Milicja zatrzymała go już w grudniu 2019 r. Skazany został na 2 tygodnie aresztu za rzekomy udział w nielegalnym wiecu przeciwko integracji z Rosją – on sam dowodzi, że wiec jedynie filmował. W styczniu znów go aresztowano. 7 maja oznajmił że chce kandydować na prezydenta. Wkrótce ponownie trafił za kraty.
Centralna Komisja Wyborcza odmówiła rejestracji jego grupy inicjatywnej, postanowiła więc kandydować jego żona Swiatłana. Szukając jakichkolwiek dowodów przeciwko Cichanouskiemu, śledczy przeszukali jego daczę – po trzech (!) usilnych rewizjach znaleźli tam 900 tys. dolarów…
Trzeci z opozycyjnych kandydatów Waler Capkała pochodzi z Grodna, ale nie ma żadnych związków z Polską; jak wielu innych za czasów ZSRR, jego rodzice urodzeni na Ukrainie zostali skierowani do pracy w tamtejszym, ogromnym przedsiębiorstwie „Azot-Grodno”.
Ukończył prestiżową uczelnię kształcącą dyplomatów, moskiewskie MGIMO; był I zastępcą MSZ Białorusi, ambasadorem w USA, doradcą Łukaszenki, a od 2005 roku – dyrektorem Białoruskiego Parku Wysokich Technologii. Zajmował się historią i filozofią religii, pisał prace o nacjonalizmie.
W kampanii wyborczej oświadczył, iż podstawowe przedmioty w polskiej szkole w Grodnie powinny być wykładane w "języku państwowym". To nie pierwszy jego jego ruch wyraźnie niesprzyjający Polakom na Białorusi - wcześniej odwiedził 97-latka, którego podpis widnieje pod decyzją o wysadzeniu w 1961 r. najstarszego kościoła w Grodnie - Fary Witoldowej.
Programy Capkały i Babaryki są bardzo podobne: liberalizacja gospodarki i modernizacja państwa. Obaj są bardzo ostrożni w swych wypowiedziach. Na pytanie, do kogo należy Krym, Capkała odpowiedział, że Białorusini kochają Rosjan tak samo jak Ukraińców, więc Białoruś powinna być pomostem, przez który Rosja i Ukraina będą się rozumieć.
Cichanouski i jego żona mówią natomiast przede wszystkim o wolności i demokracji.
Podpisowa rewolucja
Władze, w tym sam Łukaszenko, w kampanii wyborczej wykorzystują te same schematy, co dawniej. Ze względu na pogorszenie się stosunków z Kremlem, niebezpieczeństwo ma tym razem nadciągać nie z zachodu, a ze wschodu. Babaryka, a nawet Cichanouski, mają być „marionetkami”, którymi posługują się nieokreśleni, rosyjscy oligarchowie. Tak czy inaczej, ludzie protestujący na ulicach przedstawiani są jako „zabawki w rękach zewnętrznych sił”.
Zgodnie z łukaszenkowską retoryką, wybory nie są zagrożeniem dla urzędującego szefa państwa, a dla Białorusi jako państwa. Tyle, że te hasła, mocno już zużyte, niespecjalnie kogokolwiek przekonują. Ogromne kolejki do składania podpisów pod kandydaturami Babaryki, Cichanouskiego czy Capkały, dowodzą, że ludzie chcą zmiany (mówi się nawet o „podpisowej rewolucji”).
Szef państwa postanowił zadziałać wyprzedzająco i wymienił rząd. Na urzędzie premiera ekonomistę Siarhieja Rumasa zastąpił Raman Hałouczanka. Podobnie jak Capkała ukończył MGIMO, pracował m.in. w Administracji Prezydenta, a w 2009 r. był dyplomatą w ambasadzie białoruskiej w Polsce (podobno zna język polski!), a potem ambasadorem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.