Nadzór wydał decyzję o rozbiórce, ale Mazowiecki Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego uchylił decyzję. Podobnie 10 kwietnia 2009 roku zdecydowano o rozbiórce pięter od 3 do 6, co zakwestionowano. PINB wydał nową decyzję 14 marca 2010 roku, znów nadział się na rekontrę. Urzędy szachowały się wzajemnie, często zapędzane w róg przez Czarnego Kota.
Pokoje na godziny
10 maja 1994 roku Studzińska, za banalną stawkę 12 tysięcy złotych kwartalnie wynajęła „niezabudowaną nieruchomość o powierzchni 1225 m2”, gdzie Czarny Kot umościł legowisko. Umowa wygasła 14 maja 2009 roku. Miasto odmówiło przedłużenia i zażądało zwrotu działki „w stanie pierwotnym”, w przeciwnym razie miało przeprowadzić demontaż budynku na koszt właścicielki. I w 2010 roku Warszawa wkroczyła na drogę sądową. Studzińska nie przyjęła tego do wiadomości i w swoim stylu bezprawnie użytkowała grunt stosując metodę wysyłania pism i podań.
Czarny Kot wciąż przyjmował gości i organizował bankiety, wesela, komunie, konsolacje, studniówki, konferencje, szkolenia i bale maskowe. Jeszcze w maju szukał pracowników: „Kochani do Naszej prężnej załogi poszukujemy Nowych pracowników: recepcjonista zmiany weekendowe, kelnerka / kelner, pomoc kuchenna. System pracy zmianowy, umowa o pracę stawki od 15 zł za godzinę. Nie musisz mieć umiejętności, przeszkolimy Ciebie”. Wciąż kusi Sylwester 2019, ale to oferta sprzed roku, bo pomylono daty.
Inne ogłoszenie namawiało do rezerwowania pokoju na godziny: „Potrzebujesz wygodnej przestrzeni tylko dla siebie, żeby odpocząć po długiej podróży, zrelaksować się lub po prostu skorzystać z chwili spokoju? (…) Skorzystaj z pokoju jako prywatnego biura, w którym możesz pozostać 1, 3, lub 6 godzin”.
Nic nowego… Przed laty hotel reklamował „usługi towarzyszące i dodane”. W 2009 roku – podczas kolejnej sądowej zawieruchy – burmistrz Woli Marek Andruk mówił wiedzy „z dobrze poinformowanych źródeł, że tam działał dom publiczny”.
Nie jedyna to nieotynkowana strona Czarnego Kota. W 2006 roku w akcji Centralnego Biura Śledczego kilkudziesięciu policjantów przeszukiwało restaurację i hotel, choć nie ujawniono powodów rewizji. Może chodziło o Roberta R., zwanego Robertem z Czarnego Kota, stałego bywalca, który angażował się w różne sprawy tylko dla kotów? Czarny wątek potwierdza Krzysztof Remiszewski, skoro prześwietlano wtedy ściany i szukano tajnych skrytek. Mówiono też, że kot jest pod opieką służb, bynajmniej weterynaryjnych.
Dostosować do otoczenia
Czarny Kot się wybielał: latem wziął udziału „w tak szczytnym celu” jak zbiórka karmy i niezbędnych rzeczy dla potrzebujących zwierzaków (z dopiskiem na plakacie, że nie chodzi o pieniądze). Ściany hotelu ozdobiły wielkie niebieskie banery facebookowego profilu „Czarny Kot Zostaje”, gdzie mobilizacji obrońców nie widać, ale właściciele korzystają z forum do publikowania korzystnych fragmentów wyroków sądowych.