Cywilizacja

Galileusz żył w luksusie, a Darwin się mylił. Nauka weryfikuje stare teorie, tak kończy era ideologii

Amerykańscy i francuscy naukowcy wycofali właśnie swe poparcie dla teorii ewolucji, a ściślej rzecz biorąc, dla koncepcji drzewa filogenetycznego Karola Darwina. Doniósł o tym na stronie tytułowej jeden z numerów naukowego czasopisma „New Scientist”, przyznając, że teorii ewolucji nie da się udowodnić dostępnymi metodami badawczymi, a wręcz przeciwnie, wszystkie poważne badania tak dalece jej przeczą, że po prostu trzeba ją odwołać.

Fragment wydanej właśnie książki Ewy Polak-Pałkiewicz „Café Katedra. Szkice o rewolucji w Kościele”.

Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2019

Prześladowani ,,obrońcy rozumu”. Przypadek Galileusza

Kto dzisiaj, słysząc to imię, oparłby się natrętnym myślom o zagrożonej przez Kościół swobodzie badań naukowych? Hasło „Galileo Galilei” wywołuje natychmiast ciąg skojarzeń: niezłomny obrońca rewolucyjnej teorii Kopernika, ponure czasy inkwizycji, wyrok, prześladowanie, uwiąd nauki, triumf instytucji, która zawsze uczonym mówi „nie”. Tak zostaliśmy wytresowani. W wydanym kilka lat temu przez „Przegląd Reader’s Digest” Atlasie Wszechświata dla dzieci można przeczytać: „Galileusz przez wiele lat przekonywał Kościół katolicki o słuszności poglądów Kopernika. Ostatecznie został oskarżony o herezję i do końca życia był więźniem inkwizycji”.

Rada Europy przeprowadziła swego czasu ankietę, na którą odpowiadali studenci nauk ścisłych. Trzydzieści siedem procent z nich oświadczyło, że Galileusz był ofiarą tortur, trzydzieści procent uważało, że został żywcem spalony na stosie, a wyrok wydali sędziowie w sutannach. Edukowanie współczesnego człowieka w kwestii „obskurantyzmu Kościoła” zaczyna się od najmłodszych lat i nie jest wynalazkiem dzisiejszych czasów, lecz trwa od oświecenia (w Anglii zaczęło się jeszcze wcześniej). Marksizm był szczególnie bogaty w twórcze rozwinięcie oświeceniowych odkryć – przypomnijmy choćby słynny dramat Bertolda Brechta Życie Galileusza z 1939 roku.

Autorem mistyfikacji na temat włoskiego astronoma był dziennikarz Giuseppe Baretti, zamieszkały w Londynie, który sam wymyślił przypisywane do dziś Galileuszowi zdanie: „A jednak się kręci!” – Eppur si muove! W tamtym czasie, w roku 1757 cała Anglia, której król odmówił dwa wieki wcześniej posłuszeństwa papieżowi i zmusił do porzucenia katolicyzmu i przyjęcia anglikanizmu, skwapliwie podchwyciła rewelacje o męczeństwie Galileusza, „ofierze Watykanu”. Fałszywka zaczęła odtąd żyć własnym życiem.
Guiseppe Marc Antonio Baretti (1719-1789) był krytykiem literackim, poetą, pisarzem, tłumaczem. Postacią na tyle kontrowersyjną, że musiał opuścić Włochy, do końca życia mieszkał w Anglii (tu zabił człowieka, ale sąd uznał to za samoobronę). Słowa przypisywane Galileuszowi napisał w swoim zbiorze żywotów i twórczości kilku autorów – „Włoskiej Bibliotece” z 1757 r. Było to 125 lat po tym, jak rzekomo Galileusz je wypowiedział. Fot. Hulton-Deutsch / Hulton-Deutsch Collection / Corbis via Getty Images
O prawdziwym autorze tej wyssanej z palca tezy wspomina Vittorio Messori, detektyw i historyk w jednej osobie, erudyta i miłośnik prawdy, który w swoich książkach podąża tropem rozlicznych czarnych legend na temat Kościoła. Wydobywa fakty spod zwałów gruzów i śmieci, nawarstwiających się latami w niezliczonych wydawnictwach, podręcznikach, utworach literackich, dziełach sztuki etc. Ów „złowrogi trybunał”, który sądził astronoma, to dziesięciu kardynałów zgromadzonych w dominikańskim klasztorze Santa Maria sopra Minerva, wśród których byli uczeni nie mniej znani i wybitni od Galileusza. Trzech z nich głosowało zresztą za jego uniewinnieniem.

