Z tego wczesnego okresu warto wspomnieć jeszcze pierwsze doświadczenie seksualne Mishimy. Podniecenie wywołał u niego obraz męczeńskiej śmierci św. Sebastiana autorstwa Guido Reniego. Krótko przed śmiercią Mishima sam pozwoli się sfotografować w podobnej pozie. Ekscytacja pięknem kojarzonym ze śmiercią i męskim ciałem, któremu zadawany jest ból, będzie stale obecna w jego życiu i twórczości.
Nie przeszedł na uproszczoną ortografię
Donald Keene, wybitny znawca literatury Japonii wymienia Mishimę jako ostatniego z wielkich pisarzy tego kraju. Nie każdy się z tym zgodzi, ale na pewno nie można odmówić mu wszechstronności i pracowitości. Oprócz powieści i opowiadań pisał też sztuki teatralne, scenariusze filmowe, wiersze i publicystykę. Jego dzieła zebrane liczą 36 tomów.
Mishima mógł być jednak ostatnim z plejady wielkich prozaików, którzy od Restauracji Meiji, gdy Japonia po latach izolacji otwarła się na świat, boleśnie zmagali się z dylematem, jak łączyć nowoczesność, wtedy kojarzoną z Zachodem, i rodzimą tradycję, której istotne elementy odchodziły już do przeszłości.
Pustkę, która powstała, niektórzy wypełniali chrześcijaństwem, inni marksizmem, byli i tacy, którzy po okresie fascynacji Zachodem stawali się ultranacjonalistami. Niejeden nie radząc sobie z psychicznym rozdarciem w nowych czasach, popełniał samobójstwo.
W tym sensie Mishima, którego najważniejsze dzieła powstały już po 1945 roku, uosabiał napięcia starszej generacji. Z jednej strony podkreślał swoje przywiązanie do japońskiej klasyki i jako jeden z nielicznych pisarzy po wojnie nie przeszedł na uproszczoną ortografię. Równocześnie od wczesnych lat chłonął zachodnią literaturę: starożytnych Greków, romantyków, Rilkego, twórców fin de siecle'u aż po sobie współczesnych autorów.
Co więcej, o ile w ostatniej dekadzie życia coraz dobitniej głosił poglądy nacjonalistyczne, a nawet ksenofobiczne, o tyle nie przeszkadzało mu to zabiegać o popularność na Zachodzie i utrzymywać tam liczne przyjaźnie. Lubił wydawać przyjęcia dla zagranicznych gości, których zabawiał biegłą angielszczyzną.
Jego tokijski dom był w stylu śródziemnomorskim, a on sam ubierał się często po hollywoodzku: w hawajską koszulę, ciemne okulary, czarne spodnie.
Który Mishima był prawdziwy? Sam pisarz nie ułatwiał odpowiedzi na to pytanie: „To, co ludzie odbierali jako pozy, było w istocie potrzebą ekspresji mojej prawdziwej natury. A to, co uważano za moją istotę, stanowiło maskaradę.”
Chcę widzieć czerwoną krew
Andrew Nathan, autor jednej z biografii Mishimy twierdzi, że miał on tylko jeden temat: siebie, swoją fascynację śmiercią i swoje seksualne obsesje. Te, zapewne bolesne, przypadłości są jednak uniwersalne, a nie specyficznie japońskie. Jako Japończykowi łatwiej było mu swoje tematy ubierać w rodzimą tradycję: kabuki, teatr No czy samurajskie historie.