Historia

Wojna, która pokazała, że przyszłość należy do Niemców

Bismarcka nie interesował wyścig po kolonie. Porównywał je do sobolowego futra polskiego szlachcica, noszonego zamiast koszuli. Lekceważył też Bałkany jako „niewarte życia jednego pomorskiego grenadiera”.

Są jubileusze, których lepiej nie obchodzić. Nasi zachodni sąsiedzi marzą, by berlińska Siegessäule kojarzyła z się Paradą Miłości i aniołami z filmu „Niebo nad Berlinem”. Tak się jednak składa, że zrodziła ją euforia wywołana militarnymi triumfami Hohenzollernów przed 150 laty. Identyczny rodowód mają budowane od Nadrenii do Gór Sowich wieże Bismarcka oraz pomniki sławiące bohaterów wojny francusko-pruskiej spod Sadowej i Sedanu.

W 2011 roku Włosi mogli sobie pozwolić na radosne świętowanie okrągłej rocznicy zjednoczenia, bo to historia ze szczęśliwym zakończeniem. Ich państwo, mimo różnych zawirowań, istnieje nadal, mniej więcej w tym samym kształcie terytorialnym. Dzisiejsi lokatorzy Palazzo Chigi mają prawo uważać się za sukcesorów hrabiego Cavoura. W przypadku Niemców huczne obchody nie wchodzą w grę. Byłyby one kłopotliwe, również z przyczyn wewnętrznych.

Kot na obiad, szczur na śniadanie

Cesarstwo Habsburgów, odwiecznych konkurentów, a później sojuszników pruskich Hohenzollernów upadło, lecz pozostawiło po sobie dobrą pamięć. Drugiej Rzeszy, oprócz garstki arystokratów, nie żałował nikt i nikt za nią nie tęsknił.
Francja po wkroczeniu Prusaków, początek grudnia 1870. Fot. Wikimedia
Jeszcze zanim stała się gospodarczą potęgą, jęła grzeszyć pychą i brakiem umiaru. Gnębiła mniejszości, wyznawała kult siły, rozpychała się w Europie tym śmielej, im bardziej jej ustępowano. „Naród poetów i filozofów” zaczął śnić o politycznej hegemonii. Porażka, poniesiona w pierwszej wojnie światowej, zamiast otrzeźwić, rozwścieczyła Niemców. Powierzyli swój los frustratowi z wąsikiem, a ten poprowadził ich ku bezdennej przepaści.

W 1870 roku przyszłość była jednak białą kartą, zaś zuchwałość pruskich generałów zadziwiła Europę. Niecały miesiąc wystarczył, by rzucić zarozumiałych Galów na kolana. Jedna francuska armia została osaczona w Metz, druga pod Sedanem. Kiedy skończyła się żywność i amunicja trójkolorowi żołnierze poszli do niewoli, na czele z Napoleonem III. Cesarz, chory na kamicę nerkową, nie był w stanie usiedzieć na koniu, a cóż dopiero dowodzić.

Co prawda nowy, republikański rząd wzywał do oporu, zaś dostępu do Paryża broniły potężne forty, jednak losy kampanii były już rozstrzygnięte. Gdy zamknął się pierścień okrążenia, wygłodzeni mieszkańcy stolicy zaczęli jeść koty i szczury. Kapitulacja stała się koniecznością.

Defilada zwycięzców na Polach Elizejskich i proklamacja cesarstwa niemieckiego w sali lustrzanej Wersalu zadały dodatkowy cios francuskiej dumie. Bolała również utrata Alzacji i części Lotaryngii.

Kontrybucję, opiewającą na pięć miliardów franków w złocie, republika spłaciła z imponującą szybkością, ale stała się rzecz nieodwracalna. Zjednoczone Niemcy miały nad nią przewagę militarną, gospodarczą i ludnościową. Co gorsza, były to Niemcy zarażone pruskim militaryzmem, wierzące w triumf germańskich cnót nad dekadencką cywilizacją romańską.

Jak wykiwać cesarza

Nieszczęsny bratanek wielkiego Napoleona przegrał tę wojnę zanim padł pierwszy strzał. Otto von Bismarck, autor koronkowej operacji, która pozwoliła ofiarę podejść, przedstawić jako agresora i osamotnionego pokonać, nie tylko wzrostem przerastał współczesnych mu polityków.

Ten zdeklarowany zwolennik monarchii z Bożej łaski potrafił iść z duchem czasu. Nie przestając być pruskim konserwatystą, przejął program gospodarczy liberałów oraz ich marzenie o zjednoczeniu Niemiec.