Wenecka patrycjuszka, która zadziwiła świat. Mistrzyni matematyki, lingwistka i filozofka

Była pierwszą kobietą na świecie, która uzyskała tytuł doktora.

zobacz więcej
Kwestionowano wówczas jeden jedyny argument, który Galileusz przytoczył w swojej pracy – notabene ogłoszonej wcześniej drukiem za przyzwoleniem władzy kościelnej (wskutek podstępu), dopiero później wycofanej z obiegu – iż mianowicie przypływy i odpływy mórz i oceanów określane przez Galileusza mianem „wzburzenia wód” są rezultatem obrotów kuli ziemskiej. Sędziowie, którzy byli poważnymi ludźmi nauki, uznali go za chybiony i przedstawili tezę prawdziwą, że ruchy wód są wywołane przyciąganiem Księżyca. (Galileusz, który był pyszałkiem, nie przyjmował do wiadomości tego naukowo dowiedzionego faktu i – nie szczędząc złośliwości – wykpiwał tę tezę podczas procesu).

Lochem były wille i pałac, torturami – raz w tygodniu psalmy

W istocie problemem Galileusza był fakt, iż inkwizytorzy domagali się od niego eksperymentalnego dowodu na prawdziwość teorii Kopernika, której był rzecznikiem. (Próba dostarczenia takich dowodów została ponowiona sto lat później; w 1851 roku wielu uczonych uznało, że potwierdza ją „naocznie” wynalezienie wahadła Foucaulta). W 1633 roku, gdy trwał proces Galileusza, Kościół postulował, by wobec braku naukowego potwierdzenia astronom przedstawił myśl Kopernika jako nieudowodnioną hipotezę – hipotezę, w istocie, w owych warunkach niesprawdzalną – nie zaś absolutny pewnik.

Messori wykazuje, że Kościół nigdy, ani „przed”, ani „po Galileuszu”, nie zamierzał w jakikolwiek sposób ograniczać badań naukowych. Był nie tylko ich zwolennikiem, ale niejednokrotnie inspiratorem i twórcą. Kościół był bowiem zawsze zainteresowany prawdą. Tym właśnie zajmowało się od początku swego istnienia Święte Oficjum: ustalaniem stanu faktycznego. Wyrok, jaki zapadł w sprawie Galileusza, zakaz rozpowszechniania jego tezy, nie przesądzał prawdziwości bądź fałszu teorii Kopernika. Prawdy nie dało się po prostu udowodnić teorią przypływów i odpływów.

Napastliwość wobec Kopernika i Galileusza wykazywali wcale nie katolicy, wśród których wielu było życzliwymi recenzentami badań Kopernika, ale protestanci, zwłaszcza luteranie, którzy za heliocentryzm prześladowali także swego współwyznawcę, Keplera, do tego stopnia zaszczutego, że musiał uciekać z Niemiec i chronić się we Francji. Tymczasem Akademia Papieska przyjęła z wielkimi honorami Galileusza w poczet swoich członków. Kardynałowie nadal życzliwie patronowali jego badaniom, lecz zarazem czuwali, by do obiegu publicznego nie przedostawały się dzieła z tezami nie w pełni udokumentowanymi. Nauka miała być nauką, a nie nową religią. Teorie naukowe mogą wyrażać prawdy hipotetyczne, ale nie „całą prawdę i tylko prawdę”. Temu właśnie, a nie jakiemukolwiek ograniczaniu wolności myśli służyło potępienie teorii heliocentrycznej.
A co z lochami i torturami, których ofiarą miał być Galileusz? Vittorio Messori wylicza: przyjechawszy do Rzymu na swój proces, astronom „rozlokował się w pięciopokojowym apartamencie z widokiem na Ogrody watykańskie” (na koszt i pod ochroną Stolicy Apostolskiej). „Po ogłoszeniu wyroku został umieszczony we wspanialej Villa Medici na wzgórzu Pincio. Stamtąd skazańca przeniesiono jako gościa do pałacu arcybiskupa Sieny, jednego z wielu wybitnych duchownych, którzy mu dobrze życzyli, pomagali i dodawali odwagi i którym zadedykował swoje dzieła. Na koniec Galileusz urządził się w komfortowej willi w Arcetri, o znamiennej nazwie Klejnocik. […] Wkrótce – zgodnie z jego życzeniem – został zdjęty również zakaz opuszczania przez niego willi. Pozostało mu tylko jedno zobowiązanie – odmawianie raz w tygodniu psalmów pokutnych. Tę karę zniesiono faktycznie po trzech latach, lecz dobrowolnie kontynuował ją sam jako człowiek wierzący. Przez większą zresztą część życia był Galileusz ulubieńcem kolejnych papieży”.

