Cywilizacja

Żołnierze siłą trzymani w wojsku, „śmierć pilotom” w Nocnym Łowcy, bombowiec „zabijający” nogi. Czyli „maskirowka”

Najpopularniejszy w rosyjskich siłach zbrojnych śmigłowiec szturmowy, który miał być odpowiedzią na amerykańskiego Apache, ma podobno taką awionikę, że „pilot niczego nie widzi i niczego nie słyszy”. A znajdujące się na jego wyposażeniu noktowizory po prostu oślepiają lotników – każdy rozbłysk jest wzmacniany, więc loty nad oświetlonym miastem są po prostu niemożliwe, a dłuższe używanie urządzeń powoduje uszkodzenia wzroku.

Historia to smutna i trochę śmieszna jednocześnie, zupełnie jak u Mikołaja Gogola czy Mikołaja Leskowa. W 2014 roku Wiktor Dej wstąpił do moskiewskiej Wyższej Szkoły Rakietowej Wojsk Strategicznych, którą po czterech latach ukończył i dostał przydział służbowy. Ale już pod koniec edukacji doszedł do wniosku, że bycie rosyjskim oficerem to nie jest droga dla niego i rozpoczął starania o zwolnienie ze służby.

Pierwszy raport z taką prośbą napisał na pół roku przed dyplomem, ale nie dostał odpowiedzi. Już po ukończeniu szkoły, kiedy w stopniu porucznika przydzielony został do jednostki w obwodzie kirowskim, napisał kolejną prośbę o zwolnienie. Też nie dostał odpowiedzi. Zdziwiony, ale i zdeterminowany, bo w miarę upływu czasu w coraz większym stopniu utwierdzał się w przekonaniu, że kariera wojskowego to nie jest jego marzenie, Dej skonsultował się z prawnikiem. Ten sprytnie doradził mu, aby skorzystał z obowiązującego w Rosji prawa zabraniającego oficerom prowadzenia działalności gospodarczej.

Założył więc firmę i w kolejnym wniosku o zwolnienie doniósł przełożonym sam na siebie, że łamie prawo zajmując się biznesem. Lecz i to nie dało spodziewanego efektu. A przynajmniej zupełnie inny niźli Wiktor Dej oczekiwał. Przedstawiciele jednostki, w której służył, zaczęli dzwonić i straszyć jego rodzinę surowymi konsekwencjami za zrzucenie przez niego munduru, gdyby to nastąpiło.
W końcu młodemu oficerowi udało się, po wielogodzinnym oczekiwaniu, spotkać z dowódcą jednostki, który nawet okazał się ludzkim i rozumiejącym życie człowiekiem. – Chętnie byśmy ciebie ze służby zwolnili, bo po co nam ten nieustający ból głowy? – powiedział, komentując wniosek. – Ale nie możemy, obowiązuje nieoficjalne, ustne zarządzenie samego ministra obrony, aby nie zwalniać do cywila oficerów, szczególnie młodych poruczników po szkołach – dodał zaraz.

Zdesperowany bohater naszej opowieści chciał nawet oddać niemałe pieniądze, bo ponad 800 tysięcy rubli, jakie państwo wyłożyło na jego wojskową edukację. Lecz i to nic nie dało, bo nie chcieli tego wziąć. Ostatecznie znaleźli z dowódcą jednostki rozwiązanie: młody porucznik formalnie pozostaje „na stanie”, będzie się pojawiał w koszarach raz na trzy dni i podpisywał papiery, a faktycznie ma pędzić życie cywila i pracować we własnym biznesie.

„Sucha statystyka” i prześladowania

„Łoszarik”, czyli kosmiczna katastrofa w głębinach

Z jakiego powodu elitę dowódczą rosyjskiej floty wsadzono do podwodnej, supertajnej jednostki i dlaczego zginęła?

zobacz więcej
Cytowani w rosyjskich mediach prawnicy twierdzą, że nie jest to jedyny przypadek „trzymania na siłę” w armii ludzi, którzy chcieliby z niej szybko odejść. Ale to tylko odprysk zjawiska, które z grubsza rzecz biorąc polega na zupełnym rozmijaniu się z rzeczywistością propagandowego obrazu rosyjskich sił zbrojnych, nachalnie lansowanego przez władze.

