Wcześniejsza „Nędza z bidą z Polski idą” to poza wszystkim kpina ze szlachty mającej za nic kondycję reszty społeczeństwa. Reżyser powiązał nawet te teksty polonezem Ogińskiego z upadkiem Rzeczypospolitej.
W Polsce zmagają się w tej chwili dwie szkoły patrzenia na polską historię. Jedni wszystko namiętnie lukrują, łącznie z dojrzałym sarmatyzmem towarzyszącym klęskom Polski. Inni kontynuują wysiłki różnych osób i środowisk, od konserwatywnych stańczyków po lewicowca Żeromskiego, aby rozdrapywać rany. Jeszcze inni, jak profesor Andrzej Nowak próbują iść środkiem.
Tańce, wygibasy, recytacje
Trudno uważać kabaret, bo to jest ówczesny kabaret, za przesądzające źródło historyczne. Warto jednak wiedzieć i pamiętać, że byli wówczas ludzie patrzący superkrytycznie na rzeczywistość, nawet jeśli nadawali tej swojej gryzącej złości na Polskę postać krotochwili. Jest to głos w dyskusji, czym była polska historia. A tak naprawdę, czym Polska nadal jest.
Gdy posłuchacie „Sejmu piekielnego”, zauważycie od razu, że wiele obserwacji całkiem nie straciło aktualności. Mnie się to jakoś komponuje i z Żeromskim, i z wizją Jacka Kaczmarskiego z płyty „Sarmatia”, i z wieloma głosami artystycznymi w dyskusji. I przyznaję, lubię taką optykę, nie jestem za głaskaniem samych siebie. No a wreszcie sam fakt, że Polacy mieli jednak taki kabaret jest ciekawy i krzepiący.
A żeby widzów potencjalnych nie wystraszyć – to nie jest rozpisana na role publicystyka. To jest naprawdę zabawne. A chwilami o czymś całkiem innym.
Kwestie egzystencjalne z Kupcem oszukującym Śmierć, i chłopcem zakochującym się w Śmierci, skojarzyły się komuś po premierze z „Dekameronem”. Na pewno te wątki są tu jakby ledwie napoczęte, w stosunku do tego, co z taką tematyką robili choćby Włosi. Ale jednak ze stosowną dawką paradoksu, z mieszanką biologicznej radości życia i przeraźliwej makabry.
To także dorobek tamtych czasów kipiący pod powłoką oficjalnej wizji świata. Warto to przypominać. Choćby żeby się przekonać, ile nas łączy z naszymi przodkami. Żeby się pośród śmiechu zamyślić nad niezmiennością ludzkiej natury, a może i przestraszyć.
Przyrządził to Jarosław Kilian bardzo błyskotliwie: kiedy już poddajemy się jednemu nastrojowi, zaraz odgania go nastrój inny. Mamy tańce i wygibasy, ale mamy też celne recytacje, a wszechobecność Śmierci kojarzy się z malowidłami „Dance Macabre” w prowincjonalnych kościołach, które tak bardzo przeraziły mnie jako dziecko.