych korektach zajęła „tylko” 52% terytorium Polski.
Hitler i Stalin za pan brat
Jeszcze przed napaścią Niemiec na Polskę nazistowski wywiad wojskowy, Abwehra, planował wraz z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) powstanie antypolskie na terenach RP, na których mieszkała ludność ukraińska. Wobec podpisania paktu Ribbentrop – Mołotow przygotowania wstrzymano, bowiem w traktacie ustalono, że wschodnie tereny Rzeczypospolitej przypadną Związkowi Radzieckiemu i w związku z tym żadnej Samostijnej Ukrainy się nie przewiduje. Kiedy jednak Stalin zwlekał z wkroczeniem na tereny RP, zniecierpliwiony Adolf Hitler postanowił powrócić do współpracy z OUN.
Od 12 września zaczęły się napady na urzędy, małe oddziały wojskowe, dwory ziemian i wszystko w Małopolsce Wschodniej, co było związane z Rzeczypospolitą. 17 września Armia Czerwona przekroczyła granice RP i szef Abwehry Wilhelm Canaris odwołał akcję. Polecenie nie dotarło jednak do wszystkich oddziałów OUN i jeszcze po 17 września – czyli po wkroczeniu Sowietów na te tereny – dochodziło do antypolskich akcji.
Była już teza propagandowa i przyszedł czas na uzasadniające ja fakty. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na całym terytorium zamieszkałym przez ludność mieszaną, polsko – białoruską, dochodziło nie tylko do wystawiania bram triumfalnych na powitanie „wyzwolicieli” od pańskiego ucisku, ale i do wystąpień z bronią w ręku tam, gdzie jeszcze bolszewicy nie dotarli lub w tych miejscowościach, które na razie pominęli. Rozkaz Rady Wojennej musiał być przecież prawdziwy, tak samo – a może przede wszystkim – jak treść noty, którą minister spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesław Mołotow usiłował wręczyć ambasadorowi RP Wacławowi Grzybowskiemu, a w której było napisane, że państwo polskie się rozpadło, władze uciekły, zaś ZSRR wkracza bronić bratnią ludność ukraińską i białoruską przed skutkami wojny. Nota, której nasz ambasador nie przyjął, była mu odczytana o trzeciej w nocy 17 września. A polskie władze owszem, opuściły to terytorium, ale dopiero 17 września wieczorem, w reakcji na wiadomość, że Polska ma drugiego wroga.
Moskwa, wrzesień 1939. Dlaczego polski ambasador Wacław Grzybowski nie przewidział zagrożenia?
zobacz więcej
Zbrojna komunistyczna dywersja antypolska dominowała w województwie poleskim i na Grodzieńszczyźnie. Jako organizatorzy wszędzie występowali przedwojenni członkowie Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi (KPZB), przybudówki Komunistycznej Partii Polski (KPP). Ujawniły się nagle różne czerwone milicje i komitety rewolucyjne. Nic dziwnego, gdyż Warszawa była już w 1934 roku informowana przez władze lokalne, że komuniści gromadzą po wsiach broń.
Ktoś latami pracował na to, aby propaganda o spontanicznym powstaniu przeciwko nieznośnemu uciskowi pańskiej Polski jeszcze przed 17 września mogła być uzasadniona. A że wystąpienia były dopiero po napaści ZSRR na Polskę, to naprawdę nieistotny drobiazg. Odpowiedź na pytanie, kto konkretnie cierpliwie przygotowywał rewoltę, leży w archiwach poradzieckich, na razie niedostępnych.
Funkcjonariusze KPZB – którym ktoś musiał przekazać wiadomość, że są znów dobrymi komunistami, bo przecież Stalin rozwiązał ją wraz z całą KPP w 1938 roku – dowodzili grupami składającymi się z proletariatu żydowskiego, białoruskiego lub „tutejszego” proletariatu wiejskiego oraz więźniów politycznych, a częściej kryminalnych z niepilnowanych już więzień. Każdy, kto coś miał, czyli miał coś do stracenia, przyjmował raczej postawę wyczekującą, a jeżeli nawet machał czerwoną chusteczką, to raczej ze strachu.
