„Dzięki księżniczce Annie stałem się monarchistą” – tym osobistym wyznaniem podzielił się z czytelnikami Richard Coles, anglikański pastor, a zarazem muzyk i współprowadzący jednego z programów radia BBC 4. Tłumaczy: nie byłem zwolennikiem monarchii, bo uważałem, że jest to instytucja, która utrwala nierówności. Ale teraz już tak nie sądzę. A na monarchię nawróciła mnie księżniczka Anna.
Coles zetknął się z Anną przy okazji zbierania funduszy na pewien cel, który, jak sądził, nie wywoła większego zainteresowania. Na wiele więc nie liczył. Tymczasem obecność Anny zmobilizowała ludzi tak bardzo, że wyniki przeszły wszelkie oczekiwania. To sprawiło, że on sam spojrzał na monarchię innym okiem. Dziś uważa, że właśnie monarchia, jako instytucja bezstronna i niezaangażowana politycznie, stanowi tamę chroniącą przed, jak to określa, „rodzeniem się tyranii”.
Przemyślenia pastora – geja deklarującego, że zachowuje celibat – zostały opublikowane na łamach lewicowego dziennika „Guardian”, który nie kryje dystansu wobec monarchii. Ma to więc swoją wymowę. Artykuł ukazał się pod koniec ubiegłego roku, a zatem nie mieści się w nurcie tekstów jubileuszowych, jakie na temat księżniczki zamieszczają od wiosny media Wielkiej Brytanii i państw Commonwealthu.
Anna, jedyna córka królowej Elżbiety II i, jeśli wierzyć relacjom, prawdziwa dla niej podpora w wypełnianiu obowiązków, 15 sierpnia kończy bowiem 70 lat.
Akceptowalna twarz monarchii
Urodziny to oczywiście nie jest dobra okazja do publikowania artykułów krytycznych wobec bohaterki czy monarchii jako takiej, chyba że jest się zajadłym antymonarchistą, pozbawionym w dodatku wyczucia i instynktu samozachowawczego. Pewnie dlatego nawet wroga monarchii organizacja Republic na swej stronie internetowej milczy na temat Anny, za to na czołówce zamieszcza film o jej bracie, księciu Karolu, pod jednoznacznym tytułem: „Człowiek, który nie powinien być królem”.
Z licznych artykułów i kilku wywiadów, jakich z okazji jubileuszu udzieliła Anna, wyłania się ciekawy obraz jednej z najważniejszych przecież osób w rodzinie królewskiej: skromnej, bezpretensjonalnej, niesłychanie pracowitej, bardzo rodzinnej, blisko związanej zwłaszcza z rodzicami i dziećmi, rozsądnej i pełnej umiaru, ceniącej życie w zgodzie z naturą, niezależnej i zachowującej dystans do świata i obowiązujących, modnych poglądów.
Czy musi to oznaczać, że na potrzeby chwili prezentuje się lukrowany jej obraz i? Oczywiście, że nie, choć bez podejrzeń pewnie się nie obejdzie. Ale nawet „Guardian” wśród członków rodziny królewskiej wyróżnia właśnie Annę, pisząc, że jest ona „do zaakceptowania jako twarz monarchii”. Anna, ocenia dziennik, jest przy tym najbardziej lubiana – co zresztą zgadza się z powszechnym odczuciem, choć formalny sondaż daje nieco inne wyniki.