Bo oficjalna narracja mówi: ponad dziesięć lat, jakie upłynęły od rozpoczęcia w 2008 roku, po wojnie z Gruzją, reformy rosyjskich sił zbrojnych zostały dobrze wykorzystane. Zmieniono nie tylko uzbrojenie na znacznie bardziej nowoczesne, strategię, systemy dowodzenia i łączności, ale przede wszystkim zmieniły się relacje w wojsku. Wytrzebiono stare nawyki, armia się profesjonalizuje, szkoli nie tylko na poligonach, lecz również, a może przede wszystkim w Syrii, i dziś jest nowoczesną, sprawną, zwartą formacją wojskowych profesjonalistów, z którą liczą się na świecie.

Wiele mówił na ten temat w długim i jedynym wywiadzie, jakiego udzielił po objęciu stanowiska ministra obrony, czyli w ciągu ostatnich siedmiu lat, Siergiej Szojgu. Redaktor naczelny „Moskiewskiego Komsomolca” (a przy tym szef „rady społecznej” powołanej, by doradzać szefowi resortu) pytał go też we wrześniu, czy w koszarach nadal panuje „diedowszczina”, czyli rosyjska odmiana naszej „fali” z czasów powszechnego poboru do wojska. Szojgu odpowiedział, że „obecnie w armii zwyczajnie nie ma warunków dla diedowszcziny. Choć zdarzają się oczywiście przypadki koszarowego chuligaństwa”. Przy czym – podkreślił minister – takie sytuacje zdarzają się wszędzie i w milionowej rosyjskiej armii są mniej częste, niźli w dowolnym dużym mieście. Tego dowodzić ma, jak zauważył, „sucha statystyka”.

Wywiad rosyjskiego ministra najwyraźniej rozzłościł dziennikarza „Izwiestii” Ilję Kramnika, który zarzucił kierownictwu resortu koncentrowanie się na propagandzie, a nie rzetelnym przedstawianiu stanu rosyjskiej armii. Jego zdaniem, przez ostatnich kilka lat resort obrony znacznie ograniczył informacje przekazywane dziennikarzom, nawet dla takich mediów, jak redakcja Kramnika, czyli nieposądzanych w najmniejszym stopniu o opozycyjność.
Tej przelewającej się przez rosyjskie media propagandzie sukcesu reform i siły armii nie towarzyszy poważniejsza debata, czy rzeczywiście jest tak dobrze, jak informują władze. Uwagi o oderwanych od rzeczywistości wiadomościach napływających z rosyjskich sił zbrojnych musiały trafić w czuły punkt, bo artykuł Kramnika został zdjęty ze strony internetowej gazety, a dziennikarza zwolniono z pracy. Kramnik, który sam określa się „lojalnym wobec władz”, powiedział w wywiadzie dla Radia Svoboda, że publiczne dyskusje nad rzeczywistym stanem rosyjskiej armii i jej problemami są celowo tłumione przez urzędników w mundurach, ale po wpisach na internetowych forach, na których wojskowi wymieniają się opiniami, można się zorientować, że nie wszystko jest w stanie takim, jak na landrynkowym obrazie malowanym przez oficjalną propagandę.

Rosja „zgubiła” pocisk z atomowym napędem. Putin buduje nową, cudowną broń czy „latający Czarnobyl”?

