Cywilizacja

Taktyka Łukaszenki: ostry atak i przerwa. Polska (prawie zawsze) zła

Aleksander Łukaszenko zamierza rządzić przez kolejne lata, nawet jeśli większość Białorusinów się temu sprzeciwia. I ma zamiar prowadzić dokładnie taką politykę zagraniczną jak podczas minionych 26 lat. Politykę, w której Polska z rzadka określana jest mianem dobrego sąsiada, a najczęściej uznawana jest za wroga i potencjalnego agresora.

Każdy dyktator i władca autorytarnego państwa potrzebuje wrogów. Najlepsi są wrogowie zewnętrzni, bo to na nich można zrzucić wszelkie problemy i niepowodzenia. I można próbować mobilizować swoich zwolenników, wskazując na prawdziwe czy wydumane zagrożenie.

Łukaszenko wykorzystywał te metody bardzo skutecznie, manewrując między Rosją i Zachodem. Rosja jest jego najważniejszym sojusznikiem, ale też niesłychanie trudnym partnerem. Prezydent Władimir Putin najchętniej Białoruś by przyłączył do Rosji, a jeśli nawet pozostawił jej jakąś szczątkową formę niepodległości, to w najlepszym razie objął pełną kontrolą. Tego białoruski prezydent zdecydowanie nie chce. Jego marzeniem na pewno nie jest urząd gubernatora rosyjskiego obwodu.

W tej sytuacji Zachód zawsze odgrywał rolę skutecznego straszaka. Gdy tylko pogarszały się relacje Mińsk – Moskwa, poprawiały się stosunki Białorusi z Zachódem. A najbliższym państwem Zachodu jest dla Mińska Polska. Stąd też nagłe zmiany polityki wobec naszego kraju.


W stosunkach białorusko-polskich znaczenie miały i mają także dwa czynniki. Pierwszy to wspólna granica. To ona powoduje, że dla obu krajów wzajemne relacje są szczególnie ważne. I drugi – Polacy na Białorusi. Kilkaset tysięcy ludzi (nieoficjalnie mówi się nawet o milionie) w bardzo istotny sposób wpływają zwłaszcza na politykę Warszawy. Nasza aktywność nie powinna w żaden sposób im zagrozić, przeciwnie – musi ich wspierać. Teoretycznie jest też trzeci czynnik – Białorusini w Polsce, ale najwyraźniej Mińsk się ich sprawami nie przejmuje w ogóle.

Szturm na Dom Polski

Wybór Aleksandra Łukaszenki w 1994 r. na urząd prezydenta Białorusi był sporym zaskoczeniem. Niepokojące były zwłaszcza jego wypowiedzi, ostro krytykujące rozpad ZSRR. Poważny niepokój wywołała jednak dopiero swoista „resowietyzacja” kraju – przywrócenie sowieckiego herbu i flagi (choć bez sierpa i młota) oraz rozpędzenie dotychczasowego parlamentu i przekształcenie Białorusi w republikę prezydencką, z wyraźnie prorosyjską polityką zagraniczną.
Pikieta zorganizowana przez prorządowy Białoruski Republikański Związek Młodzieży przed polską ambasadą w Mińsku, sierpień 2005 r. Fot. PAP
Mimo pogarszających się stosunków na linii Mińsk – Zachód, Łukaszenko miewał wypowiedzi niespodziewanie propolskie. – Nasze serca i dusze otwarte są dla Polaków. Ile kroków zrobiłaby Polska w kierunku Białorusi, my zrobimy o jeden krok więcej – mówił w 2002 r.

Ale sytuacja zmieniła się zasadniczo w 2005 r. Wówczas doszło do sporu wokół Związku Polaków na Białorusi. Na zjeździe ZPB prezesem wybrany został nie dotychczasowy szef związku Tadeusz Kruczkowski, a Andżelika Borys. Widać Kruczkowski był przez Mińsk uznawany za gwaranta „prawidłowej” linii tej organizacji, bo wyniki zjazdu zostały unieważnione.

