Kiedy kryzys się skończy, Europa będzie musiała zmierzyć się z faktem, iż państwa narodowe mają znaczenie.
zobacz więcej
13 marca prezydent Donald Trump wprowadził stan wyjątkowy na terenie USA. Na nowojorskiej Wall Street doszło do największej wyprzedaży akcji od czasów „czarnego poniedziałku” z 1987 roku.
Poszczególne niemieckie landy i miasta, w tym Berlin, zaczęły zamykać przedszkola i szkoły.
W Polsce liczba przypadków koronawirusa przekroczyła 60. Rozpoczęto przekształcanie części szpitali w tak zwane jednoimienne, czyli wyłącznie zakaźne. Minister zdrowia wydał rozporządzenie o stanie epidemiologicznym, które regulowało zasady zamykania sklepów i barów oraz kwarantanny. Podobne regulacje wprowadzały rządy, resorty, organy administracyjne na całym świecie.
W tym samym dniu głos zabrał także – po raz pierwszy po kilku dniach milczenia – prominentny unijny polityk, były przewodniczący Rady Europejskiej i obecny szef największej frakcji europarlamentarnej Donald Tusk. „Chiny i Rosja rozpoczęły wojnę informacyjną z Zachodem. Główne tezy: »wirus przyszedł z USA« oraz »Unia nic nie robi« rozpowszechniane są przez pożytecznych idiotów, także w Polsce. W czasach prawdziwej zarazy bądźmy odporni na wirus kłamstwa” – napisał na swoim oficjalnym koncie na Twitterze.
Równocześnie przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce rozpoczęło akcję prostowania w social mediach informacji „jakoby Komisja Europejska nic nie robiła”.
Tego samego dnia głos zabrał także prezydent Włoch, kraju najbardziej dotkniętego przez epidemię w Europie. Sergio Mattarella komentując działania Unii Europejskiej, stwierdził: „Włochy są same”.
Tak broni „wspólnota”
Sęk tylko w tym, że to, jak przed rosyjską agresją może zabezpieczyć tak zwana wspólnota międzynarodowa najbardziej dobitnie pokazała krótka historia „ukraińskiego Krymu”.
W momencie uzyskania przez Ukrainę niepodległości Kijów dysponował trzecim arsenałem atomowym świata, posiadając ponad 1200 głowic jądrowych i odpowiednią ilość środków przenoszenia, w tym dziesiątki bombowców strategicznych i ponad setkę rakiet międzykontynentalnych.
W 1994 roku w Budapeszcie Moskwa, Londyn i Waszyngton zagwarantowały Ukrainie „integralność terytorialną” w zamian za pozbycie się arsenału. To dość symptomatyczne, że te same stolice pół wieku wcześniej „gwarantowały” samostanowienie Polaków w ramach ich okrojonego państwa. Gdy w 2014 roku Władimir Putin „demokratycznie” przyłączał Krym do Federacji Rosyjskiej, Ukraińcy odkryli, że kontrakt sprzed 20 lat nie zawiera skutecznej sankcji za takie działanie.