Jądra motorem ewolucji

W mosznie ukrywa się wiele niedocenianej dotąd mocy. A wszystko za sprawą mutacji.

zobacz więcej
Pod koniec życia astronom napisał: „We wszystkich moich dziełach nikt nie znajdzie choćby najmniejszego cienia rzeczy, które by nie były przepełnione pobożnością i czcią dla Świętego Kościoła”. Taka jest prawda historyczna o „prześladowanym obrońcy rozumu”. Nadal nie jest ona szerzej znana, czarne legendy żyją bowiem długo, wielu jest zainteresowanych ich trwaniem.

Efektowny zgon teorii Darwina

Według jakiej zasady filozoficznej należy interpretować wyniki nauk szczegółowych? Oto pytanie. Bez odpowiedzi na nie umysł ludzki jest bezradny. Nauka oderwana od prawdziwej filozofii (czyli od filozofii, która widzi świat i życie jako dzieło Boga), mając miliony możliwości, nie podpowiada właśnie tego rozwiązania, którego człowiek – świadomie lub podświadomie – szuka. Dlatego wiele jej odkryć grzęźnie na martwym gruncie coraz bardziej hermetycznych i bardziej zawężających się specjalizacji lub staje się podglebiem ideologii, które uzurpują sobie prawo do tego, by zmieniać zasady dziedziny poznania.

Mamy tak wiele szczegółowych analiz, które nie dają się – z powodu błędnych założeń – ująć w całościową wizję świata.

A przecież nurtuje nas w poznaniu naukowym tak naprawdę jedno pytanie: Kim jest Bóg? Kim jesteśmy my jako dzieło Boga, istoty całkowicie od Niego zależne? I choćbyśmy się upierali i tysiąc razy zarzekali, że interesuje nas coś zupełnie innego, to pytanie wciąż powraca jak bumerang, jak echo, które odbija się od oddalających się bez ustanku granic ludzkiego poznania. Chociażby od ścian jednego tylko atomu, który nie został do końca poznany, mimo że mija sto lat od czasu odkrycia jego struktury, a jego złożoność przewyższa najśmielsze hipotezy, snute jeszcze niewiele lat temu. A co dopiero mówić o czymś tak niemal nieskończenie skomplikowanym jak jedna komórka żywego organizmu? Co mówić o całym organizmie człowieka? Kres naukowego poznania wciąż znika z naszego horyzontu. To fakt. Jeśli zapomnimy o porządkującej wyniki badań nauk ścisłych i przyrodniczych nadrzędnej zasadzie, staniemy się ofiarami chaosu poznawczego. A w nim lęgną się ideologie jak kijanki w podeszczowej kałuży.

Jedna z takich ideologii, która przez pokolenia uchodziła za teorię naukową, a ci, którzy ją kwestionowali, traktowani byli jako „głupi, niedouczeni lub złośliwi” (R. Dawkins) – okazała się bardziej brzemienna w skutki niż inne. W skutki polityczne, kulturowe, nawet religijne. I oto, dożywszy sędziwego wieku dobrze ponad stu lat, dogorywa dziś na naszych oczach.
Amerykańscy i francuscy naukowcy (kanadyjski Dalhousie University i Uniwersytet Pierre i Marii Curie w Paryżu) wycofali właśnie swe poparcie dla teorii ewolucji, a ściślej rzecz biorąc, dla koncepcji drzewa filogenetycznego Karola Darwina. Doniósł o tym na stronie tytułowej jeden z numerów naukowego czasopisma „New Scientist”, przyznając, że teorii ewolucji nie da się udowodnić dostępnymi metodami badawczymi, a wręcz przeciwnie, wszystkie poważne badania tak dalece jej przeczą, że po prostu trzeba ją odwołać. Analiza porównawcza sekwencji DNA, RNA i białkowych różnych organizmów, dostępna dziś w bardzo szerokim wachlarzu, rozbiła w pył przypuszczenie, że im dwa gatunki są bardziej spokrewnione, tym bardziej zbliżony powinien być ich materiał genetyczny. A zatem gatunki roślin i zwierząt nie pochodzą ze „wspólnego pnia”, jak chciał Darwin, lecz powstały niezależnie od siebie.