Na co poszły setki milionów dolarów, które Roskosmos zarobił przez 20 lat na handlu z amerykańską Agencją Kosmiczną?

zobacz więcej
Zresztą miesiąc po zapewnieniach Szojgu, że „obecnie w armii nie ma warunków dla diedowszcziny”, w Kraju Zabajkalskim miało miejsce zdarzenie, które boleśnie zakwestionowało diagnozy ministra. Otóż 20-letni poborowy, pochodzący z Tatarstanu Ramiliu Szamstudinow, po zakończeniu służby wartowniczej zastrzelił ośmiu żołnierzy, w tym oficera dowodzącego jego oddziałem wartowniczym. Oficjalny komunikat resortu mówił, że żołnierz przeżył załamanie nerwowe w związku z informacjami, które napłynęły do niego z domu. Ale mało kto w Rosji w to wierzy. Tym bardziej, że w mediach znaleźć można wywiad z ojcem Szamstudinowa – jak mówi, nie rozmawiał z synem od czerwca, ale z jego listów wyłaniał się ponury obraz relacji w jednostce, które można byłoby określić jednym słowem: prześladowania.

Pilot niczego nie widzi i niczego nie słyszy

Przykładów tuszowania przez wojskowych sytuacji w rosyjskiej armii i zastępowania poważnej dyskusji propagandowymi obrazkami jest więcej.

Kilka dni wcześniej, w trakcie ćwiczeń Grom 2019, planowano wystrzelenie z atomowej łodzi podwodnej Riazań dwóch rakiet zdolnych przenosić ładunki nuklearne. Przedsięwzięcie było tym ważniejsze, że wśród widzów znajdował się Władimir Putin. Ale miast dwóch rakiet odpalono jedną, druga „nie zadziałała”. I znów, oficjalny komunikat resortu obrony zaskoczył rosyjskich ekspertów i dziennikarzy. Wynikało z niego, że żadna awaria nie miała miejsca, po prostu zrezygnowano z wystrzelenia drugiej rakiety. Czyli wszystko jest w porządku, siły zbrojne są w najwyższej gotowości i w najlepszym z możliwych stanów i nie ma co szukać dziury w całym. Tymczasem cytowani nawet przez oficjalne rosyjskie media eksperci wojskowi byli zdania, iż rakieta nie wystrzeliła, bo najprawdopodobniej była już zbyt stara – została wyprodukowana w 1977 roku.
Rosyjski śmigłowiec Mi-28N grupy akrobacyjnej Bierkuty rozbił się 2 sierpnia 2015 r. w czasie lotu pokazowego nad poligonem Dubrowiczi koło Riazania. Jeden z dwóch pilotów zginął, drugiemu udało się katapultować. Ówczesny dowódca lotnictwa wojskowego Federacji Rosyjskiej generał-pułkownik Wiktor Bondariew poinformował, że przyczyną katastrofy była awaria systemów zarządzania oraz systemów hydraulicznych maszyny. Nie był to jedyny wypadek Mi-28N. Fot. REUTERS / Maxim Shemetov
To co się stało, najlepiej oddaje stan rosyjskiej armii, a przynajmniej wojsk rakietowych, zmagających się z szybko starzejącym się sprzętem, często jeszcze z czasów sowieckich. Zdaniem ekspertów właśnie dlatego Moskwa jest tak wyraźnie niezadowolona z wypowiedzenia przez Waszyngton umowy IMF o ograniczeniu zbrojeń. Rosyjscy wojskowi znają przecież rzeczywisty stan arsenału nuklearnego, jakim dysponują, i doskonale zdają sobie sprawę jak ogromny dystans trzeba będzie nadrobić, zwłaszcza jeśli Amerykanie rozpoczną wyścig zbrojeń.

„Machiny piekielne” Putina: Kindżał, Awangard, Posejdon, Cyrkon…

Rosja tworzy „broń dnia ostatniego”. Taką, jak torpeda, która powoduje eksplozję ładunku nuklearnego o mocy 100 megaton, wywołując gigantyczne tsunami, zabijając setki tysięcy ludzi i na stulecia skażając ogromne połacie wybrzeża radioaktywnym promieniowaniem.

zobacz więcej
Dalej: senator Wiktor Bondariew – nie laik, ale człowiek znający się na rzeczy, bo w przeszłości kierował rosyjskimi wojskami powietrzno-desantowymi i Siłami Powietrzno-Kosmicznymi – już w 2017 roku nie zostawił suchej nitki na konstruktorach helikoptera Mi-28N (Nocny Łowca). Otóż jego zdaniem ten najpopularniejszy w rosyjskich siłach zbrojnych śmigłowiec szturmowy, który miał być odpowiedzią na amerykańskiego Apache, ma taką awionikę, że – jak się wyraził – „pilot niczego nie widzi i niczego nie słyszy”. Senator dodał też, że znajdujące się na jego wyposażeniu noktowizory w slangu lotników nazywane są „śmierć pilotom”, co jak na „nocnego łowcę” nie jest chyba dobrą rekomendacją.

