Austriak inwestuje w sporty motorowe takie jak Formuła 1, wyścigi motocyklowe czy żużlowe. W każdym odpalają petardy emocji, a sponsor może się pochwalić sukcesami. W kategorii konstruktorów F 1 Red Bull Racing zwyciężał czterokrotnie w latach 2010, 2011,2012 i 2013.
Red Bull sponsoruje też gwiazdy skoków narciarskich. Już na początku kariery upolował Adama Małysza, co opłacało się obu stronom. Przez 10 lat Adam zarobił dla firmy 90,5 mln złotych a dla siebie 20 mln.
Mieli w teamie Thomasa Morgensterna, Andreasa Goldbergera, Daiki Ito, ale wszyscy skończyli kariery. Mają Gregora Schlierenzauera, a niedawno pozyskali Ryoyu Kobayashi. Starannie dobierają liderów marki, nie wchodzą w niepewne czy ryzykowne interesy.
Z tej przyczyny nie został sfinalizowany kontrakt RB z Kamilem Stochem. Były dwa poważne podejścia, lecz oba nieudane. Za pierwszym razem, już po negocjacjach i przed podpisaniem umowy, Kamil złapał kontuzję, wiec sponsor się wycofał.
Druga próba przebiegła podobnie. Już było wszystko nagrane, konferencja prasowa przygotowana. Jednak Stoch się dowiedział, że musi być operowany. Austriacy znów zrezygnowali.
Sponsoring to twardy biznes, który nie ma nic wspólnego z działalnością charytatywną. W sporcie wiąże się on zawsze z ryzykiem, które musi być dobrze skalkulowane. A pan Mateschitz należy do tych, co dmuchają na zimne…
W polu zainteresowania sponsora znalazł się także hokej. Spółka kupiła austriacką drużynę EC Salzburg i zaraz przemianowała na EC Red Bull Salzburg. Potem nabyła DEL Club EHC Monachium i też stała się tytularnym sponsorem.
Taka jest strategia marketingu Red Bulla: co kupuje, to branduje. Co organizuje, to branduje. Nie musi sięgać po klasyczne kampanie reklamowe, zachęcające do nabywania produktów w sklepach. Robi to przez metkowanie wszystkiego, czego dotknie. A dotyka tylko świeżych, jeszcze gorących bułeczek…
Jak to zrobić, żeby zarobić
Stosunkowo najdłużej trwały spekulacje dotyczące piłki nożnej. Ten towar jest na rynku sprawdzony. Ma potężną bazę odbiorców. Nazwiska gwiazdorów futbolu to rozpoznawalne marki. Nieustannie promują siebie i całą dyscyplinę. I chyba tutaj tkwił problem.
Pytanie zasadnicze pewnie brzmiało tak: jak to zrobić, żeby zarobić, nie tracąc tożsamości firmy na rzecz sportu, który eksploduje emocjami prawie w każdym meczu, więc widowiska przykrywają sponsorów, których nikt nie zauważa oprócz tych, którym oni płacą?
Nie wiem, czy dokładnie tak stawiano pytanie, lecz fakty sugerują, że dokładnie taka był ścieżka myślenia sponsora. Spółka ogarnęła temat i wybrała własną drogę. Nie przykleiła się do wielkich i bogatych, zainwestowała w małych. Tym samym pan Mateschitz nie oddał nikomu pałeczki dyrygenta marketingowej orkiestry Red Bulla.