Czy Zachód w imię równoważenia wpływów Rosji będzie skłonny wejść rolę donora Łukaszenki i jego ekipy? Nawet jeśli tak się stanie, to nawet najdalej idące deklaracje Mińska nie mówią o prozachodnim kursie, a jedynie o neutralności, czy raczej niezależności jego polityki zagranicznej. W wymiarze wewnętrznym też trudno, czego dowiodły przeprowadzone niedawno wybory parlamentarne, liczyć na zmiany. Tutaj mamy nawet regres. O ile cztery lata temu Łukaszenka dopuścił do wyboru dwóch posłanek z formacji opozycyjnych, o tyle teraz przez sito reżimu nie prześlizgnął się nikt.
I wreszcie Ukraina. Nawet jeśli zlekceważymy wypowiedzi oligarchy Ihora Kołomojskiego w wywiadzie dla New York Timesa (oświadczył on, że Kijów może wybrać opcję pojednania z Moskwą i wówczas rosyjskie czołgi stały będą na granicy z Polską), to nawet powierzchowna analiza tego co dzieje się w relacjach ukraińsko-rosyjskich, wskazuje, że powoli, stopniowo, ale konsekwentnie Rosja odbudowuje swą pozycję.
Kołomojski powiedział, że ceną może być 100 mld dolarów, bo tyle aby odbudować swą gospodarkę, potrzebuje Ukraina. Zachód reprezentowany przez Bank Światowy tych pieniędzy nie chce dać, a przynajmniej stawia trudne do spełnienia warunki.
Rosja, której rezerwy są dziś wielokrotnie większe niż wspomniana kwota, może okazać się partnerem znacznie wygodniejszym, a przy tym nie domagającym się odejścia z życia publicznego oligarchów i skorumpowanych urzędników.
Polityczna próżnia
W obrazie, który wyłania się z tej powierzchownej analizy sytuacji krajów sąsiadujących z Federacją Rosyjską jest jeszcze jeden element wspólny. Otóż wszystkie one są rządzone przez ruchy w mniejszym lub większym stopniu populistyczne, takie które doszły do władzy na fali nadziei i oczekiwań zmiany w poziomie i jakości życia (Białoruś jest tu wyjątkiem, ale tam w istocie chodzi o utrzymanie zbudowanego przez Łukaszenkę modelu państwa bezpieczeństwa socjalnego, który dziś wydaje się zagrożony).
Elity wszystkich tych krajów chciałyby szybko móc pochwalić się sukcesem, wiedząc, że zmęczone społeczeństwa nie zgodzą się w dłuższej perspektywie na trudną i bolesną drogę reform. Tyle, że bez pieniędzy, bez międzynarodowego wsparcia, o taki sukces nie tylko trudno, ale wręcz jest on niemożliwy do osiągnięcia. Zachód zajęty własnymi sprawami i wieloletnim wspieraniem Grecji nie spieszy, prócz retoryki, z pomocą. W efekcie powstaje geopolityczna próżnia, którą chętnie zapełnia Rosja.
– Marek Budzisz
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy