Dziś lekarz zdecydował, że mam nie chodzić na mszę świętą, tylko do komunii świętej; gorąco pragnęłam być na mszy świętej, jednak spowiednik zgodnie z lekarzem powiedział, aby być posłuszną. - Wolą Bożą jest, aby siostra była zdrowa, i nie wolno siostrze się w niczym umartwiać, niech siostra będzie posłuszna, a Bóg siostrze to wynagrodzi. Czułam, że te słowa spowiednika, to są słowa Pana Jezusa, i chociaż mi żal było opuszczać mszy świętej, gdyż mi Bóg udzielał łaski, że mogłam widzieć małe Dziecię Jezus, ale jednak posłuszeństwo przekładam ponad wszystko. Pogrążyłam się w modlitwie i odprawiłam pokutę. - Wtem nagle ujrzałam Pana, który mi rzekł: Córko Moja, wiedz, że większą chwałę oddajesz Mi przez jeden akt posłuszeństwa, niżeli przez długie modlitwy i umartwienia - opisywała mistyczka swoje przeżycia.
Podobnie teraz trzeba się odwołać raczej do konieczności posłuszeństwa lekarzom i biskupom, niż zachwycać się brakiem.
Lekcja pandemii
Zakaz publicznych nabożeństw czy ograniczenie liczby uczestniczących w niej osób nie powinny jednak zwalniać duchownych z poszukiwania nowych form zaangażowania. I to także jest lekcja średniowiecznego przeżywania pandemii.
Gdy „czarna śmierć” pustoszyła Europę, zakonnicy, mnisi i teologowie szukali takich form pobożności, które ją zatrzymają. W efekcie do modlitwy różańcowej, a konkretniej do „Pozdrowienia Anielskiego” dodano drugą część: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen”. Dziś wspólne - przez Skype, czy po prostu o tej samej godzinie - odmawianie różańca, do czego zresztą namawiają biskupi, jest zatem dobrą metodą utrzymywania pobożności w czasach zarazy.
Po wielkich pandemiach pozostał nam także kult Czternastu Wspomożycieli, czy św. Rozalii, którzy są szczególnie związani z modlitwami w czasie zarazy.
I teraz powinno być podobnie. Hierarchia, a także szeregowi duchowni powinni szukać nowych sposobów dotarcia do wiernych. Tych liturgicznych i tych pozaliturgicznych. W wielu miejscach tak się zresztą już dzieje.
W Neapolu, gdy zakazano sprawowania mszy w świątyniach, jeden z kapłanów zaczął ją odprawiać z dachu (bo tego miejsca zakaz nie dotyczył).
W jednej z warszawskich parafii proboszcz wprowadził niedzielny grafik, zgodnie z którym msze były sprawowane co pół godziny, w dolnym i górnym kościele, co pozwoliło uczestniczyć w niedzielnej liturgii bardzo wielu wiernym.