Piłsudski vs. Dmowski: Ciągła rywalizacja, nie ciągła wrogość
piątek,
8 listopada 2019
Choć przez ponad 40 lat stali po dwóch stronach politycznej barykady, łączył ich jeden cel: niepodległa Polska. Józef Piłsudski i Roman Dmowski – wbrew endeckiej i sanacyjnej propagandzie nie byli śmiertelnymi wrogami. Przez kilkadziesiąt lat darzyli się szacunkiem, jeśli nie życzliwością. Ich znajomość to ciągła rywalizacja, nie ciągła wrogość – mówi profesor Mariusz Wołos, historyk.
TYGODNIK TVP: Warszawa czy Wilno – gdzie po raz pierwszy Józef Piłsudski spotkał się z Romanem Dmowskim?
MARIUSZ WOŁOS: Wskazałbym na Wilno…
To od razu drugie pytanie: czy na ich wzajemne relacje wpłynęła, jak się powszechnie twierdzi, rywalizacja o względy Marii Juszkiewiczowej, późniejszej żony Marszałka? Taką informację podał Władysław Pobóg-Malinowski, ale zdaniem profesora Krzysztofa Kawalca, biografa Dmowskiego, Poboga poniosła wyobraźnia…
Jeśli chodzi o domniemany miłosny trójkąt Piłsudski-Juszkiewiczowa-Dmowski, przychylam się do zdania profesora Kawalca. Niemniej w tej plotce tkwi ziarno prawdy, bowiem przyszły lider endecji był oczarowany panią Marią, nazywaną „PPS bez S”, czyli „piękna Pani”. Jego fascynacja nie miała jednak większego wpływu na rozwój uczucia między Marszałkiem i jego pierwszą żoną. Tym bardziej nie wpłynęła na stosunki osobiste między obydwoma politykami.
Zwróciłbym natomiast uwagę na fakt, że Roman Dmowski jako młody człowiek był zwolennikiem podobnej drogi do niepodległości, co Józef Piłsudski. Nie odrzucał koncepcji powstańczej, uważał, że Polacy mogą podjąć walkę o Rzeczypospolitą i za pomocą pracy organicznej, i za pomocą oręża. Dopiero późniejsze przemyślenia Dmowskiego na temat historii powstania styczniowego i sytuacji geopolitycznej ziem polskich sprawiły, że przeszedł do obozu antyirredentystycznego. Tak czy inaczej obaj mężowie stanu wychowywali się w cieniu powstania styczniowego i wywarło ono na nich niebagatelny wpływ.
Choć Dmowskiego i Piłsudskiego już u progu ich karier politycznych wiele dzieliło, nie brak dowodów, że panowie darzyli się co najmniej szacunkiem, jeśli nie sympatią. Pierwszy dosyć ciepło pisał o swoim rywalu w artykule „Historia szlachetnego socjalisty”. Z kolei Piłsudski, jak pisze jego biograf, profesor Włodzimierz Suleja, posiadał w swojej biblioteczce w Łodzi pisma Pana Romana.
Tych świadectw jest znacznie więcej – pan wspomniał o okresie przełomu XIX i XX wieku, ale kilka lat później politycy spotkali się w Tokio. Odbyli wówczas długą, trwającą niemal 9 godzin rozmowę, początkowo z udziałem Tytusa Filipowicza, później w cztery oczy. Nie wiemy do końca, o czym rozmawiali, warto jednak dodać, że Dmowski był przewodnikiem Piłsudskiego po japońskiej stolicy. Do Tokio przybył dwa miesiące przed przywódcą PPS i przez ten czas zdążył poznać miasto, ale to był marginalny cel wyprawy Dmowskiego. Przede wszystkim chodziło mu o storpedowanie powstańczych planów Piłsudskiego, który chciał uzyskać od Japończyków broń i amunicję na potrzeby kolejnego narodowego zrywu.
Dodam, że niedawno ukazały się „Dzienniki” Władysława Konopczyńskiego, opublikowane przez profesora Piotra Bilińskiego. Wiosną 1919 roku Konopczyński, związany z Narodową Demokracją, uczestniczył w posiedzeniach Biura Prac Kongresowych, wspierającego polską delegację na konferencji paryskiej. Spotykał się wówczas z Dmowskim i na szczęście w „Dziennikach” zachowały się zapisy tych rozmów. Wynika z nich, że Pan Roman postrzegał Komendanta jako polityka niezwykle ambitnego, ale zarazem idealistę, człowieka, który w swoich działaniach kieruje się polską, choć inaczej pojmowaną, racją stanu.