W 1862 roku podczas posiedzenia komisji budżetowej Landtagu jako świeżo upieczony kanclerz Prus oznajmił, że „nie przemówienia i nie rezolucje będą rozstrzygały o wielkich zagadnieniach naszych czasów, lecz krew i żelazo”

Bismarck gardził dziennikarzami, nazywał prasę „bronią Antychrysta”, ale sam chętnie z niej korzystał. Stworzył specjalne biuro, którego zadaniem było inspirowanie prorządowych publikacji oraz monitoring gazet opozycyjnych.
Portret kanclerza Otto von Bismarcka autorstwa Franza Lenbacha. Fot. Culture Club/Getty Images
Pismaków nie trzeba było specjalnie zachęcać do uprawiania antyparyskiej propagandy. Francuzi uchodzili w Niemczech za diabłów wcielonych co najmniej od czasu rewolucji. Napoleon kroił Rzeszę z gracją rzeźnika i nie przepuszczał żadnej okazji do upokorzenia germańskich dynastów.

Bismarck, aby oczyścić pole przed starciem z zachodnim sąsiadem, musiał najpierw rozprawić się z Austrią, której wpływy, zwłaszcza na katolickim południu Niemiec, były solą w oku Prus. Cel uświęcał środki. Konserwatywny kanclerz wdał się w konszachty z nienawidzącymi Habsburgów radykałami włoskimi i węgierskimi.

W ramach prowokowania Wiednia z głupia frant rzucił pomysł stworzenia ogólnoniemieckiego parlamentu, wybieranego w wyborach powszechnych. Europa osłupiała, choć wiadomo było, że projekt nie przejdzie.

Przyszłość miała wykazać, że pruski polityk mówił serio, tyle że miał na myśli parlament z mizernymi kompetencjami, który będzie tańczył tak, jak on, Bismarck mu zagra. Niemieckich nacjonalistów uważał za pożytecznych idiotów. „Musimy doprowadzić do tego, aby ta cała banda zawyła” – zwierzał się angielskiemu przyjacielowi.

Kluczowa była postawa Paryża. Kanclerz znał dobrze słabości przyszłego przeciwnika. Na kilka miesięcy przed wojną z Austrią pofatygował się aż do Biarritz, by komplementować Napoleona III i roztaczać przed nim wizję francusko-pruskiej granicy przyjaźni na Renie.

Cesarz, jak każdy populista, potrzebował sukcesów. Łyknął więc przynętę, zażądał dodatkowej rekompensaty w postaci Belgii i obiecał namówić Włochów do wejścia w sojusz z Berlinem. Bismarck, który chciał się jedynie upewnić, że gospodarz nie pomoże Habsburgom, był w siódmym niebie.

Niemcy grają Mazurka

Spotkanie w Biarritz było zwieńczeniem długiej serii błędów francuskiej dyplomacji. Bonaparte, ścigający się z legendą stryja, miał wśród europejskich monarchów reputację mąciciela. Jego zakusy na Belgię, a wcześniej księstwo luksemburskie, wywołały alarm w Londynie. Zraził Rosjan, próbując umiędzynarodowić sprawę polską.

Włoskim patriotom podpadł utrzymywaniem w Rzymie garnizonu broniącego resztówki państwa papieskiego. Symbolem chimerycznej polityki Napoleona III stała się awantura meksykańska. Próba stworzenia pod bokiem USA marionetkowej monarchii skończyła się sromotną rejteradą.

Paryż jednak wciąż uchodził za stolicę cywilizowanego świata. Sukces wystawy światowej w 1867 roku, feta z okazji otwarcia Kanału Sueskiego, zbudowanego z inicjatywy Francuzów i korzystny dla reformatorskich poczynań rządu wynik referendum, uśpiły czujność cesarza.
Żołnierze pruscy w czasie wojny prusko-austriackiej w 1866 roku. Fot. Photo12/Universal Images Group via Getty Images
Ze stoickim spokojem patrzył, jak Prusacy gromią Austriaków i uzależniają od siebie kolejne niemieckie państewka. Bismarck oczywiście ani myślał o spełnieniu obietnic, składanych w Biarritz. Otrzymawszy sygnał, że armia jest znów gotowa do akcji, przybrał wobec Francji ton rozmyślnie arogancki.