Nowe kierownictwo ZPB nie przyjęło tego do wiadomości i w efekcie doszło do szturmu milicji na Dom Polski w Mińsku; na czele milicjantów szedł Kruczkowski. Liderzy ZPB trafili do aresztów, a władze doprowadziły do powstania prołukaszenkowskiego kierownictwa związku.

I tak powstały dwie organizacje: nielegalna, uznawana przez Warszawę i działająca, choć jej działacze trafiali do aresztów i byli w różny sposób nękani, oraz legalna uznawana przez Mińsk i pozorująca aktywność.

Siedlisko polskich szpiegów

Oczywiście, winna okazała się Warszawa. Białoruskie MSZ oświadczyło, że „działania podejmowane... przez stronę polską świadczą o celowym dążeniu przez Polskę do osłabienia stosunków białorusko-polskich... Takie postępowanie strony polskiej wskazuje na niewłaściwe rozumienie roli nowego członka UE lub na brak niezależności”. Na tym się nie skończyło.

Kolejny kraj wystawi Polsce rachunek?

„Wzywamy do elementarnej sprawiedliwości. Trzeba powiedzieć: «Przebaczcie nam»” – nawołuje Polaków historyk.

zobacz więcej
Telewizja białoruska wyemitowała reportaż, zgodnie z którym polska ambasada to w rzeczywistości siedlisko szpiegów. Głos zabrał Łukaszenko. – Chciałbym ostrzec ambasadę Polski. Wiemy, co się u was dzieje. Nie myślcie, że mieszkający na Białorusi Polacy nie są obywatelami Białorusi. To nasi obywatele. My nikomu nie damy ich skrzywdzić i zawracać głowy też im nie będziecie. Lepiej zróbcie coś dobrego dla tego kraju i narodu – mówił.

A w wypowiedzi dla agencji prasowej Interfax stwierdził, że białoruscy Polacy „stali się mięsem armatnim Waszyngtonu i Warszawy”. Doszło też do wzajemnego usuwania dyplomatów. Z terytorium Białorusi usunięto trzech Polaków, tylu samo Białorusinów zostało usuniętych przez polskie władze z naszego kraju. Ówczesny doradca premiera Michał Dworczyk (dziś – minister – szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów) otrzymał zakaz wjazdu na Białoruś.

Ale i na tym się nie skończyło. W lutym 2006 r. w białoruskiej telewizji pracownik kontrwywiadu KGB oświadczył, że w polskiej ambasadzie od dawna działa stacja służb specjalnych, która korzystając z immunitetu dyplomatycznego, prowadzi wywiad prawniczy, zbiera informacje o sytuacji w ZPB, szuka agentów wpływów i „podejmuje inne działania mające na celu ingerencję w wewnętrzne sprawy Republiki Białoruś”.

Spory wokół Związku Polaków zdominowały wzajemne stosunki. Na początku lutego 2010 r. Polska na krótko odwołała swego ambasadora z Mińska w związku z sytuacją wokół majątku ZPB (chodziło o Domy Polskie, przejęte przez „łukaszenkowski” związek). Wcześniej, białoruskie MSZ przekazało do ambasady polskiej notę, w której uznano, iż funkcjonuje ona niezgodnie z „podstawowymi międzynarodowymi dokumentami prawnymi regulującymi działalność zagranicznych dyplomatów”. Sytuacja uległa poprawie po rozmowie szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego z białoruskim prezydentem podczas uroczystości zaprzysiężenia prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza.

„Operacja pucz” z Berlina i Warszawy

Ale ten rok zdominowała sprawa wyborów prezydenckich. Była nadzieja – okazało się, że złudna – iż tym razem będą przynajmniej bardziej demokratyczne i wolne niż dotąd. Stąd próby rozmów z Łukaszenką. Do Mińska pojechali Radosław Sikorski i jego niemiecki kolega Guido Westerwelle. Apelowali o uczciwy przebieg wyborów oraz zabiegali o zbliżenie Białorusi z Zachodem.
W listopadzie 2010 r. szefowie dyplomacji niemieckiej i polskiej Guido Westerwelle(drugi z lewej) i Radosław Sikorski (z prawej) spotkali się w Mińsku z Aleksandrem Łukaszenką. Fot. PEER GRIMM/EPA/PAP
Łukaszenko dawał nadzieje: Znajdziemy z Europejczykami potrzebny algorytm działań i zbudujemy nasze stosunki. Wątpię, czy Europejczycy widzą w Łukaszence swojego idealnego partnera, ale jeśli naród wybierze Łukaszenkę, to Europejczycy nie są głupi i świetnie rozumieją, że jest taki kraj w centrum Europy, z którym trzeba mieć stosunki – mówił.