„Liczę serio na Paderewskiego, jest zgodny ze mną prawie we wszystkich punktach, jest nawet bardziej zaciekłym «federalistą» i on będzie Dmowskiego moderował...” – mówił Piłsudski.
zobacz więcej
Wspomniał pan o tym, że Dmowski oprowadzał Piłsudskiego po Tokio. Panowie utrzymywali wówczas ożywione relacje towarzyskie – zwiedzili m.in. słynną dzielnicę rozrywki, Yoshiwarę, zanotowali także wspólne wyjście do teatru. Piłsudski poprosił nawet Dmowskiego, aby ten w drodze powrotnej wysłał z poczty w Vancouver listy do działacza PPS, Aleksandra Malinowskiego i Marii Juszkiewiczowej, wtedy już Piłsudskiej.
Wbrew pozorom nie powinniśmy się temu dziwić. Zarówno Piłsudski, jak i Dmowski, reprezentanci polskiej inteligencji, zostali wychowani w pewnych kanonach kulturowych, niestety, dla nas coraz bardziej niezrozumiałych. Takie przysługi, jak nadanie w imieniu rodaka listu do żony, były dla obu panów czymś naturalnym i różnice polityczne nie miały tutaj żadnego znaczenia. Chciałbym też podkreślić, że obydwaj nie czynili późniejszego użytku z przeprowadzonej w Tokio rozmowy.
Natomiast jeszcze podczas pobytu w Japonii Dmowski oświadczył Piłsudskiemu, że w rozmowach z Japończykami będzie zwalczał jego plany tylko argumentami merytorycznymi, wykluczył argumentowanie ad personam. Taki styl rywalizacji fair play wyrastał z etosu pokolenia „niepokornych”, do którego należeli bohaterowie naszej rozmowy.
Listopad 1918 roku przyniósł Polsce nie tylko niepodległość, ale i dwa ośrodki władzy: w Paryżu i w Warszawie, kierowane przez Komendanta i Prezesa. Wydaje się, że i Piłsudski, i Dmowski zdawali sobie sprawę, że ten dualizm może zaszkodzić Rzeczypospolitej w dłuższej perspektywie – gdyby w Paryżu pojawiły się dwie polskie delegacje, mało prawdopodobne, aby zwycięstwa mocarstwa uwzględniły nasze postulaty graniczne. Zmiana rządu Moraczewskiego także była konieczna, ponieważ gabinet koalicyjny łatwiej uzyskałby od ententy kredyty, żywność, a przede wszystkim broń i amunicję.
Kompromis zawarty między Piłsudskim i Dmowskim na początku 1919 roku przeważnie umyka oglądowi podręcznikowemu, a przecież był kluczowy dla losów Polski. Powołanie rządu Ignacego Jana Paderewskiego oraz rozszerzenie składu Komitetu Narodowego Polskiego nastąpiło na drodze ustępstw obu stron i dowodzi, że obaj mężowie stanu potrafili wznieść się ponad własne ambicje i interesy swoich obozów – dla dobra Polski.
Gabinet Paderewskiego utworzono dosłownie na kilka dni przed rozpoczęciem konferencji pokojowej w Paryżu – nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak potoczyłaby się nasza historia, gdyby do kompromisu nie doszło. Kogo mieliby słuchać alianci – o wiele im bliższych przedstawicieli KNP czy wysłanników Piłsudskiego, reprezentującego jednak w Warszawie realną siłę? Rządu Moraczewskiego, opartego głównie na działaczach lewicy czy przedstawicieli prawicy znad Wisły? Historycy znają wagę tego kompromisu, gorzej ze społeczeństwem, ale mam nadzieję, że z biegiem lat to się zmieni.
Przeciwnicy prawicy straszą Polaków widmem endecji. A równocześnie sami formułują myśli bliźniaczo podobne do poglądów lidera Narodowej Demokracji.
zobacz więcej
Wyjaśniliśmy sobie, że Piłsudski i Dmowski prezentowali jednolite stanowisko w sprawie granic Rzeczypospolitej na Zachodzie. A jak wygląda sytuacja odnośnie granicy wschodniej? Federalizm czy inkorporacja?
Obaj mężowie stanu – podkreśla to profesor Włodzimierz Suleja i ja się z tym zgadzam – nie byli niewolnikami jednej koncepcji, jeśli chodzi o granicę wschodnią. W podręcznikach podkreśla się, że Piłsudski równa się federalizm, Dmowski – inkorporacja, ale w rzeczywistości politycy byli o wiele bardziej elastyczni.
