O skali frustracji części rosyjskich elit tym, co się w kraju dzieje najlepiej świadczą słowa Aleksandra Auzana, dziekana Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Moskiewskiego (MGU), który w jednym z wywiadów wprost zwrócił się „do tych, którzy myślą o pozycji Rosji w świecie”. „Licząc dziś według siły nabywczej mamy 3 proc. światowego PKB. Kilka lat temu mieliśmy 4 proc., ZSRR – 10 proc., ale obecnie znajdujemy się w historycznej fazie geopolitycznego starcia z krajami, które łącznie dysponują 50 proc. światowego PKB. ZSRR miało 10 proc., a jego sojusznicy dodatkowe 10 proc., co razem dawało 20 proc., a mimo to ZSRR przegrał. Jeśli chcecie mieć w świecie silny głos, to musicie mieć gospodarczą muskulaturę. Jeśli nie zwiększymy tempa wzrostu gospodarczego, to nasza muskulatura zmarnieje i bardzo szybko okaże się, że mamy 2,5 proc. światowego PKB, a potem tylko mniej.”
Warto przypomnieć, że według skrupulatnych wyliczeń rosyjskich naukowców od roku 2008 do 2018, czyli przez 11 ostatnich lat, gospodarka Federacji Rosyjskiej rosła średnio w roku o 0,8 proc. Innymi słowy, niemała część rosyjskich elit jest już bardzo zirytowana stanem kraju i brakiem niezbędnych zmian. Wołanie o reformy, w tym i polityczne, zaczyna być coraz powszechniejsze. I na to liczy rosyjska opozycja.
Na złość władzy
Opozycyjny działacz polityczny Aleksiej Nawalny ogłosił program „rozumnego głosowania”. Sprowadza się on do tego, aby obywatele oddawali swoje głosy na każdego, byle nie na przedstawicieli Jednej Rosji. W Moskwie w niedzielę wybieranych będzie 45 deputowanych do lokalnej Dumy. Zatem wygląda to tak, że Nawalny zaapelował, aby „na złość władzy” poprzeć 33 komunistów, 8 eserów oraz 3 liberałów z Jabłoka i 1 niezależnego.