Ministrowie zawieźli do Mińska obietnice konkretnego wsparcia Białorusi w ramach Partnerstwa Wschodniego.

Jeszcze przed grudniowymi wyborami, białoruski prezydent udzielił wywiadu czwórce polskich dziennikarzy (w tym autorowi tego artykułu). – Zapewniałem ministrów (Sikorskiego i Westerwelle – przyp. aut.), że wybory będą absolutnie uczciwe i przejrzyste. Podkreślam: u nas wybory prezydenckie zawsze były całkowicie demokratyczne! Dlaczego? Bo procenty wynikające z głosowania zawsze odpowiadały rozkładowi sił. Zadam pytanie i to wcale nieretoryczne. Skoro wiem, że według ostatnich danych mam poparcie rzędu 68 procent, a pozostali badani mówią, że nie wiedzą, na kogo zagłosować, to po co miałbym fałszować wybory? – pytał.

I dodał: – Ja często o tym myślę: silna władza, na górze jeden, wiele od niego zależy. I co dalej? Tu mamy problem. Nasz system partyjny jest słaby, prawie go nie ma, a powinien być silny. Radzili mi założenie własnej partii, jak w Rosji. Ale jeśli urzędnicy tworzą partię, jak Nasz Dom Rosja czy Jedna Rosja, to efekty są fatalne. System partyjny musi się wykrystalizować. U nas pojawią się takie siły. Będą dwie, trzy silne partie opozycyjne – podkreślał.

Kandydat opozycji zaginął. Milicja spacyfikowała protesty. Rządzący nie mogą przegrać

Specnaz w ciągu pół godziny wypchnął wszystkich opozycyjnych demonstrantów z placu Niepodległości, bez litości bijąc ich pałkami.

zobacz więcej
A potem były wybory, w których Łukaszenko według oficjalnych danych otrzymał prawie 80 proc. głosów, a które opozycja uznała za sfałszowane. W powyborczy, niedzielny wieczór, zorganizowana została duża, opozycyjna demonstracja, którą brutalnie rozpędziła milicja. Opozycyjni kandydaci trafili do aresztów i zostali skazani na kary wieloletniego więzienia. A to doprowadziło do zamrożenia stosunków Mińska z Zachodem.

Łukaszenko znalazł winnych sytuacji – wśród nich była oczywiście Polska. Zdaniem państwowych mediów, „operacja pucz” kosztowała rzekomo 20 milionów dolarów. Organizowali ją „agenci służb specjalnych z Berlina i Warszawy”. Jak twierdził sam białoruski prezydent, „gros pieniędzy nadeszło przez Niemcy i Polskę”. I rzekomo właśnie w tych krajach „opracowano programy obalenia ładu konstytucyjnego” Białorusi.

Telefony z Polski i Czech

Podczas wyborów prezydenckich 2015 r. panował względny spokój. I wydawało się, że tak będzie dalej. Łukaszenko czynił pewne gesty pod polskim adresem. – Jesteśmy na Polskę zawsze otwarci, to jeden z najbliższych nam krajów. Jeśli Polska tego chce, to Białoruś jest i zawsze była gotowa mieć z nią dobre i przyjazne relacje – mówił w listopadzie 2019 r.

Dodał, że nasz kraj próbuje w swojej polityce przypodobać się UE i USA. – Ale jest to mocne państwo, które ma swoją pozycję w UE. My to cenimy. Tylko nie kłamcie Polakom, że my tu z Rosją tworzymy jakiś sojusz, żeby wysłać przeciwko wam czołgi. Nigdy czegoś takiego nie będzie ani wobec was (Polski), ani wobec Ukrainy – mówił.