Przywódca Narodowej Demokracji dopuszczał unię realną z Litwą – a to przecież nic innego, jak jeden z wariantów koncepcji federacyjnej. Z drugiej strony, obóz belwederski i jego lider, czyli Piłsudski, traktowali Polskę „koronno-litewską” od Warszawy po Wilno i Kowno jako plan maksimum. Rzeczpospolitą w wersji inkorporacyjnej, z podziałem ziem litewskich na Litwę kowieńską i Litwę wileńską – po polskiej stronie, akceptowali zaś jako plan minimum. Podziały w kwestii obszaru Polski na Wschodzie nie były więc aż tak ostre, jak to się zwykle przedstawia, niemniej istniały.
Nie podzielam opinii zasłyszanej od jednego z historyków, że Piłsudski mówił Dmowskim, a Dmowski Piłsudskim, że de facto istnieli „Roman Piłsudski” i „Józef Dmowski”. Weźmy chociażby kwestię ziem ukraińskich, gdzie rozbieżności między politykami były bardzo duże.
Początkowo nawoływał do kompromisu i zgody. Dopiero po zamachu na Narutowicza stał się wobec przeciwników bezwzględny. 150 lat temu urodził się Józef Piłsudski.
zobacz więcej
Właśnie Ukraina miała stać się kością niezgody między politykami podczas ich kolejnej rozmowy, w maju 1920 roku. Dmowski kilka dni przed spotkaniem wrócił do Polski z Paryża, Piłsudski natomiast był wówczas fetowany jako „zdobywca Kijowa”, świeżo po wkroczeniu tam Wojska Polskiego.
Dmowski odmawiał Ukraińcom nawet prawa do odrębnej narodowości, a co dopiero prawa do posiadania własnego państwa. Piłsudski w niepodległej, sprzymierzonej z Polską Ukrainie widział natomiast blokadę dla rosyjskiej ekspansji, niezależnie od tego, czy białej czy czerwonej. To były poglądy nie do pogodzenia, co uwidoczniło się podczas wspomnianego przez pana spotkania.
Muszę też tutaj skrytykować Piłsudskiego, który postąpił wobec swojego przeciwnika niezbyt elegancko. Dmowski niemal natychmiast po przyjeździe do Warszawy poprosił o audiencję w Belwederze, ale doszła ona do skutku dopiero po dziewięciu dniach. To był ewidentny afront – Naczelnik Państwa dał odczuć liderowi endecji, że nie dostrzega w nim już partnera politycznego, co najwyżej przywódcę jednego ze stronnictw.
Do kolejnych spotkań Piłsudski-Dmowski doszło podczas posiedzeń Rady Obrony Państwa, w lipcu 1920 roku, i wówczas panowie kilkukrotnie ostro dyskutowali ze sobą. Najostrzej 19 lipca, gdy Dmowski zarzucił Naczelnemu Wodzowi zdezorganizowanie armii i domagał się zmian na najwyższych szczeblach dowodzenia, choć nie obejmujących Piłsudskiego. Zwrócił się również do niego z patetycznymi słowami: „Ja także całe życie poświęciłem Polsce”. W odpowiedzi Piłsudski zagroził dymisją i przekonywał, że dysponuje planem odparcia wojsk bolszewickich. Ta wymiana zdań świadczy o ogromnym napięciu między politykami, które wkrótce poskutkowało wycofaniem się Dmowskiego z prac ROP.
Kolejne lata przynoszą krzepnięcie niepodległej Polski, a zarazem zamrożenie kontaktów między Komendantem i Prezesem. W relacjach między nimi coraz mniej było chyba respektu i doceniania rywala, a coraz więcej niechęci i nieufności. Piłsudski obarczył obóz Dmowskiego moralną odpowiedzialnością za zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza w grudniu 1922 roku. Z kolei lider endecji uznał przewrót majowy w 1926 r. za krok zbyt ryzykancki i wyraz megalomanii Piłsudskiego.
W tym momencie cofnąłbym się do lata 1920 roku, gdy polskie wojsko nieustannie cofało się pod naporem bolszewików i sytuacja na froncie zaczęła zagrażać istnieniu Rzeczypospolitej. Wówczas niektórzy przedstawiciele endecji zaczęli publicznie oskarżać Piłsudskiego o niestworzone rzeczy.
Mam na myśli nie tylko ks. Stanisława Adamskiego, który wprost zarzucił Naczelnemu Wodzowi zdradę, ale też np. posła Stefana Sołtyka. Sołtyk rozgłaszał, że oto Piłsudski utrzymuje tajny kontakt telefoniczny z Leninem, później, że zdezerterował z frontu i uciekł do kochanki, wreszcie że wywiózł swoje, a nawet publiczne, mienie za granicę itd. Jeden z najbardziej znanych piłsudczyków, Bolesław Wieniawa-Długoszowski chciał się nawet pojedynkować z Sołtykiem, ale Piłsudski mu zabronił, z uwagi na honor państwa.