W bolszewicki raj na ziemi wierzyła białoruska biedota i margines społeczny. Żydowska biedota, co oczywiste, też masowo tworzyła komitety powitalne i stanowiła, szczególnie w miastach, trzon milicji ludowych. Co mniej oczywiste, pod bramami powitalnymi dla Armii Czerwonej nierzadko stawiali się rabini, przedsiębiorcy i żydowska inteligencja.
Niektórzy przedwojenni weganie do tego, aby stać się mięsożercami, potrzebowali sporej porcji czasu i represji. Inni skwapliwie budowali z Sowietami ich drapieżny świat.
zobacz więcej
Tak było wszędzie, gdzie stały osławione bramy dla Armii Czerwonej i tak było tam, gdzie działo się coś więcej.
Skidl ogłasza władzę radziecką. Stawiających opór rozstrzelano
W Skidlu, miasteczku położonym 20 kilometrów na południowy-wschód od Grodna, 18 września mieszkańcy zgromadzili się na rynku. Z inicjatywy miejscowych komunistów, ci nastawieni prosowiecko ruszyli na posterunek policji. Policjantów rozbrojono i aresztowano. Aresztowano także kilkunastu oficerów Wojska Polskiego, w tym dwóch przejeżdżających przez miejscowość z kasą swojego pułku. Stawiających opór rozstrzelano, podobnie było z urzędnikami i każdym, kto był związany z państwem polskim.
Rebelianci ogłosili w Skidlu i okolicy władzę radziecką. Biało czerwoną flagę na ratuszu zastąpiono czerwoną. Czerwonej władzy ze Skidla udało się także rozstrzelać kilku oficerów WP, którzy przemieszczali się po terenach pod miasteczkiem oraz zatrzymać pociąg z żołnierzami, których rozbrojono i pozwolono jechać dalej.
Nieszczęśliwie dla nowej władzy, dwóm policjantom udało się uciec do Grodna, gdzie niewielka jednostka Wojska Polskiego i mieszkańcy przygotowali się do obrony przed Armią Czerwoną. Na wiadomość, że właściwie na przedpolu miasta powiatowego zdarzyło się „powstanie”, natychmiast zorganizowano ekspedycję karną.
Stuosobowy oddział wojska, harcerzy, członków „Strzelca” i leśników ciężarówkami dotarł do wsi Kotry, 5 kilometrów od Skidla. Stamtąd wysłano parlamentariusza z żądaniem poddania miejscowości. Wobec odpowiedzi negatywnej, nastąpił atak.
Ekspedycja z Grodna szybko rozprawiła się z „partyzantami” komunistycznymi, których według źródeł radzieckich miało być aż 200. Sporo rebeliantów zginęło w walce, część złapanych z bronią w ręku Polacy rozstrzelali, niektórym – jak się później okazało – udało się skutecznie ukryć.
Ekspedycja karna po kilku godzinach wyruszyła z powrotem do Grodna, tam był potrzebny każdy karabin. Nad ranem następnego dnia (20 września) do miasteczka wkroczyła formacja kawalerii i artylerii konnej (ale bez dział) rotmistrza Ryszarda Wiszowatego. Zgrupowanie szło na Grodno, lecz telefoniczny rozkaz zatrzymał je w Skidlu z zadaniem jego obrony, jako przedpola miasta powiatowego, przed Armią Czerwoną.
Piotr Kościński: W Grodnie w latach 30. XX wieku byli ludzie pozostający pod wpływem propagandy komunistycznej. Wywodzili się głównie z mniejszości narodowych, najczęściej z żydowskiej. To oni po 17 września próbowali zorganizować coś w rodzaju prosowieckiego „powstania”.
zobacz więcej
Gdy się rozwidniło, do polskiej kawalerii zaczęli strzelać cywile, z dachów i zza wszystkiego, co mogło osłonić strzelających. Ekspedycja karna poprzedniego dnia przywróciła porządek, ale – jak się okazało – powierzchownie. Ułani Wiszowatego spacyfikowali rebeliantów i rozstrzelali następnych złapanych z bronią w ręku. Po czym nastąpił atak grupy czołgów sowieckich, za którymi postępowali rebelianci z okolicy i śladowa, jak się wydaje, liczba regularnej piechoty.
