Wielkie zniszczenia od razu poczuła, jako pierwsza, amerykańska gastronomia. Zakaz wychodzenia z domów wymusił zamknięcie większości restauracji i barów, kafejek, jadłodajni, co szacuje się na 5-7 milionów bezrobotnych. Wstrzymanie wszelkich imprez sportowych – w tym rozgrywek profesjonalnych lig koszykówki NBA, hokeja NHL, bejsbola MLB, piłki nożnej MLS, czy wreszcie koszykarskich rozgrywek akademickich – to potężny cios ekonomiczny w organizatorów. Każdy mecz to nie tylko 20 tysięcy, a czasem nawet więcej widzów, ale także często jedyny sposób zarobkowania dla obsługi i pracowników gastronomii, czyli 700-1000 osób podczas każdej rozgrywki.
Zakaz podróży to puste hotele, kasyna, linie lotnicze, które otrzymały od rządu 50 miliardów dolarów wsparcia, by nie zbankrutowały. Już w pierwszych tygodniach na skraju upadłości znalazły się sieci handlowe, gdyż na cztery spusty zamknięto wszystkie punkty handlowe z wyjątkiem sklepów spożywczych i aptek. Efekt: tylko sieć sklepów Macy’s zwolniła czasowo większość ze swoich… 125 tysięcy pracowników.
Ale z początkiem kwietnia po tej pierwszej fali przyszła druga: trzeba było zapłacić za wynajem lokali (w większości pustych) dla firmy oraz kolejne raty miesięczne kredytów, w tym hipotecznych. Aby pomóc wszystkim utrzymać płynność finansową, Kongres USA uchwalił w trybie natychmiastowym pakiet pomocowy: każdy podatnik otrzymał 1 200 dolarów plus 500 dolarów na każde dziecko, a firmy zatrudniające do 500 pracowników mogły się ubiegać o pożyczki – bezzwrotne, jeśli zobowiązały się utrzymać zatrudnienie przez najbliższe miesiące. Czasowo zwiększono też zasiłki dla bezrobotnych oraz zamrożono eksmisje z domów, których właściciele przestali spłacać kredyty. Te posunięcia pozwoliły wielu Amerykanom przetrwać kwiecień i połowę maja, przebywając w domach.
Krach w „pępku świata”
Teraz mamy trzecią falę, która dobija amerykański system gospodarczy. Zakłócenie łańcucha dostaw dotknęło farmerów, z których wielu musi niszczyć wyprodukowaną żywność, bowiem nie ma jej kto odebrać. Paradoksalnie dzieje się to przy jednoczesnym, rosnącym niedoborze mięsa.