Zaryzykowałbym jednak tezę, że dopiero zabójstwo prezydenta jest momentem zwrotnym, w którym Piłsudski traci wiarę w polską demokrację, a jego niechęć do endecji przeradza się w nienawiść. Ze strony Marszałka zaczynają padać pod adresem polityków, nie tylko zresztą prawicy, coraz ostrzejsze słowa – w pierwszej połowie lat 20. Piłsudski z każdym dniem utwierdza się w przekonaniu, że parlamentarzyści kierują się prywatą i niszczą instytucje państwa, w tym jego ukochaną armię.
Już w listopadzie 1925 roku poprzez słynną manifestację w Sulejówku pokazał politykom, że wojsku nie podoba się kierunek, w jakim idą sprawy polskie. Niemniej, wielokrotnie podkreślałem i podkreślam nadal, że Marszałek nie przygotowywał zamachu stanu. Marsz na Warszawę był demonstracją polityczną i dopiero wskutek sprzeciwu prezydenta Stanisława Wojciechowskiego – broniącego wszak legalnego rządu – doszło do walk.
Żadna książka, w tym naukowa, nie jest pozbawiona omyłek. Gorzej gdy mamy do czynienia z sądami, które mają „udowadniać” z góry założoną tezę – pisze historyk dr Krzysztof Kloc
zobacz więcej
W dziennikach Juliusza Zdanowskiego znalazłem informację, że w 1929 roku doszło do rozmów na linii Dmowski – grupa „pułkowników”. Jeden z nich miał odwiedzić Pana Romana i namawiać go do spotkania z Piłsudskim, który „zawsze gotów i oczekuje”. Dmowski miał odpowiedzieć, że Marszałka uważa za człowieka „nieprzytomnego i któremu nie może nic wierzyć”.
Zanim poruszę te kwestię, jeszcze kilka słów o Dmowskim. Lider Narodowej Demokracji już u zarania II Rzeczypospolitej uznał, że choć Piłsudski działa na rzecz Polski, ma skłonności dyktatorskie. Dysponujemy słynnym listem Dmowskiego do Stanisława Grabskiego z marca 1919, w którym pisze, że Piłsudski śni o roli Napoleona wypływającego na falach rewolucji. Jego obawy w tym momencie były nieuzasadnione – mówiłem już o procesie rozczarowywania się Piłsudskiego polską demokracją.
Jeśli chodzi o zamach majowy, Dmowski stał na stanowisku, że były Naczelny Wódz zaryzykował zbyt wiele – przedłużające się walki mogły grozić podziałem państwa lub interwencją wrogich sąsiadów.
Po przewrocie Pan Roman tworzy Obóz Wielkiej Polski, ale to twór nadzwyczaj nietrwały. Proszę zwrócić uwagę, że gdy w latach 1932–1933 OWP zostaje rozwiązany, po organizacji –teoretycznie kilkudziesięciotysięcznej – szybko nie ma śladu. Strategia przyjęta przez Dmowskiego – wyczekiwanie na rozkład obozu pomajowego i samorzutne przejęcie władzy – okazała się więc błędna. Dopiero po śmierci Marszałka ujawniają się między piłsudczykami różnice, a zwycięska strona Edwarda Śmigłego-Rydza zaczyna flirtować ze skrajną prawicą.
Wracając do przytoczonych przez pana rozmów, nie przywiązywałbym do nich większej wagi. Piłsudczycy często sondowali nastroje wewnątrz innych obozów – przykładem nieoficjalne kontakty między nimi a Adolfem Hitlerem na przełomie lat 20. i 30.
Mariusz Wołos (ur. 16 sierpnia 1968 ) jest historykiem i eseistą, profesorem nauk humanistycznych, pracownikiem Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie i Instytutu Historii PAN w Warszawie. Specjalizuje się w historii dyplomacji, historii II Rzeczypospolitej, sowietologii, biografistyce, współczesnej historiografii rosyjskiej i polskiej. Jest badaczem mniejszości narodowych w Polsce i Europie. W 2013 r. otrzymał Nagrodę KLIO w kategorii monografia naukowa za książkę „O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926”. W 2018 r. Instytut Józefa Piłsudskiego w Ameryce przyznał mu nagrodę Wacław Jędrzejewicz History Medal „za wybitne osiągnięcia w dziedzinie historii, a szczególnie badań dotyczących okresu XX-lecia Międzywojennego w Polsce”.