Po kilkugodzinnej obronie ułani, wobec przewagi ogniowej czołgów, musieli ustąpić z dużymi stratami. Resztka formacji przebiła się do Grodna. Władzy radzieckiej w Skidlu już nic nie zagrażało aż do czerwca 1941 roku.
Za polską flagę wysłani do łagrów. Nikt nie wrócił
W 1940 roku mieszkańcy Skidla, którzy pomagali ekspedycji karnej i ułanom Wiszowatego przywrócić władzę polską w miasteczku, stanęli przed sądem. Piętnaścioro oskarżono o działanie przeciwko państwu radzieckiemu, w kilku wypadkach dodając zarzut przechowywania polskiej flagi. Według sprawiedliwości ludowej, obrona własnego kraju przed niesprowokowaną agresją militarną i dywersją na jej rzecz jest przestępstwem przeciwko agresorowi i podlega karze.
Analogiczną logikę wykazali oskarżyciele radzieccy w osławionym procesie szesnastu w Moskwie po kilku latach.
Nieznany jest los Polaków oskarżonych w Skidlu. Jedno ze źródeł podaje, że z łagrów nie wrócił nikt z sądzonej piętnastki. Parlamentariusz, który przybył do rebeliantów z żądaniem poddania się, i jego brat zaginęli bez wieści.
„Powstanie” skidelskie było nagłośnione przez propagandę radziecką po wojnie na tyle, że do dziś stanowi istotny element świadomości narodowej Białorusinów. W leżącym niedaleko Skidla miasteczku Łunna też było „powstanie”. Tam rebeliantom udało się opanować nie tylko miejscowość i proklamować w niej władzę radziecką, ale także strategiczny most na Niemnie, którego utrzymanie do przyjścia Armii Czerwonej przyspieszyło marsz bolszewików na Grodno.
Bandycki i antypolski charakter partyzantki radzieckiej powodowały półoficjalne zawieszenia broni pomiędzy Niemcami a niektórymi oddziałami AK.
zobacz więcej
W samym Grodnie też nastąpiła dywersja komunistyczna, jeszcze przed obroną miasta przed wojskiem sowieckim 20 – 21 września. Pomiędzy 17 a 19 września oddziały i ochotnicy cywilni przygotowujący obronę miasta byli ostrzeliwani z balkonów. Potraktowanie ich tak samo, jak „partyzantów” w Skidlu zostało przedstawione w historiografii radzieckiej jako pogrom, co pośrednio informuje o składzie narodowościowym rebeliantów. Aczkolwiek Żydów w Grodnie było stosunkowo mniej niż w Skidlu, w którym stanowili oni 70 % ludności.
W północno – wschodniej RP, a szczególnie na Grodzieńszczyźnie, takich sytuacji, jak w Skidlu, było bardzo dużo. Choć nie miały takiego znaczenia wojskowego, jak Łunna, czy pochłonęły mniej niż Skidel polskich ofiar w jednym miejscu.
Jednak ofiary rebelii komunistycznych liczy się w tysiące. Statystyki rosną, gdy dodać ofiary ukraińskiego nacjonalizmu w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu. Na tzw. Zachodniej Ukrainie także były próby opanowania całych miast, choćby Stryja, po wycofaniu się z miasta Wojska Polskiego i to już w nocy z 12 na 13 września. Mordowania polskich panów, czyli ziemian, urzędników i wszystkich kojarzonych ze służbą dla państwa polskiego na tzw. Zachodniej Ukrainie nie chwaliła powojenna historiografia radziecka, bo ci rebelianci nie byli komunistami.
Kilka dni po napaści ZSRR na Polskę londyński dziennik „The Times” nazwał to wydarzenie „pchnięciem Polski nożem w plecy”. Nawiasem mówiąc, nie wpłynęło to na postępowanie czytelników gazety, czyli brytyjskiej klasy rządzącej. Należy pamiętać, że oprócz tego symbolicznego noża, były tysiące całkiem realnych i naprawdę wbijanych w jak najbardziej rzeczywiste polskie plecy. Na Kresach liczni przedstawiciele wszystkich mniejszości etnicznych wykazali czynnie, że nic ich nie łączy z państwem polskim.