Pretekstu do wojny dostarczyli… Hiszpanie. Do tamtejszego tronu pretendował książę Leopold z katolickiej linii Hohenzollernów. W Paryżu perspektywa germańskiego „okrążenia” wywołała narodową histerię. Opozycja domagała się od rządu stanowczej postawy, prasa wzywała, by dać Bismarckowi nauczkę. „Jeśli Prusy nie zechcą się bić, trzeba będzie je walić pałką po grzbiecie tak długo, aż opróżnią lewy brzeg Renu” – radził jeden z paryskich dzienników.

Napoleon III zażądał wycofania kontrowersyjnej kandydatury oraz zapewnienia, że więcej się ona nie pojawi. Król pruski się zgodził, ale Bismarck skrócił i przeredagował przeznaczoną dla prasy depeszę tak, że nabrała wydźwięku obraźliwego dla Francuzów.

Cesarz, który jeszcze niedawno zapewniał, że pójdzie na bój tylko jeśli będzie miał „pełne ręce traktatów przymierza”, poczuł się w obowiązku wypowiedzieć Prusom wojnę. Domagała się tego jego własna małżonka. Teraz, zgodnie z planem kanclerza „zawyli” niemieccy patrioci, co zmusiło do zmiany frontu niechętnych Berlinowi katolików z Bawarii i Nadrenii.

Bonaparte padł ofiarą własnej tromtadracji. Francuzi święcie wierzyli, że są narodem niepokonanym, stworzonym do wyższych celów (zarozumialstwo do dziś ich zresztą nie opuściło). Nad Sekwaną spodziewano się historycznej powtórki: wszak na początku XIX wieku Napoleon bez większego wysiłku rozbił i okupował państwo Hohenzollernów.

Nikomu nie przyszło do głowy, że tym razem armia wroga jest nowocześniejsza i lepiej dowodzona. Tymczasem we francuskim wojsku kariery robili politykierzy i miernoty w rodzaju marszałka Françoisa Achille’a Bazaine’a, któremu półżywy cesarz powierzył naczelną komendę.

Już na etapie mobilizacji zaznaczyła się przewaga Prus. Do spółki ze Związkiem Północnoniemieckim rzuciły na front ponad 400 tysięcy ludzi. Próbowało ich powstrzymać 260 tysięcy pełnych zapału, lecz słabo wyszkolonych żołnierzy. Nic dziwnego, że Francuzi szybko zostali zmuszeni do odwrotu.

W walkach pod Metz odznaczyli się rekruci z Wielkopolski. Pruski generał pod wrażeniem ich brawury kazał zagrać wojskowej orkiestrze Mazurka Dąbrowskiego. Polscy emigranci bili się po przeciwnej stronie. Generał Józef Hauke-Bossak, weteran powstania styczniowego zginął pod Dijon.

Drapieżnik z gałązką oliwną

„Żelazny kanclerz” był panem sytuacji. Zwycięska wojna tylko częściowo zaspokoiła jego ambicje – teraz pragnął wygrać pokój. Sprawę zjednoczenia uznał za zamkniętą, ignorując fakt, że poza granicami nowej Rzeszy pozostały miliony ludzi, mówiących po niemiecku.
Ułani wkraczają do francuskiego miasta. Polskie jednostki lekkiej jazdy były częścią pruskiej armii. Fot. Photo12/Universal Images Group via Getty Images
Całą energię skierował na przekonywanie świata, że system równowagi europejskiej, stworzony na kongresie wiedeńskim, jest wciąż aktualny.

Zmiana była jednak widoczna dla każdego: Prusy, niegdyś najsłabszy gracz z wielkiej piątki mocarstw, po faktycznym wchłonięciu 33 państewek niemieckich, stały się graczem najsilniejszym.

Armia Hohenzollernów stała się wzorem dla innych państw, podobnie jak wymyślony w Berlinie system szkolnictwa (mawiano, że wojnę z Austrią tak naprawdę wygrał pruski nauczyciel). Niemców zaczęto uważać za najlepiej wykształcony i najbardziej pracowity naród świata. Bismarck, nastawiony na utrwalenie terytorialnych zdobyczy, odrzucał miraż Weltpolitik. Nie interesował go wyścig po kolonie. Porównywał je do sobolowego futra polskiego szlachcica, noszonego zamiast koszuli.