Nadchodzi kres epoki ideologii

Wszyscy jesteśmy czarni. O pochodzeniu kolorów skóry

Człowiek współczesny, gdy emigrował z Afryki, był ciemnoskóry, co w jego dawnej siedzibie zabezpieczało przed nowotworami skóry i w ogóle wymarciem. W Eurazji, gdzie musieli sobie radzić z niedostatkiem UVB, ten „filtr słoneczny” stał się szkodliwym dla zdrowia balastem.

zobacz więcej
Teoria Darwina stała się w ciągu niewielu lat od jej sformułowania podstawową zasadą rozumienia historii życia na ziemi. Wzniecała najbardziej zasadnicze spory, budziła sprzeciw Kościoła i równie gorący entuzjazm jego przeciwników, tak zniewalała swoją prostotą, że często nie wnikano nawet w dowody, na których się opierała, lub naciągano je, by pasowały do założeń Darwina. Ponieważ wyjaśniała „wszystko” – jak powstawały gatunki roślin i zwierząt, jakie jest pochodzenie człowieka – powoływano się na nią we wszystkich okolicznościach, gdy brak naukowej pewności trzeba było nadsztukować uproszczonym efekciarstwem.

Teoria Darwina była na swój sposób „genialna”. Łudziła wewnętrznie płynnym, przemawiającym do wyobraźni konceptem, zbudowanym dzięki spekulacjom myślowym. Ze względu na swoją użyteczność dla ideologii liberalnej stała się probierzem poprawności politycznej, „mieczem sprawiedliwości” oddzielającym tych, co idą z postępem, od osobników wstecznych i zahukanych, którym wystarczają „stare prawdy”, którzy dystansują się do piany „nowoczesności”. „Słuchaj, człowieku: o ile nie jesteś starym durniem, który niczego nie rozumie, to wiedz, że świat, ty sam oraz każda roślina i każde zwierzę powstały z jednego atomu”, podpowiadała „nowoczesność”.


Pan Bóg, Stwórca wszystkich rzeczy oraz ostateczny Cel człowieka i świata, został w ten sposób sprowadzony do enigmatycznego Wielkiego Wybuchu czy pierwszego Tchnienia Życia. Stał się zaledwie Kimś, kto uruchomił sam mechanizm, zaś skutki jego działania: materia żywa i nieożywiona, są w myśl poglądów ewolucjonistów dziełem zasady nieustannej zmienności i nadal jej podlegają.

Następstwa odwrotu świata nauki od teorii ewolucji będą z pewnością ogromne. Nic też nie wskazuje na to, że jej zwolennicy od razu złożą broń; będą się jeszcze długo i zaciekle bronić, ogłaszając rewelacje o kolejnych (tym razem „autentycznych”) wykopaliskach, szantażując opinię publiczną zręcznym sylogizmem („jeśli ktoś swoją niewiarę w ewolucję wiąże z religią, to tym samym kompromituje religię w oczach ludzi”, itd.), powtarzanym bezkrytycznie przez wielu (także w mediach katolickich) od czasu, gdy ogłosił ją w prasie znany w świecie naukowiec. Problemem jest bowiem to, że nie tylko nauka rozwija się dziś w tempie gigantycznym, weryfikując stare teorie, ale też dobiega kresu epoka ideologii.

Marksiści próbujący odgrzewać stare mity, tym razem na skalę całego świata, i przemycający je do kultury masowej, tylko przyspieszają jej zgon. Ku temu zmierza cała rzeczywistość, w sposób nie zawsze dostrzegalny dla oczu niektórych katolików, a nawet ludzi zawodowo tłumaczących Boga i świat. „Tylko pewni teologowie, którzy niedawno odkryli świat, są zaniepokojeni ideą nadążania za duchem czasów. Ona jednak podąża innymi drogami, niż ci gorliwcy sobie wyobrażają”, jak mawiał włoski filozof Ganni Vattima (ulubiony myśliciel Vittorio Messoriego).

– Ewa Polak-Pałkiewicz

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Fragment książki Ewy Polak-Pałkiewicz „Café Katedra. Szkice o rewolucji w Kościele”, wyd. Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2019. Publikacja za zgodą wydawnictwa. Tytuł i śródtytuły od redakcji.

Cytaty za:
Vittorio Messori, „Przemyśleć historię. Katoliczka interpretacja ludzkiego losu”, t. 1–2, tłum., przypisy, indeksy Janina Dembska, Kraków 1999.

Ewa Polak-Pałkiewicz – publicystka, autorka książek, m.in. „Prosto w oczy. Rozmowa-rzeka z Janem Olszewskim” (1997), „Kobieta z twarzą: szkice o życiu, o śmierci i o miłości” (2005), „Patrząc na kobiety” (2012), „Rycerze wielkiej sprawy” (2015), „Powrót pańskiej Polski” (2016), „Czego chcą od nas biedni Niemcy” (2018, nominacja do Nagrody Identitas). Publikowała m.in. w „Arcanach”, „Powściągliwości i Pracy”, „Niedzieli”, „Źródle” i „Christianitas”. Jest członkiem Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków.
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.