Bondariew powoływał się przy tym na liczne wypowiedzi rosyjskich wojskowych latających w Syrii. Trzeba przypomnieć, że w kwietniu 2016 roku w okolicach miasta Homs rozbił się właśnie taki śmigłowiec. Władze oświadczyły wówczas, jak to w Rosji, że powodem katastrofy był błąd pilota, który mógł stracić orientację. Ale Bondariew przytacza relacje pilotów, wedle których noktowizor po prostu oślepia lotnika – każdy rozbłysk jest w nim wzmacniany, więc loty nad oświetlonym miastem są po prostu niemożliwe, a dłuższe jego używanie powoduje uszkodzenia wzroku, tak jak byśmy spawali bez należytej ochrony.

To nie koniec krytyki. Rosyjski bombowiec dalekiego zasięgi Tu-22M3, który również był używany w Syrii, ma ponoć tak skonstruowaną i niesłychanie niewygodną kabinę, że po kilkunastu godzinach lotu piloci nie są w stanie z niej samodzielnie wysiąść, z powodu zdrętwienia nóg i pleców.

Czy zatem jeśli chodzi o kondycję armii, to trzeba patrzeć na Moskwę jak na kolos na glinianych nogach? Byłby to z pewnością błąd. Choć słuchając oficjalnych deklaracji trzeba pamiętać, że rosyjscy wojskowi, jak i politycy – ukształtowali się w tradycjach sowieckiej „maskirowki”. Czyli oszukiwania potencjalnych przeciwników, wprowadzenia w błąd czy zastraszenia. Opinia publiczna w Rosji wie o tym i jeśli złapie polityka na kłamstwie, a wojskowego na „rozmijaniu się z prawdą”, to nie kruszy o to kopii.

Bo dla Rosjan „maskirowka” to normalny, przyjęty element polityki. Swego czasu szef rosyjskiego sztabu generalnego Walerij Gierasimow zdemaskował w trakcie specjalnie zwołanej w tym celu konferencji prasowej Amerykanów działających w Syrii, jako podstępnych łobuzów. Otóż według jego świadectwa, pozwolili wówczas bojownikom ISIS wydostać się z okrążenia i do tego w tak perfidny i wredny sposób, żeby ci mogli przeniknąć na tereny kontrolowane przez Rosjan i wojska Baszara al-Asada. Na poparcie swych tez pokazał nawet zdjęcia lotnicze przemieszczających się kolumn samochodów. Jego deklarację zaraz poparł minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow. Grzmiał, że to nie pierwszy przypadek, kiedy Amerykanie wspierają organizacje terrorystyczne, że podobnie umożliwili ucieczkę bojowników ISIS z irackiego Mosulu. I tak antyamerykańska kampania rozwijała się, nawet bardzo dobrze, aż nagle umarła – internauci odkryli bowiem, że pokazane w trakcie konferencji prasowych kolumny samochodów to… zrzuty z ekranu popularnej gry komputerowej oraz zdjęcia z 2016 roku, z Iraku, z okolic Faludży.

– Marek Budzisz

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Kraj Nadmorski w Rosji, 30 października 2019 r. Pokaz umiejętności rosyjskich żołnierzy podczas wizyty zagranicznych wojskowych na poligonie piechoty morskiej „Gornostaj”. Prawie 100 attache wojskowych reprezentujących 55 krajów podczas dwudniowej wizyty we Władywostoku spotkało się z oficerami Floty Oceanu Spokojnego Rosyjskiej Marynarki Wojennej, obejrzało pancerniki i obiekty wojskowe. Fot. Yuri Smityuk \ TASS via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.