Lekceważył też Bałkany jako „niewarte życia jednego pomorskiego grenadiera”. Na kongresie zwołanym w 1878 roku w Berlinie łagodził konflikt austriacko-rosyjski przekonując sąsiadów do przywrócenia „sojuszu trzech czarnych orłów”. Niemcy pretendowały do roli arbitra Europy. Kanclerza porównywano do żonglera, historyk Wilhelm Mommsen nazwał jego dyplomatyczne gry „tańcem na linie”. Celem było zapobieżenie powstania antyniemieckiej koalicji, zaś kamieniem u szyi - aneksja Alzacji i Lotaryngii, która odebrała Bismarckowi swobodę manewru. Ulegając naciskom wojskowych, dworu i opinii publicznej, popełnił największy błąd w swojej karierze. Teraz mógł jedynie minimalizować jego skutki, próbując izolować żądną rewanżu Francję.

Narodowy zawrót głowy

Żaden z rodaków nie kwestionował dyplomatycznego geniuszu kanclerza, ale jego polityka wewnętrzna, polegająca na tępieniu katolików, socjalistów i mniejszości narodowych, tudzież pogardzie dla parlamentaryzmu, doczekała się miażdżącej krytyki. Streszczała się ona w zdaniu, że Bismarck „uczynił Niemcy wielkimi, ale Niemców małymi”. Filozof Benedetto Croce ujął to jeszcze dosadniej, twierdząc, że oduczył rodaków wolności.

„Żelazny kanclerz” cynicznie wykorzystywał narodowy zawrót głowy, uciszył liberalną opozycję, socjalistom próbował wyrwać deski spod nóg inicjując budowę systemu ubezpieczeń społecznych.

Potwór jednak w końcu zerwał się z łańcucha. W 1890 roku Bismarcka zmuszono do złożenia dymisji. Stery najsilniejszego państw w Europie przejął cierpiący na polityczne ADHD Wilhelm II. Francuzi zawarli sojusz z „odwiecznym wrogiem” – Wielką Brytanią i pogardzaną Rosją. Ułatwiła im to Druga Rzesza, która zaczęła się poruszać się na salonach niczym słoń w składzie porcelany.
Zwyciężca i przegrany. Książę Otto von Bismarck ze swoim jeńcem cesarzem Ludwikiem Napoleonem III po poddaniu armii francuskiej w bitwie pod Sedanem. Obraz Wilhelma Camphausena z 1878 roku. Fot. Hulton Archive/Getty Images
Buńczuczne wypowiedzi kajzera typu: „domagamy się naszego miejsca pod słońcem” zdemolowały wizerunek Berlina. Bismarckowi też zdarzyło się palnąć: „My, Niemcy boimy się tylko Boga i niczego innego na świecie”, lecz nigdy nie stracił kontaktu z rzeczywistością. Imperialne ambicje Wilhelma i jego doradców miały smutne konsekwencje.

Rozbudowa floty była wyzwaniem rzuconym Londynowi, zaś bezkrytyczne popieranie bałkańskich apetytów Wiednia bardzo źle przyjmowano w Petersburgu. Przypomnijmy, że kamieniem węgielnym pokojowej polityki Bismarcka były dobre stosunki z Rosją.

Dlaczego Niemcy czczą Bismarcka, a nienawidzą Hitlera? Bo Führer okazał się nieskuteczny

W Berlinie bez wstydu wysławia się imperialnych pruskich przywódców, bezwzględnych wrogów Polaków i polskości.

zobacz więcej
Co gorsza buty „żelaznego kanclerza” okazały się za duże dla jego następców. Niemiecki rząd stał się potulnym wykonawcą planów Sztabu Generalnego. Szarzące się nad Renem, Łaba i Odrą brednie o „wyjątkowości germańskiego ducha” znalazły odpowiednik w panslawizmie.

Wyrosło pokolenie, dla którego rozwiązanie małoniemieckie było zbyt skromne. Dojrzewał projekt zdominowanej przez Berlin Mitteleuropy. Mania wielkości wykoleiła pruską lokomotywę. Dzieło życia Bismarcka zostało zniszczone.

Napoleon III zmarł na wygnaniu w Anglii. Jego jedyny syn i niedoszły następca zginął młodo w Afryce. Sędziwego wieku dożyła natomiast wojownicza cesarzowa Eugenia. Przed śmiercią w 1920 roku zaznała jeszcze tej satysfakcji, że Niemcy zdetronizowali Hohenzollernów, zaś Alzacja i Lotaryngia wróciły do macierzy.

– Wiesław Chełminiak

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Bitwa pod Froschwiller-Woerth w Alzacji, odrzucenie ataku francuskich kirasjerów na rysunku Simmlera z 1870 roku. Fot. ullstein bild/ullstein bild via Getty Images
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.