Czyżby nowa odwilż? Jeśli nawet – to na krótko.

W 2020 r. na Białorusi rozpętała się burza. Nie miejsce tu by opisywać przed- i powyborcze wydarzenia; można jedynie stwierdzić, że społeczeństwo białoruskie zapragnęło zmian i odejścia prezydenta, urzędującego od 26 lat i zachowującego się jak właściciel sowchozu o nazwie „Białoruś”.

Łukaszenko zmienił się w niewielkim stopniu, rządzi tak, jak robił to przez ponad dwie dekady, a państwo zastygło w swym postsowieckim kształcie. Tymczasem nastał XXI wiek, do którego obecna Białoruś nie pasuje.
Miesiąc po wyborach prezydenckich na Białorusi wciąż trwają protesty. Fot. PAP/EPA
W 2010 r. na ulice Mińska wyszło, według sprzecznych danych, od 10 do 60 tys. ludzi. Zebrali się na Placu Październikowym i przeszli na Plac Niepodległości, przed Dom Urjada – siedzibę rządu i izby niższej parlamentu. Tam też zostali rozpędzeni przez OMON. Cały protest trwał kilka godzin, ale i tak wzbudził podziw – że Białorusini są zdolni do działania. Teraz, dekadę później, gigantyczne protesty trwają kolejne dni i, mimo brutalności milicji i aresztowania setek osób, wcale się nie kończą.

Przez pierwsze dni Łukaszenko najwyraźniej liczył, że po ostrej akcji milicji sprawa szybko ucichnie. Tak się nie stało. Zdecydował więc, że zachowa się jak zawsze, czyli – wskaże tradycyjnych winowajców wszelkich problemów, z jakimi borykała się Białoruś. – Zarejestrowaliśmy telefony z zagranicy. Telefony były z Polski, Wielkiej Brytanii i Czech; sterowano naszymi, proszę wybaczyć, owcami; one nie rozumieją, co robią i nimi zaczynają sterować – mówił na spotkaniu z Siergiejem Lebiediewem, szefem misji obserwacyjnej z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw.

Potem okazało się, że zachodni sąsiedzi mają wobec Białorusi dalekosiężne, drapieżne plany. Niestety, Łukaszence pomogli w tym polscy publicyści, wypowiadając się co najmniej skrajnie nieodpowiedzialnie.
– Widzicie te oświadczenia o tym, że jeśli Białoruś się rozpadnie, to obwód grodzieński przypadnie Polsce. Mówią o tym już otwarcie. Nic im się nie uda, wiem to na pewno – oświadczył białoruski prezydent. Ogłosił też, że „nad Grodnem powiewały polskie flagi”, co miało być dowodem na działanie polskiej „piątej kolumny” (faktycznie, biało-czerwone flagi nieśli Polacy uczestniczący w antyłukaszenkowskiej demonstracji w Grodnie). I polecił zorganizować manewry wojskowe pod Grodnem, a potem, jak ogłosił, wysłał „połowę armii” nad granicę polską i litewską.

Według Łukaszenki sąsiedzi Białorusi „nie tylko otwarcie mówią o swoim stanowisku na temat powtórnych wyborów w kraju, ale i zaczynają ingerować w sprawy wewnętrzne, naciskać na państwo”. – To ewidentnie wojna dyplomatyczna – oświadczył.

•••


Jeśli Aleksander Łukaszenko pozostanie prezydentem, to stosunki polsko – białoruskie będą wyglądać jak dotąd: ostre, antypolskie ataki – i chwila przerwy, a może i uśmiechu skierowanego w stronę Warszawy.

Dokładnie można przewidzieć, gdzie nasze stosunki się zaognią i w jaki sposób będzie przebiegać konflikt, natomiast ewentualna zmiana zachowania Łukaszenki może nastąpić tylko wtedy, gdy mocniej naciśnie go Putin.

Jeśli jednak na urzędzie prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenkę zastąpi ktoś inny, wówczas polsko – białoruskie relacje można będzie zacząć pisać od nowa.

– Piotr Kościński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy



Autor jest wykładowcą AFiB Vistula i dziennikarzem tygodnika „Idziemy”
06.09.2020
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.